W kwietniu tego roku Gazeta.pl pokazała czytelnikom projekt Niewidzialny etat >>>. To owoc dyskusji, którą toczyliśmy w redakcji i pokrewnych działach nad tym, jak pokazać, że opiekuńcza praca ma wartość. I jak duża to wartość dla gospodarek w przeliczeniu na realne pieniądze.
Wiemy z danych, jak bardzo ta praca jest pomijana, jak nierówno rozkłada się między płciami (owszem, nadal, choć świat idzie do przodu). Wiemy z życia, ile rozmowa o podziale obowiązków powoduje emocji.
W 2020 roku międzynarodowa organizacja Oxfam wyceniała w swoim raporcie "Time to Care" nieodpłatną pracę kobiet powyżej 15. roku życia, na całym świecie, na 10,8 biliona dolarów rocznie. To trzy razy więcej, niż w tamtym momencie generowała światowa branża technologiczna - czytamy w podsumowaniu raportu. Codziennie te kobiety przepracowywały za darmo średnio 12 miliardów godzin.
Na stronie niewidzialnyetat.pl znajdziecie m.in. kalkulator liczący wartość Waszej pracy Marta Kondrusik/Gazeta.pl
ONZ alarmowało w trakcie pandemii, że natężenie nieodpłatnej pracy kobiet wzrosło. W Polsce nie istnieją natomiast uregulowania prawne dotyczące tego aspektu naszego życia. Choć liczby znamy. Autorzy polskiego rządowego dokumentu "Strategia Demograficzna 2040" szacują, że w rodzinach z dzieckiem poniżej trzeciego roku życia wartość pracy domowej matek wynosi miesięcznie 5 809 zł (największa część to opieka nad dziećmi – 4 329 zł), ojców zaś – 4 309 złotych.
Jak łatwo dostrzec – nie są to "orzeszki" i muszą mieć wpływ na funkcjonowanie światowych gospodarek.
Praca opiekuńcza związana z pracami domowymi wnosi istotną wartość do gospodarki i społeczeństwa. Analizy światowe oceniają wartość prac domowych na od 10 proc. do 50 proc. PKB, w Polsce w roku 2004 była szacowana na 28,8 proc. PKB
– czytamy we wspomnianej strategii. Tymczasem do PKB wliczane nie są.
Więcej danych znajdziesz w artykule Wiktorii Beczek - Gospodarki wiszą na nieodpłatnej pracy kobiet.
Kiedy rodziłam moją córkę prawie 15 lat temu, miałam pecha – to był ostatni moment przed reformami urlopów macierzyńskich, a potem rodzicielskich (zaczęły wchodzić w życie rok później 1 stycznia 2009 r.). Miałam do dyspozycji jedynie 18 tygodni świadczenia, które musiałam zacząć jeszcze przed porodem. Mąż nie miał wtedy możliwości ani przejęcia ode mnie części urlopu, ani wzięcia jakiejś swojej części. Babcie i dziadkowie byli daleko. Obciążeni kredytem, nie mogliśmy sobie pozwolić, by nie pracować. I tak wróciłam do pracy po absolutnej chwilce przerwy, na nocne zmiany, by jak najszybciej przejąć od opiekunki jeszcze nawet niepółroczne dziecko. Na szczęście nie karmiłam piersią, bo fikołki z karmieniem przy pracy zawodowej to już by chyba było dla mnie zbyt wiele. Przetrwaliśmy – z opiekunką, prywatnym przedszkolem, bo państwowego nie dostaliśmy, bez świadczenia 500 plus.
To taka kombatancka opowieść, wiem, ale z morałem: że prócz wydłużenia czasu urlopów rodzicielskich tak naprawdę niewiele się zmieniło. Dlaczego?
Jak pisała Wiktoria Beczek, na świecie w podejściu do nieodpłatnej pracy opiekuńczej stosuje się zasadę trzech R – recognition, reduction, redistribution, czyli uznanie, ograniczanie i redystrybucja.
Uznanie to dane – dowody, że problem nierówności w podziale niepłatnych prac domowych istnieje i w jakiej skali. Liczby, które pokazują, że wykonywanie pracy domowej utrudnia – zwłaszcza kobietom – podjęcie pracy zawodowej. Te dane są, gromadzimy ich coraz więcej, a i tak niewiele o nich mówimy.
Ograniczanie to odgórne działania władz, by ograniczyć nieodpłatną pracę, np. poprzez tworzenie tanich i łatwo dostępnych żłobków i przedszkoli. To temat, który pojawia się na tapecie niezmiennie, nieprzerwanie, ciągle. Wszyscy wiemy, że ogólnodostępnych przedszkoli i żłobków brakuje.
Redystrybucja z kolei to równanie ilości obowiązków domowych, np. poprzez obowiązkowy urlop ojcowski i długofalową strategię edukacji równościowej społeczeństwa. Tu, przynajmniej w kwestii samych urlopów, idziemy w niezłym kierunku, choć obowiązek brania urlopu nadal spoczywa jedynie na kobietach. Więcej wątpliwości może budzić, zwłaszcza w ostatnich latach, równościowa edukacja.
Wracając do urlopów. Dziennikarz Next.gazeta.pl porozmawiał z Andrzejem Kubisiakiem, zastępcą dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, ekspertem rynku pracy i tatą na urlopie rodzicielskim. Kubisiak, który skorzystał z tego świadczenia, dołączył do grona tylko ok. 1 proc. ojców, którzy korzystają ze świadczenia rodzicielskiego.
Gdy napisałem w mediach społecznościowych, że idę na urlop rodzicielski - a tak formalnie to przejąłem od żony resztę urlopu macierzyńskiego, a rodzicielski zaczynam za chwilę - to spotkałem się z falą bardzo pozytywnych wzmocnień. Wiele osób, szczególnie kobiet, pisało mi, że super, że świetna decyzja. Potem rozmawiałem na ten temat z żoną i ona słusznie zauważyła - "zobacz, a kobietom nikt tak nie pisze". Rzeczywiście, matkom nikt nie wysyła takich wzmocnień, że to jest super, że one wezmą na siebie ten obowiązek
- czytamy m.in. w wywiadzie Mikołaja Fidzińskiego. Bardzo polecam tę rozmowę dwóch ojców, bo im więcej takich przykładów współdzielenia prac domowych czy opiekuńczych, tym świat staje się lepszy dla nas wszystkich. To nie mrzonka, to fakt. Kubisiak mówi m.in., dlaczego - jego zdaniem - tylko 1 proc. ojców w Polsce bierze urlop rodzicielski, co musiałoby się stać, by to się zmieniło i dlaczego nowo wprowadzana do polskiego prawa dyrektywa work-life balance niewiele pomoże.
Więcej o zmianach w kodeksie pracy przeczytasz w poniższym artykule:
Oczywiście, że wiem, jak wielu partnerów w związkach dzieli się pracą w domu i opieką nad dziećmi. Nie umartwiam się też gotowaniem czy pieczeniem, bo je lubię, w przeciwieństwie np. do prasowania, które przejął w całości mój mąż.
(Na dowód mam nawet film o tym, jak lepię pierogi dla całej rodziny. W drugiej części poniższego klipu:)
Czy "urobiłam się" w święta, a mój partner "pomagał", np. sprzątając? Tak, bo to ja w domu umiem gotować, więc on przejął sprzątanie. Czy biorę czasem urlop, żeby posprzątać albo zrobić zakupy? Tak, zdarza mi się, bo mam absorbującą pracę, której nie chcę zawalić, ale i tak jest łatwiej wziąć wolne mi niż mojemu mężowi. Czy mnie to frustruje? Czasem. Wiem jednak, że pewne rzeczy muszą być zrobione, a podział zadań w naszym domu mamy przemyślany i najbardziej racjonalny na ten moment życia. I nie myję okien - jak to się czasem mówi dla żartu - "dla Jezuska". Robię tylko to, czego potrzebujemy, by nam było dobrze i przyjemnie w domu. I czasem odpoczywam. To mój przywilej.
Bo problem polega na tym, że nieodpłatna praca opiekuńcza to także większe rzeczy niż gotowanie czy prasowanie. Większe nawet niż opieka nad żywiołowymi, ale zdrowymi dziećmi.
Jeden z trudniejszych wątków podjęła w ostatnich miesiącach pisarka Agnieszka Szpila. Za głośny tekst "Gdzie są te dzieci? W dupie", o własnym życiu - matki, opiekunki dwojga dzieci z niepełnosprawnością - dostała nawet dziennikarską nagrodę Grand Press (której zresztą nie przyjęła). Wprawdzie Szpila zaznacza w tekście, że otrzymuje na dzieci świadczenie pielęgnacyjne, które jest dla niej - jak podkreśla - jedynym pewnym źródłem utrzymania. Ale po pierwsze - to nie jest żadna pensja, a po drugie - świadczenie okazało się gigantycznym ograniczeniem w pracy zawodowej, w zarabianiu.
Od kiedy bowiem Szpila podjęła decyzję o pobieraniu zasiłku (umówmy się, że nie najwyższego, bo wynoszącego około dwóch tys. zł), nie może - jak wyjaśnia - podpisać żadnej umowy, bo wówczas przekracza progi dochodowe, które uprawniają ją do pobierania świadczenia. Błędne koło.
A że piszę książki oraz tworzę inne teksty, umowę musi za każdym razem podpisać za mnie ktoś inny
- pisze Szpila wprost, ze złością, którą nietrudno zrozumieć. Pisarka, która dostała nagrodę Nike za "Heksy", nie posiada jednocześnie praw do tej książki.
W podobnej sytuacji są opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością, opiekunowie osób starszych - rodziców czy dziadków. Nie jest ich mało i sami niewiele mogą zmienić. Trwają w tym, co robią, bo czują, że tak trzeba, a ucieka im najpierw praca zawodowa, potem emerytura. Nawet szacunku czy podziwu czasem nie zdążą doświadczyć, bo przecież "to normalne" i "tak trzeba".
Tymczasem "trzeba" to działań centralnych - zmiany prawa, zmiany sposobu myślenia rządzących i społeczeństwa o opiece sprawowanej przez bliskich. O pracy opiekuńczej. Bo to praca. Tyle że za darmo.
Więcej na temat nieodpłatnej pracy opiekuńczej:
W kalkulatorze przyjęliśmy stawkę godzinową 40 zł brutto. Skąd się wzięła?