Pod koniec tygodnia za baryłkę ropy Brent trzeba było na giełdach zapłacić niecałe 38 dolarów - to najmniej od końca maja. Inwestorzy od kilku dni pozbywają się kontraktów na ropę, bowiem, przez coraz silniejszą drugą falę pandemii, spodziewają się spadku popytu na cenny surowiec.
Ceny ropy Brent na rynkach światowych. Investing.com
- Ludzie reagują na wzrost przypadków koronawirusa - twierdzi w wypowiedzi dla Reutersa Bob Yawger, dyrektor działu kontraktów na surowce energetyczne z biura Mizuho w Nowym Jorku.
Inwestorów szczególnie zaniepokoiły doniesienia z Francji i Niemiec. Od piątku nad Sekwaną w praktyce nie wolno wychodzić z domu bez bardzo poważnej przyczyny, a Niemcy za kilka dni zamykają całą gastronomię, kina i teatry. To wszystko przełoży się na dużo mniejsze zużycie paliw płynnych - mniej wyjazdów to mniej tankowań na stacjach benzynowych.
Nie ma też dobrych doniesień z USA. Amerykańskim politykom nie udało się uchwalić nowego pakietu stymulacyjnego przed nadchodzącymi wyborami, a to oznacza, że wrócą do tych pomysłów najwcześniej za kilka tygodni. Do tego czasu amerykańska gospodarka może w zasadzie tylko spowalniać.
Problemem dla inwestorów stawiających na wzrost cen na rynku ropy naftowej jest też jej rosnące wydobycie w Libii - już teraz kraj, w którym udało się podpisać porozumienie pokojowe, produkuje jej 680 tys. baryłek dziennie i w ciągu kilku tygodni chce to wydobycie zwiększyć do 1 mln baryłek. Za tym nie pójdzie natychmiastowa reakcja krajów OPEC o zmniejszeniu produkcji ropy. To może się udać nie wcześniej niż dopiero w styczniu.
Nafciarze zwalniają
W piątek najnowszy raport finansowy przedstawił Exxon, jeden z największych koncernów naftowych na świecie. Przychody spółki w trzecim kwartale spadły o niemal jedną czwartą, do 49,5 mld dol.
Do tego na samym wydobyciu i produkcji paliw spółka straciła 1,5 mld dol., podczas gdy rok temu zarobiła tutaj 8,3 mld dol., a na sprzedaży detalicznej paliw wykazała ledwo 134 mln dol. zysku - 91 proc. mniej niż rok temu. Gdyby nie jej dział produkcji chemikaliów, byłoby bardzo źle. Dzięki niemu udało się stratę zmniejszyć do i tak robiącej wrażenie kwoty 680 mln dol.
Dlatego Exxon zamierza zmniejszać zatrudnienie. Na całym świecie może zwolnić do 14 tys. pracowników - to mniej więcej 15 proc. jego personelu. W podobnej sytuacji są inne spółki naftowe. Shell przygotowuje się na redukcję zatrudnienia o 15 proc., a Chevron mówi o cięciach etatów o 10-15 proc.
Do tego, co dość oczywiste, nafciarze ograniczają inwestycje i zaczynają mocno oszczędzać. Na przykład Chevron zamierza zmniejszyć wydatki inwestycyjne o blisko połowę, a koszty operacyjne o 12 proc.
Podsumowując, w branży naftowej nie ma teraz kokosów i raczej szybko się one nie pojawią.