7,6 proc. - o tyle, według piątkowych danych GUS, wzrosła w Polsce produkcja przemysłowa w ujęciu rok do roku. To wynik nieco poniżej rynkowego konsensusu (7,8 proc.). Wzrost produkcji rok do roku odnotowano w 26 z 34 branż przemysłu.
Widać jednak, że polski przemysł zwalnia - przełamana została passa ośmiu miesięcy z rzędu, gdy produkcja przemysłowa rosła w dwucyfrowym tempie rok do roku.
Nie ulega wątpliwości, że kolejne miesiące też będą mocno przeciętne. No właśnie - ale czy w polskim przemyśle jest po prostu gorzej, czy jednak naprawdę źle? Tu tak naprawdę można przebierać w ocenach sytuacji.
Pewną nutę optymizmu wlewają np. komentarze ekonomistów z banków BNP Paribas i PKO BP. Zwracają oni uwagę, że miesiąc do miesiąca - w ujęciu odsezonowanym - w lipcu wolumen sprzedaży w przemyśle zwiększył się o 0,5 proc. względem czerwca. Niby skromnie, ale jednak po raz pierwszy od trzech miesięcy w ogóle jakiś wzrost się pojawił.
Miękkie lądowanie gospodarki jest nadal w grze
- wskazują analitycy PKO Banku Polskiego.
Pewna dawka optymizmu po bardzo słabych danych o wzroście PKB w drugim kwartale, choć sądzimy, że w kolejnych miesiącach czekają nas kolejne spadki
- dodają eksperci z BNP Paribas.
Dalszego pogorszenia wyników przemysłu spodziewa się także Marcin Klucznik, ekonomista z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. - Będzie to efekt słabnącej aktywności gospodarczej oraz redukcji zapasów - wyjaśnia ekspert i dodaje:
Szacujemy, że akumulacja zapasów odpowiadała za 2,3 pp. wzrostu PKB w drugim kwartale. Firmy zwiększały zapasy z dwóch powodów - oczekiwały dobrej koniunktury oraz zabezpieczały się przed wzrostem cen handlu międzynarodowego. Spowolnienie oznacza osłabienie popytu - firmy będą w pierwszej kolejności sprzedawać zapasy. Nadmiar zapasów oznacza silniejsze ograniczenie produkcji
To prawda i wielu ekonomistów zwraca uwagę na to samo, co Klucznik. Zarówno w wynikach polskiego przemysłu, jak i generalnie całej gospodarki na przełomie 2021 i 2022 r. widać było olbrzymi efekt budowania zapasów. Teraz widać odwrócenie tego trendu. Weszliśmy na nienaturalnie wręcz wysokiego konia, teraz się z niego zsuwamy.
Chyba najbardziej alarmistycznie brzmią ekonomiści z ING Banku Śląskiego. Oni w danych widzą bardzo szybkie hamowanie polskiego przemysłu.
Spadek produkcji w ujęciu miesięcznym miesiąc do miesiąca oraz spowolnienie tempa wzrostu w ujęciu rocznym odnotowały wszystkie cztery główne grupy przemysłowe - górnictwo, przetwórstwo przemysłowe, produkcja energii oraz dostawy wody/gospodarka komunalna. Słabną wcześniejsze lokomotywy wzrostu gospodarczego, np. niektóre działy przemysłu ciężkiego, dużo gorzej wygląda produkcja dóbr konsumpcyjnych trwałych. Utrzymały się stosunkowo silne wzrosty w produkcji dóbr pierwszej potrzeby - żywność, napoje, odzież, tekstylia, także papier czy farmaceutyki
- wskazują eksperci z ING. Dodają, że osłabienie popytu na dobra trwałego użytku odzwierciedla zapewne bardzo rekordowo pesymistyczne nastroje konsumentów (o których pisaliśmy na Gazeta.pl w czwartek 18 sierpnia) i słabsze zamówienia zagraniczne ze strony głównych partnerów handlowych, szczególnie z Niemiec. Te prawdopodobnie wchodzą w recesję, wróży im się kłopoty gospodarcze związane z niskimi dostawami gazu.
Ekonomiści z ING wskazują także, że osłabienie popytu zewnętrznego i krajowego w polskim przemyśle sugeruje indeks PMI wyraźnie poniżej neutralnego poziomu 50 punktów przy wyraźnym spadku nowych zamówień eksportowych. W lipcu wskaźnik PMI dla polskiego sektora przemysłowego wyniósł tylko 42,1 pkt. Był to najgorszy odczyt od maja 2020 r. i trzeci z rzędu poniżej 50 pkt.
W piątek GUS podał też dane o inflacji producenckiej (tzw. PPI). Ta miara pokazuje, o ile rok do roku wzrosły ceny u producentów - czyli zanim trafiły do hurtowni, sklepów czy kolejnych fabryk (jako komponenty, surowce itd.).
W lipcu inflacja producencka wyniosła 24,9 proc. rok do roku (wobec 25,6 proc. przed miesiącem) oraz 0,9 proc. miesiąc do miesiąca. Z jednej strony - to wciąż bardzo wysokie odczyty, które z pewnością będziemy choć częściowo widzieli w danych o inflacji konsumenckiej (czyli m.in. w sklepach) w kolejnych miesiącach.
Z drugiej - jak zwraca uwagę Marcin Klucznik z PIE, wzrost cen względem czerwca o 0,9 proc. był najniższy od roku i wynikał ze spadku cen paliw oraz części surowców energetycznych i metali.
Głównym zagrożeniem dla przemysłu są obecnie ceny energii - ceny kontraktów na energię elektryczną dla przedsiębiorstw wzrosły w ciągu roku prawie trzykrotnie
- dodaje ekspert.
W podobnym tonie wypowiadają się ekonomiści Pekao.
Lipiec przyniósł spadek inflacji PPI do 24,9 proc. rok do roku i bardzo prawdopodobne, że czerwiec był szczytem w obecnym cyklu. W oczekiwaniu globalnego spowolnienia spadają ceny surowców przemysłowych oraz paliw. Największa niepewność w scenariuszach inflacyjnych pozostaje w cenach energii
- komentują.