Eksperci nie zostawiają suchej nitki na tym, co rząd zrobił z ustawą wiatrakową. "Wykosi projekty"

Sejmowa komisja przyjęła zmianę ustawy wiatrakowej - ale w ostatniej chwili wprowadzono kluczową zmianę. Minimalna odległość wiatraków od domów ma wynieść nie 500, a 700 metrów. Zdaniem ekspertów ta niewielka zmiana oznacza zabicie potencjalnych farm wiatrowych o mocy większej niż największa elektrownia w Polsce.

- Cokolwiek poza 500 metrów to zgniły kompromis i udawanie, że spotykając się w połowie, osiągamy jakiś konsensus. Nic bardziej mylnego - ocenia Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat, ekspert w zakresie energetyki i klimatu. 

Taki "zgniły kompromis" - zdaniem ekspertów - znalazł się w przegłosowanej przez sejmową komisję ustawie o wiatrakach. Miała ona zliberalizować przepisy (wprowadzone przez PiS w 2016 roku), które zabraniają budowania farm wiatrowych bliżej niż 1,5-2 km od domów. Zgodnie z nowymi przepisami samorządy mają mieć możliwość - w planach zagospodarowania - ustalenia innej odległości minimalnej. Ale nie mniejszej niż 500 m, zakładał rządowy projekt. Ministerka klimatu Anna Moskwa podkreślała, że przygotowywano go bardzo długo i był szeroko konsultowany. 

Gdy po miesiącach w sejmowej zamrażarce ustawa trafiła pod obrady komisji, poseł PiS Marek Suski nagle zaproponował poprawkę, która zmieniła 500 na 700 metrów. Moskwa nie umiała powiedzieć, jakie będą praktyczne konsekwencje tej zmiany i o w jakim stopniu ograniczy możliwość budowy wiatraków. Ale w imieniu rządu poprawkę poparła. 

Teraz eksperci wyliczają, jakie będą efekty tej pozornie drobnej zmiany. Ich zdaniem poważnie ograniczy to możliwość rozwoju energii odnawialnej.

Stracone gigawaty, skoszone projekty

Obecnie w Polsce mamy farmy wiatrowe o mocy ok. 8 gigawatów (GW). Według wyliczeń Fundacji Instrat, w wyniku zmiany odległości z 500 na 700 metrów, zamiast iść w kierunku 18 GW w 2030 roku, zatrzymamy się krótko po przekroczeniu 11 GW. Te ponad 7 GW to prawie 1,5 raza tyle, ile wynosi moc największej elektrowni w Polsce - Bełchatowa, który produkuje ponad 20 proc. energii elektrycznej w Polsce.

Hetmański wskazał, że wiele projektów jest już gotowych do rozpoczęcia inwestycji "tuż po liberalizacji ustawy antywiatrakowej". Ale większość z nich "była w ciągu ostatnich lat szykowana pod kątem właśnie tej odległości". - Adaptacja tych przedsięwzięć do nowej odległości nie nastąpi z dnia na dzień - wykosi masę gotowych projektów, których potrzebujemy na wczoraj - ocenia.

- Bez 500 metrów ustawa wiatrakowa jest bublem - przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa - uważa z kolei Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Konsekwencje dla energetyki wiatrowej mają być "tragiczne", a większa odległość to "de facto dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie".

PSEW poddało analizie własnej ponad 30 projektów nowych farm wiatrowych, które pierwotnie zakładały minimalną odległość od istniejących i planowanych zabudowań mieszkalnych równą 500 m. Wnioski są podobne, o ile nie bardziej pesymistyczne niż w przypadki Instratu. Z przeglądu wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, powoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej o około 60-70 proc.

Wyniki analizy widać na mapach przygotowanych przez PSEW. W przypadku jednego z projektów zwiększenie minimalnej odległości z 500 do 700 metrów oznacza, że na farmie mogłoby powstać jedynie 4 zamiast 13 wiatraków. 

embed

- Każdy 1 GW energetyki wiatrowej na lądzie wiele znaczy dla polskiej suwerenności i bezpieczeństwa energetycznego - mówi Bernard Swoczyna, ekspert Fundacji Instrat. - W skali roku możemy z takiej mocy wyprodukować 3,3 TWh energii elektrycznej. Aby wytworzyć tyle samo prądu z gazu ziemnego - przypomnijmy, że to uzależnienie od niego wywołało kryzys energetyczny i rekordową drożyznę - trzeba by kupić za granicą ponad pół miliarda metrów sześciennych gazu, co przy dzisiejszej cenie z polskiej giełdy daje rachunek na poziomie aż dwóch miliardów złotych (nie mówiąc o opłatach CO2). Tyle gazu zużywają w pół roku np. Zakłady Azotowe Puławy, to prawie 10 proc. rocznej przepustowości gazoportu. Podobny rachunek dla importowanego węgla kamiennego wskazuje na blisko miliard złotych oszczędności - ostrzega.

Zobacz wideo Ustawa o elektrowniach wiatrowych w Sejmie. Co się zmieni?

- Rządzący powinni mieć świadomość, że każde 10, 50 i 100 metrów dalej poza 500 pochodzące z konsultacji społecznych, zwiększa rachunek za import paliw. Przesuwanie takim suwakiem jak w grze komputerowej ma negatywne ekonomiczne i geopolityczne konsekwencje dla Polski. W ramach KPO zobowiązaliśmy się do znacznego postępu, a nie kolejnej deformy, która może znowu zablokować spłynięcie środków do kraju - podsumowuje Hetmański.

Więcej o: