Jeśli spojrzeć na porównanie rok do roku, czyli grudnia 2022 z grudniem 2021, to wzrosty cen są przytłaczające. Efekt bazy sprawia, że na cukrze nie widać już ponad 100-procentowych podwyżek, ale i z ponad 80 proc. wzrostu trudno się cieszyć. Naszą uwagę przyciągał też ostatnio nabiał - mleko i produkty mleczne, których w końcu wielu spożywa znacznie więcej niż rafinowanego cukru sprzedawanego na kilogramy. W ujęciu rocznym mleko podrożało o 43,8 proc., żółty ser o 34,2 proc., a biały o 31,5 proc.
To wszystko widać w naszym koszyku cenowym - razem z portalem HandelExtra.pl co miesiąc monitorujemy w Gazeta.pl koszty robienia codziennych zakupów spożywczych, łącznie ponad 30 wybranych produktów. Opieramy się na danych dostarczanych przez Centrum Monitorowania Rynku (CMR). Nasz koszyk to dane z prawdziwych paragonów, czyli faktyczny obraz tego, co sprzedają sklepy w całej Polsce. CMR zbiera takie dane od tysięcy placówek, z mniejszych powierzchniowo sklepów (do 300 m2) i sieci skupiających takie sklepy - położone blisko domów, w których robimy codzienne zakupy.
Co ważne, nie jest to raport, który można porównywać z publikowanym przez GUS wskaźnikiem. Ten nasz pokazuje tylko wycinek rynku, ale wśród jego plusów jest to, że widzimy konkretne, średnie ceny wybranych przez nas produktów. To czasem pozwala lepiej uświadomić sobie skalę podwyżek i siłę ich uderzenia w portfele. Na przykład: za litr mleka (świeżego, wiodącej marki - wybieramy takie właśnie, najpopularniejsze, by można było porównywać ceny z różnych sklepów) w grudniu trzeba było płacić średnio 4,89 zł. Rok wcześniej - 3,40 zł. To blisko 1,50 zł różnicy, tylko na jednym litrze mleka!
W ubiegłym roku wyraźnie drożała też mąka - o prawie 28 proc. rok do roku. Cena kilograma poszła w górę 3,76 zł w grudniu 2021 do 4,81 zł w ubiegłym miesiącu - 1 zł i 5 groszy różnicy. Wzrost widać było też w przypadku produktów mącznych, makaron: 32,1 proc., chleb: 28,7 proc., kajzerka 30,4 proc. Cena bochenka najzwyklejszego chleba (pszenno-żytniego, półkilogramowego) w grudniu wyniosła średnio 4,58 zł, rok wcześniej 3,56 zł. Oczywiście, w dyskontach i większych sieciach można kupić taniej (i być może częściej w promocji) różne produkty, ale w takich mniejszych, bliższych naszym domom placówkach, położonych na osiedlach wśród bloków, trzeba płacić (średnio) właśnie tyle.
Zaskakującym być może dla niektórych hitem "drożyźnianym" naszego koszyka są banany, które w ciągu roku podrożały aż o 53,5 proc.
To wszystko wygląda dość przytłaczająco - w końcu w grudniu w ujęciu rocznym nic w naszym koszyku nie było tańsze. Można jednak szukać przykładów pozytywnych. I my mamy ich 13 (na 33). Otóż, jeśli spojrzeć na porównanie cen miesiąc do miesiąca, to widać już spadki. I jest ich całkiem sporo. Część z pewnością związana jest z promocjami - tak było w grudniu w przypadku oleju, który miesiąc do miesiąca potaniał średnio aż o 12,3 proc. (rok do roku był droższy o ponad 20 proc.) - był to hit promocyjny przedświątecznych gazetek. Tam, gdzie promocji nie było, cena oleju pozostała na listopadowym poziomie. Taniał nie tylko olej (choć on w największej skali): ceny cukru miesiąc do miesiąca spadły o 4,6 proc., soku pomarańczowego o 5,9 proc., masła o 2,1 proc. Po drugiej stronie są owoce i warzywa, które bardzo silnie podrożały (ogórki o ponad 26 proc. miesiąc do miesiąca, ziemniaki o 13,8 proc.).
