W czwartek Sejm - głosami niemal wszystkich posłów - uchwalił rządową ustawę dotyczącą pomocy dla kredytobiorców. Zakłada ona techniczne usprawnienia w działającym już od kilku lat Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, zobowiązuje też rynek do poszukiwania alternatywnej wobec WIBOR-u stawki, na której ma już od początku 2023 r. bazować oprocentowanie kredytów hipotecznych. Stawki, która ma być bardziej przejrzysta i zrozumiała dla konsumentów, ale która diametralnie nie polepszy warunków kredytów (rząd liczy, że obniży oprocentowanie o ok. 0,2-0,3, może 0,4 pp.).
Bodaj najważniejszym, przynajmniej w tym momencie, elementem pakietu wsparcia są jednak w zasadzie powszechne wakacje kredytowe dla kredytobiorców. Wyłączenia z programu są niewielkie, dotyczą wyłącznie osób, które kupiły mieszkanie na kredyt w celach inwestycyjnych czy pod wynajem (nie na własne potrzeby mieszkaniowe). Ale z wakacji będą mogli skorzystać także kredytobiorcy majętni, którzy nie mają problemów z podwyższoną ratą.
Wakacje kredytowe oznaczają, że większość kredytobiorców będzie mogła nie zapłacić aż ośmiu rat kredytów mieszkaniowych w ciągu najbliższych 18 miesięcy (po cztery w drugiej połowie 2022 r. i całym 2023 r.). Te raty zostaną przesunięte na koniec okresu spłaty kredytu, czyli nawet za np. 5, 15 czy 25 lat.
Wakacje kredytowe są oczywiście odpowiedzią rządu na rosnące raty kredytów. Te idą w górę, bo Rada Polityki Pieniężnej od ośmiu miesięcy konsekwentnie podnosi stopy procentowe.
Co kluczowe - choć brutalne i zapewne dla wielu mocno kontrowersyjne - wzrost rat nie jest żadnym niepożądanym skutkiem ubocznym podwyżek stóp, ale jednym z jej głównych celów. Sam prezes Glapiński na poprzednich konferencjach prasowych wyraźnie powtarzał, że de facto m.in. o to w podwyżkach chodzi, żeby kredytobiorcy mieli wyższe raty (bo wtedy mniej pieniędzy będą wydawali na inne cele i presja inflacyjna w gospodarce będzie się zmniejszać).
Wprowadzając powszechne - a nie celowane do najbardziej potrzebujących - wakacje kredytowe rząd de facto sabotuje podwyżki stóp i może utrudniać walkę z inflacją. Mówi o tym głośno część członków Rady Polityki Pieniężnej, napisał o tym także Narodowy Bank Polski w opinii do projektu ustawy.
Ale podczas czwartkowej konferencji prasowej prezesowi NBP Adamowi Glapińskiego nie przeszło przez gardło nawet pół krytycznego słowa wobec rządowego projektu.
Powiększenie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców jest dobrym, rozsądnym rozwiązaniem. I tyle. A rząd robi, co uznaje za stosowne z punktu widzenia społecznego. To nie jest z nami konsultowane w żaden sposób. Zakładam, że rząd wie, co robi
- skwitował Glapiński w odpowiedzi na pytanie o wakacje kredytowe i inne elementy ustawy.
To o tyle ciekawe, że gdy np. trzeba chwalić rząd, przekonywać o własnej nieomylności albo krytykować działania opozycji, Unii Europejskiej czy swoich poprzedników w fotelu prezesa NBP, zwykle szef banku centralnego ma zdecydowanie więcej do powiedzenia.
Słowa, które można by odnieść bezpośrednio do wakacji kredytowych, zajęły prezesowi NBP ok. 10 sekund. Dla porównania powtarzana co miesiąc od wielu konferencji obrona siebie i NBP przed "wielkimi kłamstwami" (dotyczącymi błędów polityki pieniężnej) zajęła Glapińskiemu tym razem około dwóch minut (i tak wyjątkowo krótko). Podobnie kilkukrotnie więcej czasu prezes NBP poświęcił w czwartek np. na przekonywanie, że on jako szef banku centralnego oraz rząd są "właściwi na trudne czasy".
