O ile samochody na przestrzeni ostatnich dekad zmieniły się nie do poznania, o tyle w lotnictwie zmiany są raczej marginalne. Oczywiście samoloty są znacznie bardziej oszczędne, cichsze i bardziej nowoczesne. Boeing chwali się, że chociażby w Dreamlinerze zastosował większe okna, a ciśnienie w kabinie jest bliższe temu na Ziemi, co pozytywnie wpływa na samopoczucie pasażerów. Prędkością - i w konsekwencji długością lotu - popularny B787 nie odstaje jednak od poczciwego Jumbo Jeta z początków jego produkcji (lata 70.).
Europejski startup Destinus ma plan, jak to zmienić. Firma obiecuje, że zrewolucjonizuje sposób, w jaki podróżujemy, sprawiając, że ogromne odległości przestaną być problemem. Startup powstał w 2021 roku za sprawą Mikhaila Kokoricha, rosyjskiego fizyka i przedsiębiorcy, który w 2022 roku potępił inwazję na Ukrainę. Siedziba przedsiębiorstwa mieści się z kolei w Szwajcarii, a w swoim zespole Destinus (poza Szwajcarami) ma również specjalistów z Niemiec, Francji i Hiszpanii. W planach są dwa modele samolotów - Destinus S i Destinus L - które pozwolą rozwinąć prędkość hipersoniczną, czyli przekraczającą wartość mach 5 (6 174 km/h). Oznacza to, że samoloty będą pięciokrotnie szybsze od dźwięku i skrócą czas dotarcia do dowolnego miejsca na świecie do najwyżej kilku godzin.
Firma obiecuje lot z Londynu do Nowego Jorku w czasie najwyżej 1,5 godziny, co jest wynikiem dwukrotnie lepszym od słynnego Concorde'a, który przez trzy dekady pozwalał polecieć na obiad do USA i wrócić tego samego dnia (rekordowo szybki przelot między Heathrow a JFK zajął Concorde'owi niespełna 3 godziny, co dziś jest kompletnie poza naszym zasięgiem). Poza tym - jak wynika z kalkulatora uruchomionego na stronie Destinus - lot z Sao Paulo do Frankfurtu zajmie 3 godz. (zamiast 12), z Dubaju do amerykańskiego Memphis (Tennessee) będzie można dostać się w ledwie 3,5 godziny (zamiast 14 godz. i 45 min), a odległość Frankfurt - Sydney będzie do pokonania w 4 godz. i 15 min. Dziś na takiej trasie trzeba lecieć z przesiadką, a czas podróży w najlepszym razie wyniesie ok. 22 godzin.
Wspomniane dwa samoloty będą różniły się przede wszystkim zastosowaniem. Destinus S to mały, 25-miejscowy samolot biznesowy zdolny jest pokonać 10 tys. km, podróżując na wysokości przelotowej 33 km, czyli ok. 20 km wyżej niż obecnie produkowane samoloty (i niespełna 15 km wyżej od Concorde'a). Znacznie ciekawiej zapowiada się rejsowy Destinus L. Według założeń startupu maszyna pomieści od ok. 300 do 400 osób i pokona maksymalne 22 tys. km na jednym tankowaniu. Teoretycznie oznacza to możliwość dotarcia w dowolne miejsce na świecie z zapasem paliwa wystarczającym na ok. 2 tys. km (aby dotrzeć na antypody z dowolnego miejsca, trzeba pokonać ok. 20 tys. km w linii prostej). Dla porównania odległość z Warszawy do Auckland w Nowej Zelandii to 17 350 km.
Oba samoloty mają korzystać oczywiście z niekonwencjonalnego napędu. Każda z dwóch maszyn ma łączyć wsparte dopalaczami silniki turboodrzutowe (potrzebne do startu i lądowania) z silnikami strumieniowymi o naddźwiękowej komorze spalania (tzw. scramjet). Ten drugi rodzaj napędu byłby oczywiście uruchamiany blisko wysokości przelotowej i pozwalał na rozwijanie gigantycznych prędkości rzędu mach 5. Całość ma być zasilana wodorem, który jest czystym źródłem energii (nie emituje dwutlenku węgla, ale parę wodną). Co ciekawe, z podobnej technologii (silnika strumieniowego na wodór) skorzystała w 2004 roku NASA, projektując X-43, eksperymentalnego bezzałogowca, który rozpędził się do prędkości mach 9,6, czyli bagatela 11 854 km/h.
Oba samoloty od europejskiego startupu to oczywiście na razie pieśń przyszłości. Maszyny na razie nie wyszły poza fazę projektową i potrzeba jeszcze wiele lat, aby poradzić sobie z licznymi problemami, które występują przy tak dużych prędkościach. Między innymi chłodzeniem kadłuba, który podczas lotu będzie rozgrzewał się do 1000 stopni Celsjusza. Jak pisze Business Insider, który miał okazję porozmawiać z przedstawicielami Destinusa, startup planuje wyprodukowanie mniejszego modelu S między 2032 a 2035 rokiem. Większy samolot rejsowy (model L) ma pojawić się dopiero w latach 40. Na rewolucję w podróżowaniu trzeba będzie zatem trochę się naczekać. Na razie najszybszą opcją pozostanie korzystanie z konwencjonalnych maszyn od Boeinga i Airbusa.