Przez trwający konflikt kontrolerów ruchu lotniczego z dyrekcją Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej z końcem kwietnia z pracy może odejść ponad 130 kontrolerów. Rząd postanowił zatem zadziałać i opublikował rozporządzenie, które wprowadza ograniczenia w ruchu lotniczym. Dokument będzie obowiązywał przez cały maj i - o ile nie uda się wcześniej dojść do porozumienia - wyrzuci z polskich lotnisk około 300 lotów dziennie. Uderzy w dwa wielkie porty lotnicze: Lotnisko Chopina i Warszawa-Modlin.
Rozporządzenie zakłada, że w maju operacje lotnicze z tych lotnisk będę odbywać się zaledwie przez 7,5 godziny dziennie (tyle trwa jedna zmiana kontrolerów), czyli w godzinach 9:30-17:00. I to wyłącznie "pod warunkiem zapewnienia służb żeglugi powietrznej obsługujących te operacje oraz nieprzekroczenia deklarowanej pojemności TMA Warszawa". Innymi słowy, jeśli w tych godzinach znajdą się kontrolerzy gotowi obsłużyć dany lot, samolot poleci, a jeśli nie, to nie poleci.
Co więcej, jeśli jakaś linia lotnicza chciałaby przylecieć do Warszawy (lub Modlina) i polecieć dalej tego samego dnia (a tak działają głównie tanie linie i zagraniczni przewoźnicy tradycyjni) to musi wylądować w stolicy najpóźniej o 15:45. O ile oczywiście ma prawo do startu i lądowania w odpowiednich godzinach, a z tym może być problem.
Jakby tego było mało, rozporządzenie daje Lotnisku Chopina na Okęciu w Warszawie pierwszeństwo do startów i lądowań. Zatem jeśli Okęcie będzie miało zbyt wiele lotów do odprawienia, samoloty na Modlinie (z którego lata tylko Ryanair) będą musiały cierpliwie czekać.
Dokument określa też listę połączeń, które będą miały pierwszeństwo przed pozostałymi trasami. Kontrolerzy będą obsługiwać te połączenia priorytetowo, a jeśli starczy im czasu, będą mogli obsłużyć też część pozostałych. O tym, które to będą loty (z puli lotów nieobjętych priorytetem), zadecyduje koordynator Lotniska Chopina w Warszawie.
Samolot na każdej z tras będzie mógł polecieć tylko raz dziennie, a w przypadku, gdy dane połączenie obsługują co najmniej dwie linie lotnicze, pierwszeństwo dostanie ta, która w latach 2019-2021 przewiozła na danej trasie więcej pasażerów. Miasta, które znalazły się na liście "uprzywilejowanych" to (w kolejności od najwyższego priorytetu):
Oczywiście w rozporządzeniu nie pojawiła się nazwa żadnej linii lotniczej, ale nietrudno zauważyć, że w zdecydowanej większości są to trasy obsługiwane głównie lub wyłącznie przez PLL LOT. Nie wiemy, czym kierowali się rządzący, układając listę, jednak na przypadek zdecydowanie to nie wygląda.
Zauważył to zresztą np. Ryanair, który błyskawicznie wystosował skargę do Komisji Europejskiej. Irlandczycy tłumaczą, że rząd bardzo wyraźnie faworyzuje LOT, przyznając prawo do lotów na mało istotnych kierunkach (np. do Rzeszowa), a kasując najważniejsze trasy niezwykle popularnego wśród Polaków low-costu. Linia wyliczyła, że z kilkudziesięciu tras z Modlina w maju zostaną jej... zaledwie dwie.
Taka, a nie inna treść rozporządzenia to również ogromny problem dla polskich turystów, którzy mieli już zaplanowane urlopy na maj lub krótkie wypady na zbliżającą się majówkę. Z Warszawy znika bowiem zdecydowana większość turystycznych kierunków, a zostają trasy istotne dla klientów latających służbowo lub takie, które obsługują drożsi przewoźnicy, na czele z LOT-em.
Tym samym na majowy urlop najpewniej nie udamy się do popularnych turystycznie miast, m.in. do Mediolanu, Neapolu, Rimini, Pizy, Bolonii, Alicante, Malagi, Palmy, Larnaki, Pafos, Porto, Faro, Aten, Burgas, Ammanu, Kutaisi czy na Wyspy Kanaryjskie. A to tylko część z popularnych kierunków wiosennych obsługiwanych głównie przez tanie linie lotnicze. Najpewniej nie wystartują też typowo letnie kierunki, które zazwyczaj dołączają do siatki low-costów pod koniec maja - w myśl rozporządzenia urlopowe destynacje nie są priorytetem.
Na liście ujętych w dokumencie tras są za to miasta, takie jak Zurich, Düsseldorf, Toronto, Chicago, Frankfurt, Monachium, Berlin, Wilno, Praga, Seul czy dwie krajówki - Rzeszów oraz Szczecin. Pojawiło się też na przykład Tbilisi, gdzie dolecimy wyłącznie LOT-em (Wizz Air lata do Gruzji na lotnisko Kutaisi, które nie zostało ujęte w rozporządzeniu). A zatem to kierunki zdecydowanie rzadziej wybierane przez turystów z Polski.
Trudno nie zauważyć, że priorytetowe trasy - choć oczywiście również bardzo ważne - są w zdecydowanej większości zdominowane przez LOT lub oferowane też dodatkowo przez tradycyjnych przewoźników zza granicy (np. Lufthansę). Część to chociażby typowe lotniska przesiadkowe (np. Frankfurt). Do innych w miarę łatwo możemy dostać się pociągiem lub autokarem, bo nie są zbyt oddalone od Warszawy. To m.in. Berlin, Praga, Wilno i oczywiście Rzeszów oraz Szczecin.
Najpewniej więc największym wygranym opublikowanego właśnie rozporządzenia będą Polskie Linie Lotnicze LOT, a największymi przegranymi Ryanair i Wizz Air oraz oczywiście polscy turyści.
W tym momencie trudno też powiedzieć, jak potoczą się losy "zbanowanych" połączeń w czerwcu i miesiącach wakacyjnych. Zapewne - o ile nie dojdzie do porozumienia z kontrolerami w najbliższych dniach - Polska Agencja Żeglugi Powietrznej nie obsadzi ponad stu wolnych stanowisk w miesiąc, bo wyszkolenie nowych kontrolerów zajmuje sporo czasu. Być może zatem problemy będą ciągnąć się dłużej.
Z drugiej strony może też dojść do porozumienia, a rozporządzenie jednak nie wejdzie w życie 1 maja. Na razie jednak lepiej jeszcze wstrzymać się z zakupem biletów na wakacyjny odpoczynek.
Więcej o problemach na polskim niebie przeczytacie na Gazeta.pl