Zbycie tematu wakacji kredytowych przez Glapińskiego jest też o tyle interesujące, że mimo wszystko stanowisko NBP - zawarte w opinii do projektu ustawy - jest w tej sprawie dość krytyczne.
NBP wskazywał w dokumencie, że choć popiera dążenia rządu do pomocy osobom przygniecionym wzrostem rat, to jednak zaznacza, że z udogodnień będą mogli skorzystać również kredytobiorcy "o bardzo dobrej sytuacji finansowej, dla których wzrost stóp nie jest problemem". Poddawał wobec tego pod rozwagę "ukierunkowanie pomocy tylko do kredytobiorców spełniających określone warunki, skutkujące niemożnością lub dużym utrudnieniem w regularnej spłacie rat kredytowych".
Bank centralny napisał też w dokumencie m.in., że powszechne wakacje kredytowe mogą powodować, że "wystąpi zjawisko tzw. pokusy nadużycia, tworząc nieprawidłowy system bodźców zachęcający do podejmowania przez kredytobiorców nadmiernego ryzyka w przyszłości". Zauważył też, że "koszty dla sektora bankowego będą w nieuzasadniony sposób wyższe". NBP oszacował je - przy założeniu, że skorzystaliby z nich wszyscy kredytobiorcy - na kwotę aż 20 mld zł, czyli pięć razy wyższą, niż przyjął rząd.
Wprowadzenie bezwarunkowych wakacji kredytowych mogłoby utrudniać dążenie do trwałego obniżenia inflacji
- napisał także NBP w opinii. O żadnej z tych licznych wątpliwości banku centralnego Glapiński nie uznał za stosowne powiedzieć podczas czwartkowej konferencji prasowej.
Jeszcze ciekawiej na czwartkowej konferencji prasowej zrobiło się, gdy padło kolejne pytanie o szczegóły ustawy o wsparciu kredytobiorców, tym razem o zmianę stawki WIBOR na inną. Rząd chce, aby stało się to od początku 2023 r.
Dziennikarz PAP Biznes Rafał Tuszyński zapytał prezesa NBP o związane z tym ryzyka dla systemu bankowego oraz realność terminu wejścia w życie zmiany (wskazywał, że to bardzo szybkie tempo w porównaniu z podobnymi operacjami w przeszłości), Tuszyński zapytał także o opinię NBP na temat propozycji prezesa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, aby polski bank centralny kierował grupą roboczą zajmującą się zmianą WIBOR-u na inną stawkę.
Pomyśleć, że już mogłem zakończyć konferencję i pan by nie zadał tego pytania. Liczyłem, że takie pytanie nie padnie
- zaczął swoją odpowiedź Glapiński, zerkając wymownie w kierunku zegara. W następnych słowach poradził skierować te pytania do KNF oraz do Marka Dietla, prezesa Giełdy Papierów Wartościowych. To spółka-córka GPW - spółka GPW Benchmark - zajmuje się pracami nad zamiennikiem WIBOR-u.
NBP nie ma z tym nic wspólnego. Nie wiem, czemu prezes Tomaszewski [prezes BFG - red.] kieruje pod adresem NBP [takie pomysły - red.]. Wiem, że jak coś się nie udaje, to się kieruje do NBP, bo jesteśmy najmocniejszym zespołem, ale my nic w tej sprawie nie prowadziliśmy, nie prowadzimy i wolelibyśmy nie prowadzić. Przyjmiemy to, co z tych opracowań wyniknie
- powiedział Glapiński. Nie omieszkał też wbić szpili prezesowi GPW Markowi Dietlowi.
Proszę skierować to pytanie do pana prezesa Dietla. On się tak szeroko wypowiadał przez ostatnie miesiące, co NBP powinien robić. Proponuję skoncentrować się na GPW Benchmark. GPW Benchmark sformułował propozycje trzech różnych wskaźników - taki jest na razie efekt czteroletniego działania
- stwierdził Glapiński. Zaraz potem konferencja została zakończona.