"Ceny energii elektrycznej w Polsce to efekt manipulacji spółek Skarbu Państwa na Towarowej Giełdzie Energii, a nie wzrostu kosztów jej wytworzenia" - taką tezę postawili politycy Lewicy. Złożyli nawet wniosek do Najwyższej Izby Kontroli o kontrolę w ministerstwie aktywów państwowych oraz w Towarowej Giełdy Energii. - Ani URE, ani TGE, ani ministerstwo nic z tym do tej pory nie zrobili - tak tłumaczyła decyzję posłanka Anita Sowińska.
Według Lewicy wspominana manipulacja działa na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze na celowym zmniejszeniu ilości energii na rynku, aby zwiększyć jej cenę. A po drugie na wykorzystywaniu informacji poufnych i przeprowadzaniu transakcji tuż przed zamknięciem sesji giełdowej.
O wszystkich tych manipulacjach wiedziało Ministerstwo Aktywów Państwowych, wiedziała Towarowa Giełda Energii i wiedział Urząd Regulacji Energetyk
- mówiła posłanka Anita Sowińska.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
"Towarowa Giełda Energii stanowi platformę obrotu, na której niezależni uczestnicy działają zgodnie z własnymi strategiami inwestycyjnymi, w związku z tym nie może komentować zachowań podmiotów oraz przyczyn zmienności cen na prowadzonych rynkach" - przekazało TGE, cytowane przez Business Insider.
Towarowa Giełda Energii wyjaśniała w oficjalnym komentarzu, że nie ingeruje w cenę energii elektrycznej. Poinformowała za to, że wewnątrz ich struktur działa specjalna komórka, która badana rynek i wykrywa nadużycia. Efekty tych analiz pozostają jednak tajemnicą zawodową.