Holenderska Izba Reprezentantów przyjęła uchwałę, według której rząd Holandii postawi Polskę przed Trybunałem Sprawiedliwości UE za naruszenie zasad praworządności. Prof. Artur Nowak-Far ze Szkoły Głównej Handlowej, były wiceminister spraw zagranicznych, skomentował w rozmowie z next.gazeta.pl tę decyzję.
- Czy holenderski parlament może wezwać do postawienia Polski przed TSUE? Opierając się na holenderskim prawie może, ale obawiam się, że taki pozew nie będzie efektywny. Formalnie wniosek ma dotyczyć bowiem złożenia przez Polskę weta do perspektywy budżetowej i programów z nią związanych, takich jak pakiet pomocy antycovidowej. Ale Polska, tak jak każdy inny kraj UE, ma prawo do weta, jeśli procedura wymaga, by jakaś decyzja była podjęta przy udziale wszystkich państw. A taką decyzją jest przyjęcie wieloletniej perspektywy budżetowej na lata 2021-2027 - wyjaśnił Artur Nowak-Far. - Taka skarga się nie ostatnie, nie ma żadnych szans - podsumowuje.
Zdaniem eksperta decyzja holenderskiego parlamentu ma inne znaczenie - dowodzi przekonania holenderskich posłów o systemowym problemie z praworządnością w Polsce. - Izba Reprezentantów wyraziła pełne poparcie dla działań swojego rządu, by ten walczył o przywrócenie praworządności na terenie UE, ale i obronił wieloletnią perspektywę finansową i Fundusz Pomocy - stwierdził Nowak-Far.
Ekspert ocenił też, czy ryzyko zawetowania przez polski rząd kluczowego dla UE budżetu jest realne. - Formalnie rzecz biorąc, rząd może zawetować unijną wieloletną perspektywę budżetową. Nie ma on jednak żadnego mandatu demokratycznego, by takie fanaberie robić - ocenił ekspert.
- To grożenie przez rząd wetem to w znacznym zakresie wysyłanie sygnałów o determinacji w staraniach, żeby nie było powiązania budżetu z praworządnością. Rząd liczy, że inne kraje usłyszą nasz sprzeciw i wycofają się ze zmian; robi to też na użytek wewnętrzny - dodał.
Nowak-Far wyjaśnił też, że ostre stanowisko polskiego obozu władzy ma i inne podstawy. - Politycy Zjednoczonej Prawicy najpewniej nie darzą chyba partnerów europejskich zbyt wielkim szacunkiem i liczą na ich niezdolność do decyzji, "miękiszowatość" - nawiązując do niedawnej wypowiedzi Zbigniewa Ziobry. Założenie, że Unia nie jest zdeterminowana, że to jakieś chucherka z różowymi flagami, zupełnie nie przystaje do rzeczywistości. Polska być może coś osiągnie, na przykład zapis, że mechanizmy dotyczące praworządności zostaną po roku czy dwóch latach zrewidowane - wyjaśnił ekspert.
- Jestem jednak przekonany na 95 proc., że kraje Unii nie ustąpią. Nie ustąpią, bo sami obywatele tych państw nie godzą się, by w UE były jakieś obszary, na których praworządności nie ma - i z tymi sygnałami praworządne rządy większości krajów UE się po prostu liczą - dodał.
Artur Nowak-Far odniósł się też do eurosceptycznych wyliczeń prezentowanych przez polityków Solidarnej Polski. Twierdzą oni, że Unia wytransferowała z Polski znacznie więcej pieniędzy, niż otrzymaliśmy.
- To jest kwestia i nieprawidłowego sposobu postrzegania rzeczywistości, i zwykłego kłamstwa, bo metodologia tego typu obliczeń jest przedziwna. Myślę jednak, że pozostanie nieskuteczna, bo przeciętny obywatel widzi, ile Unia nam daje. Korzysta z czystej wody, linii tramwajowej, kolejowej, nowoczesnej drogi, której wcześniej nie było, jest chroniony przez unijne prawo ochrony konsumentów - i sam potrafi wyciągnąć wnioski - tłumaczył.
Ekspert ocenił też, czy Polska potrzebuje środków z budżetu UE, czy też z Funduszu Pomocy. - Bez tego typu środków nie uda nam się skutecznie konkurować na rynku europejskim, wpadniemy w pułapkę średnich dochodów, mówienie o tym, że są nam niepotrzebne, jest zupełnie nieprawdziwe. Te środki są nam bardzo potrzebne - podsumował.
Czytaj też: Gowin stanowczo: Wbrew temu, co sugerują niektórzy politycy, miejsce Polski jest w UE