W wielu popularnych sieciach sklepów za kilogram cukru zapłacimy niemal 6 zł. W kilku jest on o około 1 zł tańszy. Czy to dużo? Wystarczy sięgnąć po archiwalne dane. W styczniu br. cena produktu wynosiła nieco ponad 3 zł. A w sierpniu zeszłego roku średnia cena była jeszcze niższa, bo oscylowała wokół 2,5 zł.
Tyle tylko, że - w odróżnieniu od tego, co działo się w wakacje - cukru na półkach nie brakuje. Trudno więc tłumaczyć jego cenę niedoborem. Janusz Piechociński, były minister gospodarki, wzrostowi cen się nie dziwi. I podaje możliwe przyczyny.
- Rosną koszty hodowli buraka - tłumaczy w rozmowie z dziennikiem "Fakt". - Drożeją nawozy, a przecież, żeby mieć dobry plon, trzeba mocno nasypać. Wzrósł koszt dostarczenia buraków do cukrowni. Oprócz transportu podrożały woda, zagospodarowanie odpadów, opakowania. Pamiętajmy, że do produkcji potrzebna jest też energia elektryczna - wylicza.
Drożejąca żywność nie dziwi jednak specjalistów. Eksperci Credit Agricole już we wrześniu przewidywali, że wzrost cen żywności swój szczyt osiągnie właśnie w październiku. I wynosić będzie - rok do roku - 20 proc. Powód? Rosnące koszty, które producenci przerzucają na konsumentów.
"Dane wskazują, że aż w 6 z 10 analizowanych indywidualnych branż udało się obniżyć udział kosztów całkowitych w przychodach. To oznacza, że z nawiązką przerzuciły one rosnące koszty na kolejne odcinki łańcucha dostaw, zwiększając w ten sposób swoje marże" - czytamy w raporcie banku.
Zdaniem Credit Agricole, po październiku może nas czekać łagodny trend spadkowy, o ile tarcza inflacyjna, która w kluczowy sposób wpływa na ceny żywności, będzie utrzymana aż do końca 2023 r. Eksperci widzą też światełko w tunelu dla inflacji, bo jej ogólna wartość ma wynieść w tym roku ponad 14 proc., ale w 2022 roku wskaźnik ma szansę spaść do 9 proc.
W piątek Główny Urząd Statystyczny opublikuje szczegółowe dane dotyczące inflacji.