Nowy blok w Elektrowni Ostrołęka nie zostanie zbudowany - tak donosiła w środę rano Karolina Baca-Pogorzelska w artykule na portalu BiznesAlert.pl. Według jej źródeł, nieoficjalna polityczna decyzja w tej sprawie już zapadła.
Dwa dni wcześniej minister rozwoju Jadwiga Emilewicz w rozmowie z Gazeta.pl mówiła, że projekt ten trzeba będzie skorygować z powodu unijnej polityki klimatycznej.
Co więcej, według minister koszt inwestycji mógłby wzrosnąć (po raz kolejny), nawet do 8-9 mld zł. Te doniesienia wywołały reakcję Energi, jednej z dwóch państwowych spółek (obok Enei), odpowiedzialnych za Ostrołękę C. "W związku z pojawiającymi się spekulacjami medialnymi dotyczącymi Elektrowni Ostrołęka C informujemy, że realizacja inwestycji przebiega zgodnie z harmonogramem. Wszystkie istotne informacje na ten temat są przekazywane w raportach bieżących spółki Energa" - napisała Energa w komunikacie prasowym.
Ostrołęka C ma być blokiem o mocy około 1000 MW. Ogromnym, bo istniejący obecnie zespół Elektrowni Ostrołęka (trzy bloki) ma moc łącznie około 700 MW. Koszt też ma być gigantyczny. Obecnie oficjalnie to 6 mld zł brutto (5,049 mld zł netto) - na tyle opiewa kontrakt podpisany z wykonawcą - konsorcjum GE Power i Alstom Power Systems. To ma być największa inwestycja we wschodniej Polsce od 30 lat, jej zakończenie planowano na 2023 rok, a oddanie bloku do użytku na 2024 rok. Budowany blok ma być opalany węglem. Krzysztof Tchórzewski, do niedawna minister energii, wielokrotnie mówił, że będzie to ostatni nowy blok węglowy w Polsce.
Problemem są pieniądze, i to w zasadzie od samego początku. Kiedy dwa lata temu otwarto koperty z ofertami, okazało się, że wszystkie one przekraczają budżet zamawiającego - wtedy wynosił on nieco ponad 4,8 mld zł. Najtańszą ofertę składała China Power Engineering Consulting Group. Ostatecznie wybrano ofertę za 6,02 mld zł, choć i ta kwota, z tego co mówi minister Emilewicz, może okazać się zbyt niska.
Ciągle nie ma też finansowania dla tej inwestycji. W listopadzie PGE odstąpiła od rozmów, które mogły skutkować jej zaangażowaniem w projekt. Prezes Enei zapewniał później, że negocjacje w sprawie finansowania trwają, a PGE była tylko jedną z możliwości.
Sama rezygnacja też nie będzie łatwa. Po pierwsze, co przyznaje sama minister, w tej części Polski duży blok energetyczny jest potrzebny. Z drugiej strony, odstąpienie od już podpisanej umowy rodzi problemy. Między innymi, jak zauważa Karolina Baca-Pogorzelska w swoim artykule, zerwanie kontraktu z amerykańską firmą to ryzyko odszkodowań. Poza tym, prace na terenie inwestycji już trwają i wydano już kilkaset milionów złotych.