100 tys. ton węgla to dzienne zużycie polskiej energetyki
- zwrócił uwagę na Twitterze Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl. To reakcja na zapowiedzi ukraińskich i polskich władz po wizycie premiera Mateusza Morawieckiego w Kijowie, iż Ukraina zdecydowała o pilnej dostawie Polsce 100 tys. ton węgla jeszcze we wrześniu.
Gest Ukrainy jest symboliczny w obu wymiarach tego słowa. Jest symboliczny, bo dowodzi przyjaźni polsko-ukraińskiej. Według słów prezydenta Zełenskiego, ogarnięta wojną Ukraina "ma wystarczające zapasy i może pomóc braciom przygotować się do zimy". To bardzo ważna deklaracja, którą zdecydowanie należy docenić.
Zresztą przepływ węgla między Polską a Ukrainą działa w obie strony - jak zauważa Joanna Pandera, prezeska Forum Energii, od stycznia do maja Polska wyeksportowała do naszego wschodniego sąsiada 430 tys. ton węgla.
Ale gest Ukrainy jest też gest "symboliczny" w tym sensie, że nie stanowi przełomu z punktu widzenia polskiej sytuacji energetycznej. Oczywiście, absolutnie każda tona węgla dla Polski przed nadchodzącą zimą - czy to dla gospodarstw domowych czy elektrowni lub ciepłowni - jest na wagę złota. Tym bardziej 100 tys. ton z Ukrainy. Natomiast nie jest tak, że oto po deklaracji naszych wschodnich sąsiadów wszystkie nasze troski przed nadchodzącą zimą mogą już zostać rozwiane.
Trzeba też przyznać, że wciąż nie znamy szczegółów umowy Polski z Ukrainą. Po pierwsze - czy na 100 tys. ton węgla się skończy. Na razie nie było oficjalnie mowy o ustaleniach co do kolejnych dostaw, ale rzecznik polskiego rządu Piotr Mueller mówił (cytowany przez Informacyjną Agencję Radiową), że wsparcie z Ukrainy "będzie istotne jeżeli będzie miało charakter długoterminowy". Mueller przyznawał, że dostawy z Ukrainy nie pokryją całego zapotrzebowania Polski, ale "są bardzo istotne ze względu na możliwość szybkiego eksportu drogą lądową". Według premiera Ukrainy Denisa Szmyhala, zapasy węgla w ukraińskich składach wynoszą prawie 2 mln ton, czyli około dwa i pół razy więcej niż rok temu.
Nie wiadomo też dokładnie, jaki typ węgla trafi z Ukrainy do Polski - np. dla gospodarstw domowych zwykle potrzebny jest węgiel gruby. Choć oczywiście w razie konieczności lepszy miał niż nic. Zresztą kilka dni temu Polska Grupa Górnicza poinformowała o uruchomieniu w swoim e-sklepie możliwości zakupu miału i zachęcała do jego mieszania z węglem o grubszym uziarnieniu. Formalnie od 2020 r. sprzedaż miału węglowego jest (pod pewnymi warunkami) zakazana, ale zapewne tej zimy będzie patrzyło się na przepisy przez palce.
Jeśli węgiel z Ukrainy będzie się nadawał dla gospodarstw domowych, to jest to gest bardziej realny. Jeśli będzie to węgiel bardziej przemysłowy, do wykorzystania w tzw. zawodowej energetyce, to będzie to gest trochę bardziej symboliczny. Ale oczywiście warto to docenić. Ukraina prowadzi wojnę, sama ma słabo, a jednak decyduje się na taki krok
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ.
Jak wynika z niedawnej analizy portalu wysokienapiecie.pl, spodziewane zapotrzebowanie na węgiel energetyczny w Polsce w 2022 r. to 57 mln ton (przede wszystkim w energetyce, przemyśle i przez gospodarstwa domowe). Niestety serwis szacuje, że braki mogą sięgnąć ok. 4 mln ton, i to we wcale nie najgorszym scenariuszu umiarkowanej zimy i pełnego wykorzystania portów. Istnieje ryzyko, że ten deficyt może się jeszcze powiększyć np. przy długich mrozach czy przy bezwietrznej pogodzie (uniemożliwiając produkcję energii z wiatru).
Zdaniem Rafała Zasunia z portalu wysokienapiecie.pl, polski rząd popełnił "koszmarny błąd" wprowadzając embargo na węgiel z Rosji już w kwietniu br. UE również odcięła się od surowca ze wschodu, ale dopiero od sierpnia.
Inne kraje UE spokojnie rosyjski węgiel sobie kupowały i robiły zapasy. Myśmy się odcięli od razu i teraz mamy problem
Kilka dni temu premier Mateusz Morawiecki obiecywał, że "w całym sezonie grzewczym dostępność węgla będzie bardzo wysoka". Radził jednak, aby "na początku zamawiać węgiel z pewnym odroczeniem, z dostawą na grudzień lub styczeń". Jak mówił, problem dostępności węgla "spędza mu sen z powiek", ale Polska ściąga węgiel z całego świata i eliminuje wąskie gardła w logistyce.
O tym, że Polska nie będzie miała problemu z dostępnością węgla, jest także przekonany prezes NBP Adam Glapiński.
Wungla nie będzie na zimę? To są horrendalne idiotyzmy. Nic takiego nie grozi
- mówił Glapiński w zeszłym tygodniu podczas konferencji prasowej.
Drugą obietnicą, z którą polski premier wrócił z Kijowa, jest możliwość importu energii elektrycznej z Ukrainy. Przebudowa linii elektroenergetycznej Elektrownia Chmielnicki-Rzeszów ma zakończyć się do 8 grudnia. Pozwoli ona na eksport dodatkowego tysiąca megawatów. Roczne polskie zużycie energii to ok. 170 terawatogodzin, czyli 170 mln megawatogodzin.
Porównanie tych dwóch liczb znów zapewne nie wygląda okazale, ale jednak tej zapowiedzi ze strony Ukrainy też absolutnie nie można nie docenić. Każda zaimportowana megawatogodzina energii to mniej węgla koniecznego do jej wyprodukowania w kraju. Dzięki uruchomieniu tego połączenia Polska poszerza też możliwości swojego importu operatorskiego. To jedno z działań mających na celu zrównoważenie podaży energii z zapotrzebowaniem nań w danej chwili. Każda taka dodatkowa opcja w krytycznych momentach dla systemu elektroenergetycznego to mniejsze ryzyko czasowych ograniczeń poboru mocy np. dla przemysłu.