Dlaczego bilety lotnicze są drogie? Nie chodzi tylko o ceny paliw. Ale wciąż da się polecieć tanio

Bartłomiej Pawlak
Tegoroczne wakacje będą zdecydowanie droższe od poprzednich. Do góry poszły nie tylko ceny wycieczek zorganizowanych, ale również bilety lotnicze dla osób samodzielnie planujących wyjazdy. Winę za ten stan rzeczy ponosi nie tylko drogie paliwo. Wciąż są jednak sposoby, aby kupić loty w przyzwoitych cenach.
Zobacz wideo Na wakacje samochodem czy też samolotem - co się bardziej opłaca? Pytamy eksperta

Ceny paliw na stacjach poszły tak mocno do góry, że wiele osób już musiało zrezygnować z urlopów, na które planowali pojechać prywatnymi samochodami. Z podobnym problemem zmagają się miłośnicy wycieczek zorganizowanych. Już teraz ceny w biurach podróży skoczyły do niespotykanych dawno poziomów.

Dobrą alternatywą stał się tym samym zakup biletów lotniczych. O ile tylko dobrze poszukamy, jesteśmy w stanie znaleźć loty w przyzwoitych cenach. Ogólny poziom cen jest jednak zdecydowanie wyższy od tego, do czego przyzwyczaiły nas ostatnie lata.

Dlaczego bilety lotnicze są drogie?

Taki stan rzeczy wynika nie tylko z drożejących - również dla branży lotniczej - paliw. To oczywiście jedna z przyczyn, jednak jest ich więcej. Wzrost cen paliwa nałożył się w czasie z problemami, z którymi zmagają się od kilku tygodni przewoźnicy. Zdjęcie obostrzeń covidowych najwyraźniej mocno ich zaskoczyło.

Wieszczony i odwoływany przez dwa długie lata koniec pandemii koronawirusa sprawił, że linie lotnicze działały w "pandemicznym trybie" lub - kolokwialnie mówiąc - na pół gwizdka. Oznaczało to m.in. okrojenie liczby połączeń, zwolnienie lub zawieszanie członków załogi pokładowej, rezygnację z planowanego leasingowania nowych maszyn, czy nawet odstawienie do hangarów egzemplarzy już posiadanych. Popyt na latanie samolotem w 2020 czy jeszcze w 2021 roku był na tyle mały, że przewoźnikom zwyczajnie opłacało się mocno okroić swoją działalność, by ograniczyć koszty. Brak popytu zabił podaż.

Teraz gdy w większej części świata wszelkie obostrzenia wjazdowe zostały niespodziewanie zniesione, a zagrożenie pandemiczne ot tak odwołano, ludzie ruszyli do komputerów i od kilku tygodni okupują systemy rezerwacyjne głównych przewoźników. Ci najwyraźniej sami zaskoczeni są takim zainteresowaniem konsumentów.

Zresztą podobnie, jak porty lotnicze. Świetnie widać to na przykładzie ostatnich dni i wydarzeń z Wielkiej Brytanii. W Londynie wiele samolotów odleciało bez pasażerów (którzy z powodu kolejek nie zdołali dotrzeć do bramki), a inne były odwoływane lub przekładane. Stołeczne lotniska na Wyspach najwyraźniej również nie obudziły się jeszcze z pandemicznego letargu i nie przygotowały personelu i infrastruktury na tłumy podróżnych.

Wracając jednak do popytu, teraz - gdy jest spory - algorytmy systemów rezerwacyjnych linii lotniczych automatycznie podbijają ceny na popularnych połączeniach, z czego linie lotnicze mogą się jedynie cieszyć. Gdy popyt zaczyna jednak wyprzedzać podaż, biletów na popularny trasach albo zaczyna brakować, albo są ekstremalnie drogie. A taka sytuacja już nie jest korzystna.

Przewoźnicy muszą więc otwierać kolejne i kolejne połączenia (lub zwiększać częstotliwość lotów), aby sprostać zainteresowaniu podróżnych. Często to te same kierunki, które wcześniej zamykali właśnie z powodu braku popytu (zduszonego obostrzeniami). Problem w tym, że potrzebują do tego dodatkowych samolotów i dodatkowych załóg, a odbudowanie floty wymaga czasu. To kwestia m.in. przeorganizowania siatki połączeń, ściągnięcia samolotów z odległych lotnisk i przygotowania ich do ponownego latania z turystami na pokładzie.

Jak przyznał Ed Bastian, szef Delta Air Lines (jednej z największych linii w USA) w rozmowie z Bloombergiem, popyt w tym roku "wyskoczył poza skalę". A to oznacza, że zdecydowanie rosną też ceny biletów lotniczych. Tego lata powinny być nawet o 30 proc. wyższe w porównaniu do stanu sprzed pandemii. I to niezależnie od tego, czy mówimy o lotach lokalnych, czy międzynarodowych i czy o trasach turystycznych, czy biznesowych.

Jak wynika z badania Mastercard Economics Institute, o którym wspomina Bloomberg, średni koszt dowolnego lotu z Singapuru jest o 27 proc. wyższy niż w 2019 roku, a wszystkie loty z Australii podrożały o ok. 20 proc. Minie więc trochę czasu, zanim, przewoźnicy odbudują floty, a ceny zaczną spadać. A bilety lotnicze zazwyczaj kupuje się z wyprzedzeniem.

Jak kupić tani lot?

Oczywiście nie jest tak, że z rynku zupełnie zniknęły tanie loty. Przewoźnicy typy low-cost wykorzystują taką sytuację, aby zaoferować tańsze alternatywy dla popularnych (czyli drogich) połączeń. W ten sposób mogą sprzedać bilety, na które nie rzucają się tłumy chętnych.

Warto więc szukać przede wszystkim kierunków mniej oczywistych. Chociażby niedocenianej przez Polaków (ale pięknej) Albanii, o której w Studiu Biznes wspominał w środę Paweł Kunz. Innymi ciekawymi propozycjami mogą być m.in. Czarnogóra czy Bośnia i Hercegowina.

Warto też porównywać ceny biletów u różnych przewoźników lub szukać lotów przesiadkowych (bywają tańsze). Zamiast lecieć bezpośrednio do Malagi, można spróbować dostać się taniej np. do Barcelony, a następnie za grosze kupić lot krajowy do Malagi. Często taniej będzie też np. zrezygnować z powrotu do Warszawy, a wylądować w Poznaniu i dojechać do stolicy pociągiem.

Więcej o lotnictwie znajdziesz na Gazeta.pl

Najważniejszy jest jednak termin. Najdroższe bilety to oczywiście te kupowane na ostatnią chwilę i na okres wakacyjny. Lipiec i sierpień to miesiące, gdy urlopowiczów jest najwięcej, dlatego i ceny są najwyższe. Tymczasem w wielu krajach (np. w Hiszpanii) ładna pogoda utrzymuje się znacznie dłużej i zamiast lecieć w sierpniu, można zdecydować się na znacznie tańsze loty pod koniec września czy nawet w październiku. Szukając takich połączeń teraz, możemy znaleźć je nawet w kilkukrotnie niższych cenach.

Więcej o: