Przyjęty we wtorek 14 marca przez rząd projekt ustawy o programie Pierwsze Mieszkanie zakłada m.in. wprowadzenie dopłat do rat kredytów mieszkaniowych. Przez 10 lat beneficjenci programu mieliby spłacać tylko część kapitałową raty (czyli to, co rzeczywiście pożyczyli) oraz odsetki jakby kredyt był oprocentowany na ok. 2 proc. Resztę odsetek ma dorzucać państwo. Piszemy o odsetkach po stronie kredytobiorcy na poziomie "około 2 proc.", bo zasady wyliczeń są nieco bardziej skomplikowane.
Beneficjentami programu mają być osoby do 45. roku życia. Preferencyjny kredyt będzie mógł zostać udzielony tylko na pierwsze mieszkanie danej osoby. Jego maksymalna kwota ma wynieść 500 tys. zł dla singli i 600 tys. zł dla małżeństw i rodzin z dziećmi. Rząd liczy, że program wejdzie w życie od 1 lipca br.
Więcej szczegółów programu pod linkiem poniżej:
Program ma wesprzeć osoby, które chcą kupić nowe mieszkanie na kredyt. Niby doskonale. Problem w tym, że - jak mówił w rozmowie z Gazeta.pl dr Adam Czerniak - program nakręcający popyt na nieruchomości, przy jednoczesnej sztywnej ich podaży, stworzy presję na wzrost cen.
Osoby, które skorzystają z takiego programu, dostaną benefity. Ale większość osób będzie miała dodatkowo utrudniony dostęp do zakupu mieszkań
- mówił dr Czerniak.
Podobne wątpliwości ma także m.in. Narodowy Bank Polski. W opublikowanej właśnie na rządowych stronach opinii do projektu ustawy zauważa, że "ze względu na fakt, że instrument Bezpieczny Kredyt 2% wspierałby jedynie stronę popytową na rynku nieruchomości, jego wprowadzenie oddziaływałoby w kierunku wzrostu cen mieszkań".
To przyczyniałoby się do poprawy sytuacji finansowej deweloperów, a także podmiotów gospodarczych, które są obecnie właścicielami wielu mieszkań, w tym osób zamożnych. Wyższe ceny mieszkań, ograniczałyby jeszcze bardziej ich ogólną dostępność dla części populacji, która nie byłaby uprawniona do korzystania z tego instrumentu
- pisze NBP. Zresztą podobne zdanie ma także Ministerstwo Finansów.
Bank centralny w swojej opinii wskazuje również, że "istotne wątpliwości" budzi teza rządu, iż program będzie wspierał mniej zamożne gospodarstwa domowe.
Wiele niezamożnych gospodarstw domowych nie posiadałoby wystarczającej zdolności kredytowej, aby skorzystać ze wsparcia. Po drugie, zamożne gospodarstwa miałyby silny bodziec, by skorzystać z tego wsparcia, pomimo że byłyby w stanie zaciągnąć kredyt na warunkach rynkowych
- uważa NBP.
Bank centralny dodaje też, że jeżeli celem rządu - jak zapisano w uzasadnieniu projektu ustawy - ma być "utrzymanie wysokiego poziomu nowych inwestycji mieszkaniowych", to należałoby raczej zwiększać podaż mieszkań, a nie stymulować popyt nań.
W szczególności, podejmowane działania powinny koncentrować się na zwiększeniu zasobu mieszkań socjalnych i tanich mieszkań na wynajem
- wskazuje NBP. Bank centralny zauważa także m.in., że dopłaty do rat osłabiłyby efekt podwyżek stóp procentowych.
Uwagi do projektu ustawy miało też Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Zwróciło ono uwagę m.in. na małą różnicę między maksymalną kwotą preferencyjnego kredytu singli oraz dla małżeństw (kolejno 500 i 600 tys. zł). Według niego może to spowodować "podejmowanie decyzji o niewchodzeniu w związek małżeński lub rozwodzie dla uzyskania większych korzyści".
Resort w toku uzgodnień międzyresortowych proponował zmiany wysokości kredytu do kwoty 350 tys. zł dla osób samotnych i 700 tys. zł, ale Ministerstwo Rozwoju i Technologii ("gospodarz" projektu) nie wprowadziło takiej zmiany. Oczywiście projekt może zostać jeszcze wywrócony do góry nogami w trakcie prac parlamentarnych.
***
Jak wygląda sytuacja na rynku nieruchomości, jak kształtują się ceny mieszkań i koszty ich utrzymania oraz co się dzieje z kredytami hipotecznymi? Więcej na te tematy czytaj pod tym linkiem: next.gazeta.pl/nieruchomosci