Polska najgorsza w całej UE. Nowy raport KE obnaża nasz system ochrony zdrowia [WYKRES DNIA]

Najmniej lekarzy na milion mieszkańców i niemal najmniej pielęgniarek, niedofinansowanie systemu ochrony zdrowia, do tego (a może - z tego powodu) jedne z najtragiczniejszych liczb o zgonach od początku pandemii. Najnowszy raport Komisji Europejskiej i OECD pokazuje jak na dłoni to, co często sami widzimy - mizerię polskiego publicznego systemu opieki zdrowotnej.

2,4 na tysiąc mieszkańców — tylu praktykujących lekarzy ma Polska według najnowszego raportu "State of Health in the EU: Companion Report 2021", przygotowanego przez Komisję Europejską i OECD. To najmniej w Unii Europejskiej (do zestawienia dodano też Islandię i Norwegię). Praktykujących pielęgniarek mamy ok. 5,1 na tysiąc mieszkańców, co również plasuje nas w dole zestawienia.

Efekt — wraz z Rumunią, Węgrami, Estonią, Chorwacją, Słowacją i Łotwą zostaliśmy zakwalifikowani do grupy krajów UE, które w obu klasyfikacjach uplasowały się poniżej unijnej średniej. Jesteśmy na samym dnie, jeśli chodzi o łączną liczbę lekarzy i pielęgniarek na tysiąc mieszkańców kraju.

embed
Zobacz wideo Dr Fiałek o hejcie, który go dotknął w związku z walką z COVID-19

Co ciekawe, w raporcie powołano się też na nasze lokalne wyliczenia, według których lekarzy w Polsce jest znacznie więcej — ok. 3,4-4,4 na tysiąc mieszkańców. Zresztą były minister zdrowia Łukasz Szumowski już niemal dwa lata temu przekonywał, że dane publikowane przez Eurostat i OECD są obarczone dużym błędem z powodu problemów z raportowaniem danych. Tyle że od tego czasu Polska nie usprawniła tego procesu.

Zresztą, nawet jeśli lekarzy w Polsce jest więcej, niż wynika z raportu, to nie oznacza to, że nie ma w Polsce z kłopotów. A są przynajmniej dwa. Po pierwsze, jak zwraca zresztą uwagę Komisja Europejska w dokumencie, chodzi o problemy z dostępem do lekarzy szczególnie na terenach wiejskich oraz na peryferiach dużych miast. Po drugie, to struktura demograficzna naszych medyków — kadra lekarska i pielęgniarska starzeje się, co z roku na rok przy braku odpowiedniego napływu do zawodu nowych osób skutkuje coraz większymi problemami.

Braki te przyczyniają się do problemów z dostępem do opieki zdrowotnej, zwłaszcza na obszarach wiejskich. Co więcej, wielu lekarzy i pielęgniarek zbliża się do wieku emerytalnego, co pogłębia obawy o przyszłość

- czytamy w raporcie KE i OECD. Zwrócono przy tym też uwagę na poluzowane w trakcie pandemii przepisy dotyczące rekrutacji personelu medycznego z zagranicy.

W raporcie napisano, że do niedoborów pracowników ochrony zdrowia, które są bardziej dotkliwe niż w większości krajów UE, przyczynia się m.in. niski poziom finansowania. Ten wprawdzie rośnie w ostatnich dziesięciu latach, ale w zasadzie w średnim tempie unijnym, tj. nawet ich nie nadgania. Co więcej, choć w ponad 70 proc. polski system ochrony zdrowia jest finansowany ze środków publicznych, to aż ok. 20 proc. wydatków Polacy ponoszą z własnych kieszeni. Autorzy raportu zwracają uwagę, że o ile podstawowa opieka medyczna oraz leczenie szpitalne są w Polsce darmowe, o tyle publiczne wydatki na leki są jednymi z najniższych w UE. 

embed
  • O sytuacji w ochronie zdrowia przeczytaj na Gazeta.pl.

