W środę 6 marca Rada Polityki Pieniężnej podniosła główną stopę procentową o aż 100 punktów bazowych, czyli z poziomu 3,5 do 4,5 proc. O ile to, że podwyżka będzie, było oczywiste, o tyle jej skala mocno zaskoczyła. Średnia oczekiwań ekonomistów była na poziomie 50 punktów. Pojawiające się głosy o mocniejszym ruchu zakładały 75 punktów.
Dzień później, na konferencji prasowej po posiedzeniu RPP, jej przewodniczący i zarazem prezes NBP Adam Glapiński wyjaśniał przyczyny takiej decyzji. Jak mówił, chodzi o trzy główne czynniki.
Po pierwsze: uporczywość i wysokość inflacji. Drugi powód to wojna i rosnące jej koszty, a trzeci to oczywisty fakt, że polityka fiskalna w tych warunkach będzie musiała być luźna. Państwo musi ponieść szereg istotnych wielkich obciążeń, wynikających choćby z napływu uchodźców. To są duże wydatki, będą im towarzyszyć inne, w perspektywie na zbrojenia
- stwierdził. Luźna polityka fiskalna to po prostu wzrost wydatków, w tym transferów społecznych - a obecny rząd robi to już od dłuższego czasu. Więcej pieniędzy w kieszeniach Polaków łagodzi oczywiście negatywne skutki rosnącej inflacji. Z drugiej strony może sprawić, że nadal będą dużo wydawać, co z kolei będzie podbijać inflację i zmuszać RPP do dalszych działań - takie trochę błędne koło. Według Adama Glapińskiego "wzrost polityki fiskalnej", który ma nastąpić, jest "oczywisty i konieczny", bo rząd "będzie musiał łagodzić skutki wojny".
Czekają nas duże wydatki, one się dzieją, są w toku i odpowiednio do tego polityka pieniężna NBP musi być ciasna. Musi być zacieśniająca, zabezpieczać przed tym, żeby ten strumień wypływający, niezbędny absolutnie, nie doprowadził do utraty kontroli nad inflacją. Przy czym, proszę pamiętać, rząd pomaga nam w opanowaniu inflacji poprzez tarcze antyinflacyjne
- powiedział Glapiński. Zapowiedział, że tarcze obniżają inflację o mniej więcej 2 punkty procentowe. Ekonomiści są zgodni co do tego, że tarcze rzeczywiście obniżają bieżący wskaźnik inflacji. Ich skutkiem może być jednak wydłużenie okresu, w którym inflacja jest podwyższona.
Podczas konferencji prezes NBP przyznawał, że współpracuje z rządem, mówiąc, że "RPP dostosowuje się do działań fiskalnych rządu".
Ja się regularnie spotykam się z premierem, z ministrami, mniej więcej raz na tydzień. [...] No i stale się informujemy o swoich decyzjach, one nie mogą być nieskoordynowane w tej chwili. Kontaktujemy się też z zarządami banków komercyjnych, banki pełnią istotną rolę w finansach państwa
- powiedział.
Środowa niespodziewanie silna podwyżka stóp procentowych sprawiła, że pojawiały się nadzieje na szybsze zakończenie cyklu (czyli: stopy teraz mocno wzrosły, ale to znaczy, że szybciej zbliżyliśmy się do ich maksymalnego poziomu). Prezes NBP te domniemania przeciął: Rada Polityki Pieniężnej nie ustanowiła sobie żadnego konkretnego celu i będzie reagować na bieżąco, odpowiadając na pojawiające się dane czy też zmieniające się czynniki wpływające na inflację.
