Weto. Morawiecki o pieniądzach, Ziobro o praworządności. Tak obóz władzy manipuluje faktami

Wielkimi krokami zbliżają się rozstrzygnięcia dotyczące unijnych finansów. Polska i Węgry grożą wetem, bo nie chcą zgodzić się na mechanizm praworządności. Obóz władzy używa wielu argumentów, które kompletnie rozmijają się z prawdą. Wygodnej retoryki nie popiera faktami i wyliczeniami. My je przedstawiamy.
  • "Fundusz odbudowy jest zasadniczo konstruowany z kredytu". Możemy wyemitować własne obligacje - stwierdził premier. Tymczasem unijny program tylko w części składa się z pożyczek, spora jego część - 100 mld zł - to dotacja, której nie trzeba zwracać
  • "Prowizorium budżetowe jest dla nas lepsze niż najnowsze budżetowe ustalenia" - twierdzi Zbigniew Ziobro. Obowiązywanie prowizorium nie jest korzystne, bo oznacza, że Polska nie będzie mogła realizować wielu programów inwestycyjnych
  • Mechanizm praworządności forsują Niemcy, bo "dbają o swoje hegemonistyczne interesy" - powiedział Witold Waszczykowski. O kwestię praworządności walczy przede wszystkim Holandia
  • "Mechanizm praworządności transferuje realną władzę z Warszawy do Brukseli". "Chodzi także o kwestie dostępu do aborcji, zawierania małżeństw gejowskich i adopcji przez takie pary dzieci" - twierdzi Ziobro. "Chodzi jedynie o takie naruszenia, które mogą wpływać na zarządzanie unijnymi finansami" - pisze o mechanizmie Ursula von der Leyen.

Eurosceptyczna Solidarna Polska i premier Mateusz Morawiecki prześcigają się w pomysłach, by przekonać Polaków do małej szkodliwości zapowiadanego weta. Unijni oficjele na deklaracje polskiego rządu odpowiadają własnymi: jeśli Polska powie "nie" perspektywie finansowej na lata 2021-2027, to Fundusz Odbudowy, zwany nowym Planem Marshalla, zostanie podzielony bez udziału naszego kraju.

Morawiecki: Nie potrzebujemy pieniędzy UE, możemy pożyczyć sami. Unia chce nam dać 100 mld zł bezzwrotnych dotacji

Szef rządu to zagrożenie zdaje się bagatelizować. Twierdzi, że unijnych środków nie potrzebujemy, poradzimy sobie bez nich. - Fundusz odbudowy jest zasadniczo konstruowany z kredytu. Owszem, nisko oprocentowanego, ale my również możemy taki na rynku uplasować. Nazywa się on obligacjami skarbu państwa - stwierdził.

Istotny fakt jednak pominął. Tylko część środków, które miałyby trafić do Polski, byłyby pożyczką - 34 mld euro. Wylicza to resort rozwoju. 23 mld euro, czyli 100 mld zł, tyle ile Polski Fundusz Rozwoju wyda na pierwszą i przyszłoroczną tarczę dla przedsiębiorców, ma trafić do naszego kraju jako dotacja. Nie trzeba jej będzie zwracać.

Pieniądze, które chce nam pożyczyć UE, możemy oczywiście pożyczyć na rynku sami.  Morawiecki nie przedstawia też żadnych wyliczeń. Obligacje dziesięcioletnie emitowane przez polski rząd mogą bowiem okazać się po prostu droższe niż kredyt, który Unia zaciąga w imieniu 27 krajów.

Szef rządu nie wyjaśnia też, w jaki sposób pożyczenie 250 mld zł w ramach emisji obligacji ma być korzystniejsze od pożyczenia z UE 150 mld zł i otrzymaniu 100 mld zł "za darmo".

Polska zyska, jeśli zablokuje budżet? Gowin: Nie widzę żadnych korzyści z prowizorium

Obóz władzy przekonuje też, że ewentualne weto wobec unijnego budżetu w rzeczywistości może być dla Polski korzystne. Od stycznia wspólnota musiałaby bowiem posługiwać się prowizorium.

"Prowizorium budżetowe, jakie będzie obowiązywać, jeśli budżet UE nie zostanie przyjęty, jest dla nas lepsze niż najnowsze budżetowe ustalenia" - twierdzi Zbigniew Ziobro. Spotyka się jednak z zaprzeczeniem swojej tezie we własnym obozie - Wbrew niektórym głosom nie widzę żadnych korzyści z prowizorium budżetowego. Owszem, zaciągnięte zobowiązania będą finansowane, podobnie jak ważne dla Polski dopłaty dla rolników. W innych obszarach wszystkie państwa unijne musiałyby się jednak liczyć z cięciem środków finansowych. Dlatego liczę na wypracowanie kompromisu do końca roku - twierdził Jarosław Gowin, lider Porozumienia.

Przyjęcie prowizorium blokuje bowiem możliwość realizowania długoletnich programów inwestycyjnych. Polska musi więc liczyć się z przesunięciami i opóźnieniami w wypłacie wielu środków, szczególnie tych, których wydanie przewidziano na rok 2021-2022.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział weto w sprawie budżetu UE. Podobne stanowisko przedstawił Viktor Orbán, premier Węgier Polska grozi Unii opcją atomową i zapowiada weto. "Znajdziemy się na peryferiach UE"

Obóz władzy: To Niemcy prą do mechanizmu praworządności. A za mechanizmem opowiada się głównie Holandia.

Politycy Zjednoczonej Prawicy stosują też wygodną dla siebie narrację, twierdząc, że powiązania wypłaty pieniędzy z kwestią praworządności chcą przede wszystkim Niemcy. "Mechanizm praworządności forsują teraz Niemcy" - twierdzi portal wPolityce.pl w wywiadzie z europosłem PiS Witoldem Waszczykowskim. "Już nie ma mowy o tym, żeby wierzyć Niemcom, że oni dbają o jakieś interesy wspólnotowe. Dbają o swoje hegemonistyczne interesy w Unii Europejskiej" - odpowiada były minister spraw zagranicznych.

Ta narracja nie wytrzymuje jednak zderzenia z faktami. Przed unijnym Trybunałem Polskę chce postawić bowiem Holandia. Unia to stanowisko popiera, bo jak wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl prof. Artur Nowak-Far ze Szkoły Głównej Handlowej, były wiceminister spraw zagranicznych, kwestia praworządności ma dla Europy wymierne znaczenie. - Obywatele wspólnoty nie godzą się, by w UE były jakieś obszary, na których praworządności nie ma - wyjaśnił.

Mechanizm praworządności uderza w suwerenność? Nie ma takiego powiązania

Politycy obozu władzy próbują też wmówić mniej zorientowanym, że mechanizm praworządności oznacza tak naprawdę utratę suwerenności. "Nienawiść lewackich elit do chrześcijaństwa sprawia, że z taką agresją reagują na nasze rządy" - ocenił w TV Trwam Zbigniew Ziobro, lider Solidarnej Polski i minister sprawiedliwości.

"Pod pretekstem praworządności przygotowano mechanizm politycznego zniewalania państw, które nie chcą się podporządkować Unii Europejskiej. Chodzi o mechanizm, który transferuje realną władzę z Warszawy do Brukseli i daje możliwość urzędnikom oraz największym państwom UE wywierania nacisku na Polskę w przyszłości. [...] To jest radykalna redukcja polskiej suwerenności. To też milowy krok w zakresie tworzenia państwa, jakim miałaby być Unia Europejska ze stolicą w Brukseli" - twierdził szef resortu sprawiedliwości.

O tym, w jaki sposób mechanizm praworządności ma uderzać w suwerenność, mówił też Zbigniew Ziobro. "W definicji praworządności nie chodzi wyłącznie o kwestie sądownictwa, wyboru sędziów, prokuratury, ale chodzi także o kwestie mediów, dostępu do aborcji, prawa podstawowe, interpretowane jako prawa do zawierania małżeństw gejowskich i adopcji przez takie pary dzieci - mówił.

Ursula von der Leyen napisała list do Mateusza Morawieckiego, w którym wyjaśniła, że mechanizm powiązania unijnego budżetu z zasadą praworządności jest związany z prawidłowym zarządzaniem finansami. "Chodzi jedynie o takie naruszenia, które mogą wpływać na zarządzanie unijnymi finansami, a także finansowe interesy UE" - czytamy w liście przewodniczącej KE.

"Komisja będzie mogła wnioskować o zawieszenie funduszy w przypadku naruszeń lub ryzyka naruszeń. Ale tylko wtedy, gdy wykaże, że naruszenie praworządności bezpośrednio i negatywnie wpływa na zarządzanie budżetem, zagrażając interesom UE (Art. 3)" - wyjaśnia Oko.press, cytując unijny zapis. Jak widać, nie ma w nim mowy o odbieraniu suwerenności czy zmuszania do przepisów dotyczących małżeństw homoseksualnych.

Praworządność a suwerenność - eksperci i politycy komentują

Sprawę skomentował też Leszek Miller, były premier. - 25 państw nie ma żadnych lęków, że stracą suwerenność i uważa, że dokument jest potrzebny. [...] 25 państw mówi: "Ok, to jest świetny dokument, przyjmujemy go, my się go nie boimy, bo nie łamiemy praworządności", a dwa państwa mówią: "Nie, nie, bo my stracimy suwerenność". Przecież to głupie - stwierdził Miller.

Matusz Morawiecki i Viktor Orban RMF FM: Bruksela stawia Polsce warunek ws. budżetu UE. "Stanowisko do jutra"

Jerzy Huasner, były minister w rządach Leszka Millera i Marka Belki w rozmowie z Łukaszem Kijkiem stwierdził też, że należność do UE oznacza, że "nie ma absolutnej suwerenności" - Istnieje coś, co można nazwać suwerennością w warunkach współzależności. Czyli traktowanie: "jeśli ja jestem od ciebie zależny, to znaczy, że nie jestem suwerenny" jest absurdalne w takim świecie. Jeśli chce być suwerenny, to powinien być współzależny - stwierdził ekspert.

Czytaj też: Europa nam to zapamięta. Wściekli nie będą eurokraci, tylko zwykli Hiszpanie i Włosi [WYWIADY SROCZYŃSKIEGO]

Więcej o: