Obniżki podatków w Polsce. Morawiecki: "Nie dajcie sobie mydlić oczu". Nie dajemy

Mikołaj Fidziński
Premier Mateusz Morawiecki poradził we wtorek Polakom, aby "nie dali sobie mydlić oczu kłamstwom", a prawdą jest to, że za rządów Zjednoczonej Prawicy w kieszeniach Polaków z obniżek podatków zostało blisko 60 mld zł. Strategia rządu nie koncentruje się jednak wyłącznie na obniżkach danin. Jej ważnym elementem jest także niewierność wyborczym obietnicom, a nawet konstruowanie podatkowych "wehikułów czasu" pozwalających na zasilenie budżetu tym, co trafiłoby do kasy państwa za kilkadziesiąt lat.
Liczby nie kłamią. Dzięki profesjonalnemu podejściu do całej architektury budżetu państwa polskiemu mogliśmy obniżyć podatki. To około 60 mld zł, które zostawiliśmy w kieszeniach Polaków z obniżki podatków. Nie dajcie sobie mydlić oczu różnymi kłamliwymi komentarzami ze strony ludzi, którzy nie pokazują całościowego obrazu

- mówił we wtorek premier Mateusz Morawiecki. Kancelaria Premiera w tym samym czasie opublikowała grafikę, z której wyliczono osiem spośród "ponad 20" obniżonych podatków pomiędzy 2016 a 2021 r.

Rzecz jasna wymienione przez Kancelarię Premiera działania czy reformy miały miejsce - choć przy części z nich mimo wszystko można dodać łyżkę dziegciu do tej beczki miodu.

Przykładowo, estoński CIT na razie cieszy się znikomym zainteresowaniem przedsiębiorców. Eksperci podatkowi zwracają uwagę m.in. na bardzo wysoki poziom skomplikowania przepisów i zawarte w nich haczyki. Choć jednocześnie uczciwie należy przyznać, że wielu z nich wyraża opinię, iż jeśli rząd wykaże zainteresowanie doszlifowaniem tego rozwiązania, może ono mimo wszystko wypalić.

Zdjęcie ilustracyjne To są prostsze podatki? Skarbówka objaśnia tzw. estoński CIT na 123 stronach

Mimo faktycznej obniżki stawki VAT np. artykuły dziecięce czy pieczywo, coraz grubsza warstwa kurzu osiada na jednej ze sztandarowych obietnic wyborczych PiS z 2015 r., czyli zobowiązaniu do powrotu stawek VAT do poziomu 22 i 7 proc. Z ostatnich wyliczeń Ministerstwa Finansów (gdy jesienią 2020 r. po raz kolejny przesuwano moment obniżki stawek) wynika, że tylko na zignorowaniu tego zobowiązania wobec wyborców rząd PiS w 2021 r. - odwracając terminologię premiera - wyjmie z kieszeni Polaków blisko 10 mld zł. To tyle, ile potem "odda" np. w formie trzynastek dla emerytów. 

Na - nie ma co zaprzeczać - obniżkę stawki podatku PIT z 18 do 17 proc. w pierwszym progu podatkowym (oraz podniesienie kosztów uzyskania przychodu), także warto spojrzeć z dystansu. Dystans ten sięga 2015 r., gdy ówczesny kandydat na prezydenta Andrzej Duda obiecywał podwyżkę kwoty wolnej od podatku "na początek do 8 tys. zł" i dalsze jej podnoszenie w kolejnych latach. Złożył nawet w Sejmie projekt ustawy w tej sprawie, ale rząd wyrzucił go do kosza, bo "był za drogi". Podniósł kwotę wolną tylko osobom zarabiającym do 13 tys. zł rocznie, jednocześnie obniżając ją osobom z dochodami ponad 85,5 tys. zł rocznie (drugi próg podatkowy) i całkowicie ją likwidując w przypadku osób zarabiających ponad 127 tys. zł. Przez ostatnich pięć lat w drugi próg podatkowy wpadło kolejnych kilkaset tysięcy osób. 

Ekonomiści pokazują inne wyliczenia niż Morawiecki

Minister finansów w budżecie przyjętym przez rząd pokazał, że bilans danin jest na minus

- zwraca uwagę dr Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej, do 2019 r. dyrektor departamentu polityki makroekonomicznej w Ministerstwie Finansów. Tylko dla danin wprowadzonych w 2021 r. dr Dudek wyliczał nadwyżkę dodatkowego obciążenie firm i gospodarstw domowych nad ulgami na 8 mld zł. Chodzi m.in. o opłatę mocową, opłatę "cukrową" i "od małpek" czy podatek od sprzedaży detalicznej.

Z kolei dr Aleksander Łaszek z FOR bilans wprowadzonych dotychczas przez rząd podatków podlicza na ponad 80 mld zł.

Premier Mateusz Morawiecki i minister finansów Tadeusz Kościński Nowe i wyższe podatki w 2021 r. Z kont będą nam uciekały setki złotych

Podatki sektorowe utartym pomysłem rządu

Rząd z jednej strony chwali się obniżkami np. podatków PIT czy CIT, ale z drugiej upodobał sobie tzw. podatki sektorowe. To swego rodzaju "domiary" na branże, których dodatkowe obciążenie można sprawnie tłumaczyć. Ostatnim tego typu pomysłem jest podatek od reklam, który ma wspomóc rząd w walce z pandemią.

Podatek bankowy, od handlu detalicznego, cukrowy, nagle wzrosła radykalnie akcyza na alkohol i papierosy. Rząd będzie szukał takich podatków sektorowych, gdzie można znaleźć jakieś uzasadnienie zdrowotne lub antagonizować pewne grupy. Banki albo wielkie sieci detaliczne "siedzą na pieniądzach" - można je obciążyć. Tylko przeciętny obywatel nie wie, że na końcu to się odbija w inflacji, wyższych opłatach

- mówił niedawno w Gazeta.pl dr Dudek. 

I choć podatki sektorowe nie są bezpośrednio widoczne w budżecie domowym, wpływają na to, że więcej pieniędzy ucieka z naszych kieszeni. Jednym z dobrych przykładów jest wprowadzony na początku 2016 r. podatek bankowy. Jedną z konsekwencji jego wprowadzenia było solidarne, błyskawiczne podniesienie przez banki m.in. marż kredytów mieszkaniowych. Średnie oprocentowanie kredytów wzrosło o ok. 0,35 pp., co dla przykładowego kredytu na 20 lat na 200 tys. zł przekłada się na pojedynczą ratę wyższą o ok. 35 zł. Daje to ponad 400 zł więcej rocznie i 8 tys. w skali całego okresu spłaty.

Rząd w swojej kreatywności sięga wręcz po podatki... z przyszłości. Zaprojektował reformę Otwartych Funduszy Emerytalnych w taki sposób, że środki, które trafiłyby do budżetu państwa za 5, 10, 20 czy 30 lat w formie podatku dochodowego od emerytur z ZUS (konkretnie - od powiększających ją środków z OFE), chce pobrać już teraz w formie "opłaty przekształceniowej". Będzie to domyślne rozwiązanie przy przekształceniu OFE, do którego zapewne dojdzie jeszcze w 2021 r.

Zobacz wideo Zapłacimy wyższe podatki? „Jestem przekonany, że w rządzie się o tym myśli”
Więcej o: