Decyzja o czasowym zamknięciu kopalni, jaką ogłosił w poniedziałek premier Jacek Sasin, wywołała falę komentarzy. Przypomnijmy - szef resortu aktywów państwowych, poinformował, że łącznie 12 jednostek na Śląsku wstrzymuje prace na trzy tygodnie. Spowodowane jest to epidemią koronawirusa.
Jerzy Markowski, były wiceminister przemysłu i handlu oraz gospodarki, ratownik górniczy, w rozmowie z Gazeta.pl przyznał, że decyzja premiera jest słuszna, ale można ją było podjąć wcześniej.
- Decyzja premiera jest optymalna. Ja postulowałem to rozwiązanie publicznie już na początku pandemii. I warto podkreślić, że udało się je częściowo wdrożyć, bo w pięciu kopalniach zagrożenie epidemiczne mocno ograniczono - stwierdził Markowski.
Wyjaśnił też jakie, jego zdaniem, mogą być powody wstrzymywania się rządu przed decyzją. - Podejrzewam, że przeważyć mogły obawy ekonomiczne. Kopalnia, która przez trzy tygodnie węgla nie wydobywa, węgla nie sprzedaje. Dla władz to dylemat, bo ewentualna strata widoczna w wyniku spółki mogłaby być pretekstem do jej likwidacji - wyjaśnił ekspert.
Zdaniem Markowskiego nie bez znaczenia jest również fakt, że kopalnie stały się sporym problemem dla ogólnego wyniku walki z koronawirusem. - Bywały dni, że ok. 90 proc. nowych zakażeń w Polsce pochodziło w zasadzie z jednej kopalni. To rzutuje na statystyki całego kraju - stwierdził Markowski.
Warto przypomnieć, że według rządu zamykanie kopalni ze względu na zagrożenie koronawirusem nie było na początku brane pod uwagę. Wystarczy wspomnieć Adama Gawędę, który pełnił funkcję pełnomocnika rządu ds. górnictwa i twierdził, że górnicy są bezpieczni. - Warunki dołowe, czyli temperatura i przewietrzanie wszystkich wyrobisk, sprawiają, że to środowisko nie pozwala na przenoszenie się wirusa - powiedział.
Jerzy Markowski w rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnił, że w rzeczywistości jest wprost przeciwnie - jego zdaniem kopalnie są idealnym miejscem rozprzestrzeniania się wirusa.
- Od lat ubolewałem nad brakiem kompetencji ludzi, którzy się górnictwem zajmują. Kiedy ich brakuje przed wydaniem opinii, warto spytać o zdanie tych, którzy się na górnictwie znają, zamiast potem przez miesiące się tłumaczyć - dodał.
Jacek Sasin, ogłaszając decyzję o czasowym wstrzymaniu wydobycia węgla, podkreślił, że górnicy za "postojowe" otrzymają, w odróżnieniu od pracujących w innych branżach, 100 proc. wynagrodzenia. - Ustaliliśmy, że górnicy nie poniosą żadnych strat finansowych, strat ekonomicznych - wyjaśnił minister Sasin.
Górnicza "Solidarność" z decyzją ministra aktywów się nie zgadza.
Górnicy do decyzji władz o wstrzymaniu wydobycia węgla na Śląsku podchodzą nieufnie. Ministerstwo Aktywów Państwowych, którym kieruje Jacek Sasin, w płomiennym liście wyjaśnia, jakie są przyczyny przestoju. I zaklina się, że likwidacji miejsc pracy nie będzie.
W liście zaadresowanym do premiera Mateusza Morawieckiego wytykają Jackowi Sasinowi brak kompetencji. Żądają, by to premier osobiście objął resort swoim nadzorem. - To nie jest pierwsza decyzja wicepremiera Sasina, która najzwyczajniej jest głupia - wyjaśnił Dominik Kolorz, lider "Solidarności" śląsko-dąbrowskiej.