Jarmark Świąteczny Toruń (zdjęcie ilustracyjne)Jarmarki świąteczne. Niemcy odpuszczają, Polacy celebrują. Ceny zwalają z nóg

Polska łóżkami szpitalnymi stoi

Co ciekawe, mimo braków w kadrze medycznej, liczba łóżek szpitalnych w Polsce jest wyższa niż unijna średnia. Problem w tym, że są one nierówno "rozdystrybuowane" po kraju. Co więcej, według raportu KE to problem w tym sensie, że nasz system opieki zdrowotnej bardzo mocno opiera się właśnie na leczeniu szpitalnym, kuleje zaś kwestii opieki ambulatoryjnej, diagnostycznej czy długoterminowej. Z raportu wynika, że Polska ma najwyższy w UE wskaźnik hospitalizacji dla schorzeń, które można by skutecznie leczyć poza szpitalami. Chodzi m.in. o astmę, POChP, zastoinową niewydolność serca i cukrzycę.

embed

Przetyrani, cykl Gazeta.pl na temat etosu pracy PolakówEkspert: Podział na przeciętniaków i ciężko pracujących przedsiębiorców jest sztuczny

Polacy "stracili" 1,4 roku życia

2020 i 2021 r. to lata dramatycznego wzrostu śmiertelności w Polsce. O ile w poprzednich latach rocznie umierało w Polsce ok. 410 tys., o tyle w 2020 r. ok. 485 tys., a w tym roku zapewne ta dramatyczna liczba przekroczy 500 tys. Według wyliczeń Jakuba Lipińskiego i Bartosza Paszczy z Klubu Jagiellońskiego, wyższą nadmierną śmiertelność w przeliczeniu na milion mieszkańców ma w UE tylko Bułgaria.

To sprawiło, że Polska była jednym z krajów, w których najmocniej zanurkowała tzw. oczekiwana długość życia, wyliczana na podstawie statystyk śmiertelności. Polacy przeciętnie "stracili" ok. 1,4 roku życia, mniej tylko od Hiszpanów i Bułgarów. Średnia oczekiwania długość życia w całej Unii spadła o 0,7 roku. Różnica pomiędzy Polską a UE powiększyła się do czterech lat. 

embed
embed

Moneta kolekcjonerka NBPNBP wypuścił monetę z błędem. Dziękuje grupie zawodowej, której nie ma

Mnóstwo śmierci, których można było uniknąć

Polska wypada też znacznie gorzej niż średnia unijna w liczbie śmierci, których można było uniknąć (ang. preventable mortality). Gwoli ścisłości — nie chodzi tu tyle o błędy lekarskie czy brak dostępu do opieki medycznej, co o śmierci związane z brakiem profilaktyki, stylem życia, czynnikami środowiskowymi itd. To m.in. choroby związane z nadużywaniem alkoholu czy otyłością, nowotwory płuc, wypadki, ale także połowa śmierci z powodu chorób mózgowo-naczyniowych czy niedokrwiennych serca. Druga połowa trafia do grupy śmiertelności "możliwej do uleczenia" (ang. treatable mortality), tj. takich, których można było uniknąć wskutek interwencji medycznej.

W Polsce takich śmierci "możliwych do uniknięcia" mieliśmy (dane za 2018 r.) 222 na 100 tys. osób, podczas gdy średnia unijna to 160. Śmierci "możliwych do uleczenia" mieliśmy 133 wobec 92 średnio w UE. Zapewne marnym pocieszeniem m.in. dla rodzin zmarłych jest to, że osiem krajów Unii ma gorsze statystyki od nas. Z raportu jasno wynika — alkohol, papierosy czy otyłość to wciąż poważne problemy Polski, które wpływają na naszą śmiertelność.

embed

W raporcie KE "wypomina" Polsce także wysoki odsetek tzw. niezaspokojonych potrzeb dotyczących badania lekarskiego czy leczenia. Według danych Eurofound, na który powołują się autorzy raportu, w pierwszym roku pandemii takie niezaspokojone potrzeby zgłosiło 28 proc. Polaków wobec 21 proc. średnio w Unii. Problem w tym zakresie mieliśmy już wcześniej (to także kwestia kosztów leczenia, odległości do punktu medycznego czy czasu oczekiwania na świadczenie), ale w okresie pandemii był on kontynuowany. Wprawdzie rosnące użycie teleporad pomogło w utrzymaniu dostępu do podstawowej opieki medycznej, o tyle dostęp do opieki specjalistycznej (dla pacjentów innych niż z COVID-19) był poważnie ograniczony.

W raporcie KE znalazło się też kilka pochwał dla Polski. Chodzi właśnie np. o sprawne wdrożenie rozwiązań telemedycznych w podstawowej opiece zdrowotnej, ale także o zdecydowaną reakcję na pierwszą falę pandemii, która pozwoliła naszej ochronie zdrowia "kupić" nieco czasu. Niestety, w trakcie drugiej fali nasz system już szybko znalazł się pod presją m.in. z powodu braków pracowników ochrony zdrowia. Efekty? Znamy już doskonale — tragiczne. 

Więcej o: