W piątek 23 września funt zaczął pikować. Z poziomu około 5,50 zł spadł do 5,16 zł w poniedziałek rano. Co prawda odbił się i obecnie kosztuje 5,28 zł, to Brytyjczyków najbardziej powinien martwić kurs w parze z dolarem.
Po poniedziałkowym spadku funt zaczął się odbijać, ale wciąż jest na najniższym poziomie w historii. Za jednego funta trzeba zapłacić 1,076 dolara. Tak nisko funt był wyceniany tylko raz, w połowie lat 80. To duży cios dla funta, który na początku roku kosztował jeszcze 1,35 dolara. Największą przecenę w historii zaliczają też brytyjskie obligacje skarbowe.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
- Na światowych rynkach od miesięcy tanieją papiery skarbowe, ich wyprzedaż nasiliła się po ubiegłotygodniowym posiedzeniu Rezerwy Federalnej, która zapowiedziała kolejne zdecydowane podwyżki stóp procentowych w USA w celu zdławienia inflacji. W takim otoczeniu zapowiedzi radykalnego cięcia podatków w Wielkiej Brytanii i największego od 1972 r. luzowania fiskalnego, które ma zostać sfinansowane emisją długu, okazały się pigułką nie do przełknięcia przez inwestorów. Jednoznacznie zrecenzowali oni, jak zapatrują się na taką perspektywę - odpowiada Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Eksperci Cinckiarz.pl zwracają uwagę, że mimo planów luzowania fiskalnego, strategia Liz Truss - która przejęła stanowisko szefowej rządu od Borisa Johnsona - mogła wzmocnić funta. Warunkiem było jednak jej sensowne brzmienie.
Brytyjski rząd zaproponował cięcie podatków, które w ciągu pięciu lat będą kosztować budżet 160 mld funtów. Drugie tyle ma pójść na wsparcie odbiorców energii. Ponadto na lata 2022-2023 zapowiedziano wzrost potrzeb pożyczkowych o 72 mld funtów. Efekt przedstawionych planów ostatecznie był więc odwrotny do zamierzonego i tylko w piątek funt stracił ponad 3 proc. w relacji do dolara.
"Przyrost potrzeb pożyczkowych w rządowym planie jest zbyt gwałtowny, a tempo pogarszania parametrów zdrowia finansów publicznych zbyt znaczne, by nie przeważyły obawy o nieuniknione niezrównoważenie na tym polu. Tym bardziej że bije z niego życzeniowość, przede wszystkim dotycząca tempa wzrostu gospodarczego, które ma wynosić 2,5 proc. Przy słabości gospodarki w dobie kryzysu energetycznego bodziec fiskalny może okazać się zbawienny, ale powinien być tymczasowy, wycelowany w najbardziej potrzebujących i tak przemyślany, by jak najmniej podsycić inflację. Zamiary, na które składały się likwidacja 45-procentowej stawki podatku dla najbogatszych (osiągających przychody powyżej 150 tys. GBP rocznie), obniżka podstawowej stawki PIT z 20 do 19 proc. oraz rezygnacja z planowanej od kwietnia podwyżki CIT z 19 do 25 proc. zdecydowanie nie spełniają tych kryteriów. Oliwy do ognia dolewa sam kanclerz skarbu Wielkiej Brytanii. Kwasi Kwarteng zapowiedział w niedzielę, że to jeszcze nie koniec rewolucji w polityce fiskalnej" - komentuje analityk Cinkciarz.pl.