Nasze działanie wczorajsze nie miało charakteru działania wyprzedzającego, jak w niektórych tytułach prasowych, w mediach, jeszcze wczoraj po naszej decyzji się to próbowało interpretować. To nie jest decyzja wyprzedzająca. To nie jest decyzja, która przyspiesza po prostu jakieś decyzje o podnoszeniu stóp, aby szybciej ten wzrost stóp zakończyć. Nic takiego. Zareagowaliśmy po prostu na napływające dane. To nie przesądza w żaden sposób o tym, że dalszych reakcji naszych nie będzie. W żaden sposób nie odnosiliśmy się do tego, czy cykl będzie trwał, nie będzie trwał, kiedy się zakończy, na jakim poziomie, bo tego nie wiemy. Na razie sytuacja jest taka, że jest bardzo wysoka inflacja, dwucyfrowa, o tendencji silnie rosnącej, a mamy bardzo wysoką koniunkturę. A wojna powoduje, że będą musiały rosnąć wydatki rządowe. To wszystko razem nakazuje nałożyć kaganiec, cugle inflacji
- wyjaśnił Glapiński. Oznacza to, że kredytobiorcy, których martwi wzrost wysokości rat (skutek wzrostu stawki WIBORu, która podąża za poziomem stóp, a teraz już je nawet wyraźnie wyprzedza), nie powinni liczyć na szybsze zakończenie cyklu podwyżek stóp procentowych. Prezes co prawda niczego nie przesądza, ale na obniżki szybko nie ma co liczyć. O obecnym poziomie głównej stopy procentowej - 4,5 proc. - powiedział, że to "wciąż nie jest wysoka stopa", a dodatku realnie (po uwzględnieniu inflacji) ujemna.
Nie powiem tego zobowiązująco, ale można by przewidywać czy oczekiwać, że w końcu 2023 roku, jak wszystko będzie zgodne z tymi trendami dzisiaj, [stopy - red.] będą już się zmniejszać
- powiedział.
Przypomnijmy, inflację mamy już dwucyfrową. Jak podał GUS, w marcu wyniosła 10,9 proc. rok do roku. I to wcale nie jest koniec. Prezes NBP stwierdził, że przed nami zapewne jeszcze kilka miesięcy przyspieszającego wzrostu cen, który określił mianem "inflacji wojennej". Jego zdaniem nie da się precyzyjnie określić, na ile inwazja Rosji na Ukrainę podbiła inflację, ale szacunki mogą wskazywać, że ten wpływ był znaczący i może sięgać 4-5 punktów procentowych". Próbę takiego oszacowania podjęli ekonomiści Pekao SA - pisaliśmy o tym więcej w poniższym tekście:
Na razie inflacja jest wysoka i ma tendencję do wzrostu w kolejnych miesiącach tego roku. Z jakimś tam szczytem, jak teraz przewidujemy, według tych danych, ale nieoficjalnie, gdzieś w czerwcu. W czerwcu powinien być pik, a potem powolny spadek -
mówił Glapiński. Tutaj warto pamiętać, że decyzje RPP ws. stóp wpływają na inflację z opóźnieniem. Według prezesa to zwykle 5-7 kwartałów. Nie ma co liczyć na to, że wczorajsza podwyżka przyczyni się do obniżenia poziomu inflacji za kilka tygodni lub miesięcy.
Inflacja zatem pozostanie jeszcze przez dłuższy czas wysoka, ale równie wysoko Adam Glapiński ocenia koniunkturę polskiej gospodarki. W czasie konferencji zdradził, że w pierwszym kwartale mieliśmy wzrost PKB prawdopodobnie w okolicach 7 proc. Przyznał, że podwyżki stóp osłabią w pewnym stopniu ten wzrost, ale z jego wypowiedzi wynika, że, mówiąc obrazowo, jest z czego spadać.
Słuchając konferencji można było odnieść ogólne wrażenie, że prezes Glapiński, i zapewne spora część RPP, nadal ma nastawienie jastrzębie. Jastrzębiami określa się bankierów centralnych, którzy opowiadają się za zacieśnianiem polityki monetarnej, czyli m.in. podwyżkami stóp procentowych. Ich przeciwnikami są gołębie - zwolennicy niskich stóp.