Getin Noble Bank był przez ostatnie lata jednym z najważniejszych graczy na polskim rynku. Bank, który stworzył Leszek Czarnecki, długo utrzymywał się w pierwszej dziesiątce tego typu instytucji, jednak dziś nie istnieje.
Pod koniec września Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG) podjął decyzję o rozpoczęciu przymusowej restrukturyzacji Getin Noble Banku z powodu jego złej sytuacji finansowej oraz ryzyka upadłości. Klienci zostali przeniesieni do VeloBanku, utworzonego wspólnie przez kilka polskich banków. Ci, którzy w Getinie mieli zwykłe rachunki rozliczeniowo-oszczędnościowe, zmiany praktycznie nie odczuli. Ich pieniądze chroniły gwarancje. Trafiły do nowego podmiotu.
Inaczej było jednak w przypadku tych, którzy kiedyś kupili akcje lub obligacje banku. Wszystkie papiery tego typu zostały umorzone. Dla wielu drobnych inwestorów oznaczało to utratę oszczędności życia.
Historię osób poszkodowanych w wyniku przekształceń banku opisała Wirtualna Polska. - Wzięliśmy wnuki na zakupy, bo kupowaliśmy sukienkę na komunię. I przy okazji chciałem z żoną załatwić sprawę kończącej się lokaty bankowej. Ani ja, ani ona, nie jesteśmy biegli przy komputerze, więc wygodniej było się po prostu przejechać samochodem - opowiada o kulisach podjęcia pechowej decyzji jeden z mężczyzn, który wraz z żoną na obligacjach GNB stracił fortunę.
W 2017 roku małżeństwo postanowiło zlikwidować polisy, nie przedłużać kolejnych i za całość - 200 tys. zł - kupić obligacje banku. - To wszystkie oszczędności rodziny, część ulokowana była w innych, wciąż aktualnych, lokatach - tłumaczy mężczyzna.
Jak dodaje, wykup obligacji miał nastąpić w 2024 roku. Na skutek unieważnienia obligacji z pieniędzy nie zostało jednak nic. Mężczyzna tłumaczy, że uległ wyjaśnieniom pracownika banku, który przekonywał, że prędzej wybuchnie wojna, niż upadnie bank.
- Na chleb i wodę jest. Nie wiem, czy przez ostatnie dwa lata przespałem choć jedną pełną noc - podsumowuje mężczyzna. Wspomina też o żonie, która "oszczędzała wszystko, właśnie po to, by mieć co na emeryturze wydawać". - A nie ma z tego nic - mówi rozżalony.
Piotr Kuczyński, analityk Domu Inwestycyjnego Xelion, w rozmowie z Gazeta.pl podkreśla, że w zasadzie żadna inwestycja nie daje całkowitej pewności zwrotu. - Nie ma inwestycji bez ryzyka. To jest najważniejsze i zawsze obowiązujące hasło. Są różne klasy ryzyka - od najbardziej ryzykownych (np. waluty) do najbardziej bezpiecznych np. lokaty bankowe czy obligacje Skarbu Państwa - wyjaśnia.
- Nawet lokaty bankowe rodzą zagrożenie, jeśli upada bank, a lokata przekracza 100 tys. euro - tylko do tej kwoty ubezpiecza lokatą Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG) - dodaje.
Rozmówca podkreśla, że całkowicie bezpieczne nie są nawet obligacje rządowe. - Gwarancjami BFG nie są objęte produkty, w przypadku których bank jedynie pośredniczy w ich sprzedaży, czyli również obligacje (w tym obligacje rządowe). Rząd jednak prawie zawsze robi wszystko, żeby wypłacić inwestycje w swoje obligacje - mówi.
Wyjaśnia też, jak uniknąć zagrożenia i zminimalizować ryzyko utraty pieniędzy. - Trzeba pamiętać, że inwestując w obligacje emitowane przez spółki, ryzykujemy utratę wszystkich pieniędzy wtedy, kiedy spółka zbankrutuje. Dlatego też nie wolno kupować dobrze oprocentowanych walorów firm, których istnienie w okresie zapadalności obligacji może być zagrożone.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl