Jak poinformowało w piątek Ministerstwo Finansów, w ciągu dziesięciu miesięcy 2021 r. - od stycznia do października włącznie - nadwyżka w budżecie centralnym wyniosła ok. 51,9 mld zł. Dochody budżetowe sięgnęły w tym okresie ok. 405,7 mld zł (84 proc. wykonania planu z ustawy budżetowej), wydatki wyniosły zaś ok. 353,8 mld zł (67,6 proc. planu). Skala nadwyżki rośnie, po wrześniu było to ok. 47,6 mld zł.
Resort finansów wyliczył, że w porównaniu do analogicznego okresu w 2020 r. (naznaczonego znacznie dotkliwszymi obostrzeniami i kryzysem gospodarczym), dochody z VAT wzrosły o ok. 29,5 mld zł (tu zapewne swoje daje też najwyższa od 20 lat inflacja), z PIT o ok. 7,4 mld zł, z CIT o ok. 8,5 mld zł. Dodatkowo, w czerwcu do kasy państwa trafiła też rekordowa wpłata z zysku NBP - ok. 8,9 mld zł.
Jeśli chodzi zaś o wydatki budżetowe, to Ministerstwo Finansów donosi, że niższe ich wykonanie wynika m.in. z mniejszego zapotrzebowania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na finansowe uzupełniające czy z realizacji tzw. wydatków niewygasających.
Warto też przypomnieć, że - zgodnie z nowelizacją budżetu na 2021 r. - rząd zakłada deficyt budżetowy na poziomie 40,4 mld zł. Oczywiście nie musi wykazać aż takiego deficytu na koniec roku (i z pewnością tego nie zrobi). Ma jednak przestrzeń, by na koniec roku wykonać kolejne triki budżetowe takie jak rok temu, gdy tylko w grudniu dziura w budżecie powiększyła się o 70 mld zł.
Problem z danymi o wykonaniu budżetu jest taki, że - jak podkreśla wielu ekonomistów - w zasadzie niewiele z nich wynika.
Saldo budżetu państwa jest bezużytecznym wskaźnikiem kondycji finansów publicznych od lat. W kryzysie tylko ten problem pogłębiono wykorzystując nowe wehikuły. Od dawna potrzebujemy cyklicznej (kwartalnej?) sprawozdawczości dotyczącej sytuacji w CAŁYM sektorze finansów publicznych
- pisał kilka miesięcy temu dr Jakub Sawulski, kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Dodawał, że dane o sytuacji budżetu państwa warto śledzić tylko dla informacji o bieżącej wysokości dochodów podatkowych. "Bieżąca strona wydatkowa i saldo nie mają żadnej wartości informacyjnej" - pisał. Podobną opinię wyrazili m.in. ekonomiści ING Banku Śląskiego.
Praktyka ukrywania ogromnych wydatków i deficytu, poprzez przesuwanie ich z budżetu do innych instytucji państwowych (zwłaszcza do Polskiego Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego) spowodowała, że podawane przez rząd dane o sytuacji finansów publicznych stały się kompletną fikcją
O "raju wydatkowym", który rząd miał sobie stworzyć, mówi także dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. Wylicza, że w tym roku zadłużenie poza kontrolą parlamentu może dobić do niemal 300 mld zł, w 2022 r. do prawie 350 mld zł, a w 2025 r. przekroczyć 400 mld zł.
O wydatkach państwa nic nie wiemy. Budżet centralny, którym chwali się premier, to tylko fragment [pełnego stanu finansów publicznych - red.]. Morawiecki i rząd stworzyli sobie poza budżetem raj wydatkowy w Polskim Funduszu Rozwoju i Banku Gospodarstwa Krajowego. To jest ten rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych, z tego ma być finansowany Polski Ład. Tam już nie ma żadnej kontroli parlamentarnej
- mówił w programie "Studio Biznes" w Gazeta.pl dr Sławomir Dudek.
Budżet jest niewiarygodny, bo nie wiemy, co założono w równoległym "budżecie Morawieckiego", który nie został przesłany do Parlamentu. (...) Rząd nie musi nawet robić nowelizacji budżetu - premier Morawiecki dzwoni do kogoś i mówi np. "zwiększamy o 10 mld zł, bo chcemy wydać na bony i wygrać wybory
- dodawał dr Dudek.