Dyrektywa Omnibus, jak potocznie nazywa się Dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z 27 listopada 2019 r. oficjalnie weszła w życie w Polsce. Od 1 stycznia sklepy mają zatem obowiązek umieszczania przy produktach sprzedawanych na promocji najniższej ceny z ostatnich 30 dni.
W tym tekście postanowiliśmy wyjaśnić, jak działa dyrektywa oraz które sklepy obejmuje i jakich produktów dotyczy. Okazuje się bowiem, że sprzedawcy wciąż mają pewne furtki pozwalające ukryć najniższe ceny produktów.
Zacznijmy od tego, że unijna dyrektywa ma uchronić konsumentów przed fałszywymi promocjami, czyli sytuacjami, gdy sklep podwyższa cenę produktu (np. o 1000 zł), aby następnie ją obniżyć (zazwyczaj o mniejszą kwotę - np. 700 zł). W efekcie klient myśli, że zaoszczędził, ale w rzeczywistości wydał więcej niż przed promocją.
W praktyce najniższa cena w sklepach internetowych pojawia się jako trzecia - obok regularnej i promocyjnej. Dyrektywa nie ma zastosowania w przypadku produktów, które nie zostały przecenione. Sklepy nie mają obowiązku umieszczania najniższej ceny w przypadku produktów sprzedawanych w cenie regularnej (i jak nietrudno się domyślić - nie robią tego). Również wtedy, gdy cena została ostatnio zmieniona, ale oferta nie jest oznaczona jako promocja.
Pierwszy dzień od wejścia w życie dyrektywy w Polsce pokazał, że praktyka oferowania fałszywych promocji jest w polski sklepach bardzo powszechna. Jak pisaliśmy w poniedziałek, tylko kilka chwil wystarczyło, aby dotrzeć do produktów, które w promocji okazywały się nawet kilkaset złotych droższe niż w ciągu ostatniego miesiąca. W większości przypadków cena promocyjna była jednak identyczna lub nieznacznie różniła się od regularnej.
I jest ich co najmniej kilka. Pierwsza to promocje łączone - np. drugi produkt za pół ceny, trzeci produkt 80 proc. taniej, czwarty za złotówkę itp. Podobnie jest w przypadku promocji, które "aktywują się" np. po wzięciu kompletu produktów i zniżek przeznaczonych wyłącznie dla określonej grupy odbiorców (np. posiadaczy kodu promocyjnego).
Nietrudno wyobrazić sobie, że w tym miejscu może dochodzić do nadużyć. Np. w przypadku promocji "z kodem taniej o..." dyrektywa nie ma zastosowania. Wystarczy, że obniżona cena zostanie pokazana dopiero po wpisaniu kodu (np. w koszyku). Podobnie, jeśli promocja dotyczy wyłącznie posiadaczy np. kart lojalnościowych, tak popularnych przecież w dyskontach i supermarketach.
Dyrektywa nie precyzuje też, w jaki sposób sklepy mają umieszczać informacje o trzeciej cenie. Sprzedawcy mają robić to w sposób widoczny, choć nie jest powiedziane, że adnotacja musi pojawić się w pobliżu regularnej i promocyjnej ceny. Nie ma też wytycznych dotyczących wielkości czcionki lub koloru, co oznacza, że część sklepów może próbować nieco ukryć najniższą cenę z ostatnich 30 dni.
Warto dodać, że w przypadku produktu będącego w sprzedaży krócej niż 30 dni, sklep również musi poinformować o najniższe cenie. Wtedy brany jest jednak pod uwagę okres od momentu rozpoczęcia sprzedaży. W przypadku produktów o krótkim terminie ważności sprzedawca musi informować jedynie o cenie sprzed pierwszego zastosowania obniżki.
Informacja o najniższej cenie nie musi być jednak podawana przez serwisy pośredniczące w sprzedaży - np. porównywarki cenowe. Wyjątkiem są produkty, które dany pośrednik pozwala kupić również u siebie.
Dyrektywa miała wejść w życie już dawno, bo 28 maja 2022 roku. Część krajów (w tym Polska) nie zdążyła jednak wprowadzić nowych przepisów, dlatego w ostatnie święto promocji (Black Friday) sklepy nie miały jeszcze obowiązku prezentowania ostatnich najniższych cen.
Zapisy unijnej dyrektywy ostatecznie weszły w życie w Polsce 1 stycznia 2023 roku, dlatego dziś odpowiednia adnotacja o najniższej cenie powinna widnieć przy każdym przecenionym produkcie. Praktyka pokazuje jednak, że cześć sklepów nie wyrobiła się z wprowadzeniem zmian do nowego roku.
Co istotne, dyrektywa Omnibus obowiązuje nie tylko sklepy online, ale każdą formę sprzedaży. Do wymogów muszą dostosować się zatem nie tylko sklepy stacjonarne i internetowe, ale nawet sprzedawcy oferujący produkty przez telefon. Dyrektywa działa również w odniesieniu do reklam. Obowiązuje też zarówno w przypadku rabatów procentowych, jak i kwotowych.
Za niedostosowanie się do przepisów grożą kary. I to dość wysokie. Detektywa zakłada, że wysokość kary będzie ustalana w postępowaniach administracyjnych lub sądowych i wynosi do 4 proc. rocznego obrotu sprzedawcy na terenie danego kraju.
Więcej ciekawostek na temat dyrektywy Omnibus znajdziesz na Gazeta.pl