No właśnie, promocje. Z badań ankietowych wynika, że coraz chętniej się im przyglądamy (i trudno się dziwić). Z badania SW Research, które opublikowała niedawno "Rzeczpospolita", można wywnioskować, że z gazetek promocyjnych korzysta 84,1 proc. Polaków (najczęściej 2-3 razy w tygodniu). 60 proc. ankietowany planuje oszczędzanie na jedzeniu, 40 proc. kupuje głównie tańsze produkty, 38 proc. nastawia się na promocje, a 23 proc. wybiera marki własne. Z kolei w badaniu UCE Research dla Business Insider Polska można przeczytać, że 60 proc. Polaków nie wierzy, że ceny żywności spadną w tym roku, a 36,6 proc., że już nigdy.
Tymczasem w ujęciu miesięcznym widać już spadki cen. Nie tylko w naszym raporcie z paragonów z mniejszych sklepów, ale i w oficjalnych, pełnych danych Głównego Urzędu Statystycznego - tutaj w przypadku żywności, przede wszystkim mięsa drobiowego, a także, znacznie już mniej, masła, oleju i mąki. Jednak jeśli chodzi o cały wskaźnik inflacji CPI, czyli konsumenckiej, to odpowiedzialne za jej wyhamowanie w grudniu są zupełnie inne kategorie produktów i usług (głównie opał i paliwa). Według ekonomistów, w tym roku żywność ogólnie powinna drożeć już w znacznie wolniejszym tempie (czyli inflacja żywności będzie się zmniejszać) w ślad za spadkami cen surowców rolnych.
Podobne hamowanie ma dotyczyć zresztą nie tylko żywności. Dochodzimy tym samym do coraz bardziej zyskującego na popularności w ekonomicznej debacie hasła: dezinflacja. Eksperci widzą już jej sygnały w gospodarce światowej (dotyczy to surowców, nie tylko rolnych, ale i przemysłowych, a także np. cen frachtu, czyli transportu drogą morską, będącego krwioobiegiem gospodarki globalnej). Ekonomiści przepytani przez dziennikarza Next.gazeta.pl Mikołaja Fidzińskiego, wskazali dezinflację jako słowo rozpoczynającego się roku. Bardzo ważne: określenie "dezinflacja" nie oznacza spadku cen, tylko spadek tempa ich wzrostu. Czyli ceny ogółem nadal będą rosnąć, ale już coraz wolniej.
"Ceny energii i surowców spadają na rynkach światowych, a popyt jest słabszy, ponieważ wchodzimy w spowolnienie gospodarcze. Powinniśmy wiec zaobserwować od końca pierwszego kwartału silne hamowanie inflacji, która powinna być w drugim półroczu już jednocyfrowa" - mówi Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
"Inflacja, którą martwimy się (z przerwą na pandemię) mniej więcej od połowy 2019 r., w końcu zacznie spadać, a nie rosnąć. Jest to powód do pewnej ulgi, ale nie euforii - droga do stabilności cen (czyli inflacji w pobliżu celu NBP - 2,5 proc.) zajmie jeszcze około trzech lat" - to z kolei słowa Hanny Cichy z Polityka Insight. Więcej takich opinii można przeczytać pod poniższym linkiem:
W odniesieniu do przytoczonej powyżej wypowiedzi, rzućmy jeszcze na koniec okiem na wykres inflacji (w ujęciu rocznym) opublikowany przez GUS w miniony piątek. Na jego końcu widać już spadek inflacji, jednak cel inflacyjny, a nawet górna granica odchyleń od tego celu (3,5 proc.) są wciąż dużo, dużo niżej. Dopiero gdy wskaźnik dotrze w te okolice, będziemy mogli mówić o wygranej walce z silnym wzrostem cen.
Inflacja rok do roku według GUS. Źródło: Raport GUS