Cel misji jest - wydawałoby się - dość prosty. Dolecieć na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Wykonanie już takie nie było, bo Starliner (a dokładniej CST-100 Starliner) potrzebował dwóch podejść, aby dotrzeć na odpowiednią orbitę. Za pierwszym razem - jeszcze w grudniu 2019 roku - bez trudu dotarł w kosmos, ale z powodu błędu nie osiągnął odpowiedniej wysokości (a więc nie mógł dotrzeć do ISS) i musiał zostać sprowadzony z powrotem na Ziemię.
Tym razem Starliner wydaje się być na dobrej drodze, aby z sukcesem dotrzeć na stację kosmiczną. Jest już na odpowiedniej orbicie, a w nocy z piątku na sobotę statek ma zacumować do ISS. Wtedy okaże się, czy kapsuła Boeinga jest już gotowa do regularnych lotów.
Na ten start zarówno NASA, jak i specjaliści z Boeinga czekali naprawdę długo. Boeing - choć początkowo ścigał się ze SpaceX o miano pierwszej prywatnej firmy, która dostarczy ładunki i ludzi na Międzynarodową Stację Kosmiczną - został w tyle za kierowanym przez Elona Muska rywalem. Pierwsza, zakończona klapą próba sprzed 2,5 roku podcięła amerykańskiemu koncernowi skrzydła i sprawiła, że NASA w nieskończoność sprawdzała każdy element statku i opóźniała start kapsuły miesiącami.
Kapsuła Starliner Boeinga poleciała na stację kosmiczną. Drugi start zakończony sukcesem fot. NASA/Frank Michaux
Raport obnażający liczne problemy Starlinera NASA opublikowała w połowie 2020 roku. Prawie rok zajęło naprawianie błędów i dopiero w maju 2021 poinformowano, że statek jest gotowy do lotu w kosmos.
Planowano, że start odbędzie się w lipcu 2021 r. Wtedy jednak Rosjanie przez swoją niefrasobliwość omal nie doprowadzili do katastrofy na ISS (po cumowaniu modułu Nauka stację kosmiczną obróciło o ok. 45 stopni), dlatego start - ze względów bezpieczeństwa - odwołano. Potem pojawiały się kolejne problemy techniczne.
Piątkowy start odbył się bez przeszkód. Kapsuła najpierw oderwała się od Ziemi na szczycie rakiety Atlas V firmy United Launch Alliance (joint venture Boeinga oraz Lockheed Martin) w czwartek tuż przez 19 czasu wschodniego (w piątek ok. 1 w nocy czasu polskiego). Niedługo później kapsuła odłączyła się od rakiety, a po 31 minutach odpalono silniki naprowadzające i Starliner poprawnie trafił na właściwą orbitę okołoziemską.
Jak podkreśliła NASA, start, jak i wejście na orbitę kapsuły to wielkie kamienie milowe, bo przybliżają USA do "posiadania dwóch niezależnych systemów załogowych latających w misjach i na i z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej". Tym pierwszym jest oczywiście statek Dragon firmy SpaceX, który swoje loty realizuje od lat (załogowe od 2020 roku).
Gwoli ścisłości, start Starlinera był swego rodzaju próbą generalną dla Boeinga, dlatego na pokładzie nie znalazł się astronauta. Statek był za to wyładowany zaopatrzeniem dla astronautów przebywających na ISS. Niespełna 227 kg to transport zamówiony przez NASA, a pozostałe 136 kg to ładunek Boeinga. Dopiero po certyfikacji Starliner będzie mógł wynieść na stację do czterech astronautów.
Lot statku na Międzynarodową Stację Kosmiczną potrwa jeszcze kilkanaście godzin. Powinien zadokować do ISS o godz. 1:10 w sobotę (czasu polskiego). Załoga otworzy właz i rozpocznie rozładunek o 19:45 tego samego dnia. W środę 25 maja, po niespełna pięciu dniach spędzonych w kosmosie, Starliner wróci na Ziemię.