Chiny deklarowały jedynie, że uważnie śledzą lot rakiety, oraz obiecały, że poinformują o losach obiektu "w odpowiednim czasie". Trajektorię obserwowała też amerykańska organizacja non profit The Aerospace Corporation.
Wcześniej, w sobotę 30 lipca, eksperci tej organizacji podawali na Twitterze, że części rdzenia rakiety mogą spaść tego dnia zarówno na Pacyfiku czy Atlantyku, jak i w środkowej części Ameryki Południowej albo u wybrzeży Meksyku. Prognozy dotyczyły zatem bardzo rozległego obszaru.
Ostatecznie, Długi Marsz 5 wszedł w ziemską atmosferę w sobotę około 18:45 polskiego czasu, nad Oceanem Indyjskim, o czym poinformowały siły powietrzne Stanów Zjednoczonych - US Space Command. Amerykańskie dowództwo podało jednocześnie, że wiadomości na temat wszelkich szczegółów na temat technicznych aspektów deorbitacji rakiety w atmosferę, potencjalnego rozmieszczenia odłamków i dokładnej lokalizacji uderzenia należy szukać u Chińczyków.
CNN dodaje, że chińska agencja kosmiczna podała, że pozostałości rakiety w większości spaliły się w czasie wchodzenia w atmosferę nad Morzem Sulu - między Borneo a Filipinami.
Tradycyjnie prywatne firmy i agencje kosmiczne państw zachodnich doprowadzają do kontrolowanej deorbitacji i spalenia się kosmicznego śmiecia. Rdzeń ważącej 20 ton chińskiej rakiety (z powodu obecności hamującej go szczątkowej atmosfery) uległ deorbitacji, ale w sposób niekontrolowany. Przydarzyło się to Chińczykom po raz trzeci.
Chiny coraz mocniej zaznaczają swoją obecność w kosmosie. Wysyłają m.in. lądowniki i łaziki na Księżyc oraz Marsa, a także budują swoją własną stację kosmiczną na orbicie Ziemi. Pierwszy moduł Tianhe (główny) wyniesiono w na orbitę w kwietniu 2021 roku, a od prawie roku (z małą przerwą wiosną 2022 r.) na jego pokładzie mieszka nawet trzyosobowa załoga chińskich astronautów.