Między innymi gwarancję ceny energii z 2022 r. przy rocznym zużyciu do 2 tys. kWh zakłada zaprezentowana w czwartek przez premiera Mateusz Morawieckiego Tarcza Solidarnościowa.
"Tylko" nadwyżka ponad ten limit będzie droższa niż w tym roku - ale za to prawdopodobnie droższa bardzo wyraźnie. Dokładnych stawek jeszcze nie znamy, ale można szacować, że jeżeli będą one zbliżone do obecnych rynkowych, to może być to koszt nawet ponad 1,60 zł za kilowatogodzinę. To ponad dwukrotnie więcej niż obecnie. Bardzo zgrubnie można szacować, że w takich przypadku każdy dodatkowa kilowatogodzina ponad limit kosztowałaby ok. 0,8-1 zł więcej niż dziś.
Wyższy limit - 2,6 tys. kWh - ma przysługiwać rolnikom, rodzin z przynajmniej trójką dzieci oraz gospodarstwom domowym z osobami niepełnosprawnymi.
Ze strony członków rządu padały różne szacunki. Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił kilka dni temu w Pruszkowie, że rozwiązanie będzie oznaczać brak podwyżki kosztów dla około 2/3 gospodarstw domowych. Z kolei ministerka klimatu i środowiska Anna Moskwa wyliczała w Radiu Zet, że na rozwiązaniu skorzysta ok. 6,5 mln odbiorców. - To większość gospodarstw domowych, które mają taryfę - przekonywała.
A jak wyglądają statystyki? Tu z pomocą przychodzą dane GUS. Po pierwsze, urząd podał właśnie, że w 2021 r. roczne zużycie energii elektrycznej na jedno gospodarstwo domowe w Polsce wyniosło 1 979,9 kWh - czyli w zasadzie tyle, ile wynosi ustalony przez rząd limit. Co warto podkreślić, o ile jednak w miastach ta średnia wyniosła ok. 1741 kWh, o tyle na obszarach wiejskich ok. 2453 kWh. Premier Morawiecki wyjaśniając wyższy limit dla gospodarstw rolniczych powoływał się właśnie na dane GUS (choć można też stawiać oczywiście tezę, że na wsiach partia rządząca ma większy potencjalny elektorat).
Trochę inne, acz też bardziej szczegółowe dane, GUS podał za 2018 r. (nowszych niestety nie ma). Z nich wynika, że w cztery lata temu mediana rocznego zużycia energii (a więc wartość środkowa - połowa gospodarstw zużywa więcej, a druga połowa mniej) to właśnie 2 tys. kWh, a wśród gospodarstw prowadzających działalność rolniczą 2632 kWh. Wyraźnie widać, jakie liczby były więc inspiracją dla rządu przy tworzeniu progów dla gwarantowanej ceny energii w 2023 r.
Z danych z 2018 r. wynikało także, że niemal połowa (ok. 49 proc.) gospodarstw domowych zużywała więcej niż 2 tys. kWh na rok. W ponad 21 proc. domostw roczne zużycie przekraczało 3 tys. kWh, a w niemal 11 proc. nawet 4 tys. kWh.
Oczywiście nie oznacza to jednak, że te procenty muszą powtórzyć się w 2023 r. Motywacją do oszczędności energii ma być nie tylko prawdopodobnie warto wysoki wzrost kosztów przy zużyciu ponad limit 2-2,6 tys. kWh, ale też obietnica zniżek dla gospodarstw domowych, które obniżą zużycie energii przynajmniej o 10 procent względem 2022 r.
Właściwie jedynym dodatkowym konkretem, jakie jeszcze na razie ujawnił rząd, to zapowiedź dopłaty w wysokości 1 tys. zł dla gospodarstw domowych ogrzewających się głównie energią elektryczną, w tym pompami ciepła.
Z tej obietnicy wynika - przynajmniej na razie, wiążący będzie dopiero projekt ustawy - że rząd nie planuje żadnego innego limitu dla gwarantowanej ceny energii np. dla domów z pompami ciepła. Rozwiązania będą te same co dla wszystkich, po prostu dodatkowo wypłacone będzie świadczenie w kwocie 1 tys. zł.
Rząd nie zapowiedział też na razie żadnych wyjątków np. dla większych gospodarstw domowych (gdzie pod jednym dachem - i jednym licznikiem energii - żyją np. dwie-trzy rodziny). Wygląda też na to, że nie będzie szczególnego traktowania np. gospodarstw domowych z płytami indukcyjnymi czy ładujących samochody elektryczne.