Stopy procentowe znowu idą w górę. Zgodnie ze środową decyzją Rady Polityki Pieniężnej, główna stopa NBP od czwartku 7 kwietnia wzrośnie z 3,5 proc. do 4,5 proc., czyli o 100 punktów bazowych.
Na środowym posiedzeniu Rada Polityki Pieniężnej mocno zaskoczyła. W zasadzie ekonomiści nie zadawali sobie przed decyzję RPP "czy", ale "o ile". Zwykle prognozy wskazywały na wzrost o 50 lub 75 pb.
Niespodziewanie mocniejsza od oczekiwanej podwyżka odbiła się na kursie polskiej waluty. Złoty gwałtownie i wyraźnie umocnił się wobec euro (ruch od dzisiejszych maksimów 4 grosze) i dolara (o ok. 5 groszy), choć warto zauważyć, że część z tego ruchu miała miejsce jeszcze przed decyzją RPP. Chwilę po niej euro na rynku wyceniane było na 4,61 zł, a dolar na 4,22 zł. Wkrótce jednak złoty ponownie zaczął tracić i o 16:20 euro kosztowało już 4,65 zł, a dolar 4,26 zł.
"Złoty zareagował bardzo wyraźnie, ale tak duży ruch na tym etapie troszkę pachnie końcem cyklu. Czekamy na komunikat i jutrzejszą konferencję prasową prezesa NBP" - komentowali na szybko na swoim profilu na Twitterze ekonomiści Pekao SA.
O możliwym szybszym zakończeniu serii podwyżek mówią też eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego. "W kolejnych miesiącach spodziewamy się słabszych podwyżek. Cykl prawdopodobnie zakończy się w lipcu - Rada podniesie stopy do 5,5 proc." - uważa Marcin Klucznik z PIE.
Niedługo po decyzji NBP opublikował komunikat po posiedzeniu. Pisze w nim m.in. o tym, że do poprzednio już obserwowanych czynników podbijających inflację dołączył kolejny. "Agresja zbrojna Rosji przeciw Ukrainie przyczyniła się do istotnego wzrostu niepewności dotyczącej dalszego kształtowania się sytuacji makroekonomicznej na świecie oraz wyraźnego pogorszenia nastrojów. Jednocześnie nastąpił dalszy wzrost cen surowców, a także nasiliły się zaburzenia w handlu międzynarodowym. W efekcie obniżone zostały prognozy wzrostu gospodarczego dla części gospodarek" - czytamy.
Dalej RPP (to organ decyzyjny NBP, któremu przewodniczy prezes banku, Adam Glapiński) zauważa, że jak na razie polska gospodarka ma się nieźle, a mimo wojny "m.in. ze względu na niewielki udział eksportu do Rosji i Ukrainy w polskiej sprzedaży zagranicznej, można oczekiwać utrzymywania się korzystnej krajowej koniunktury w kolejnych kwartałach". To wygląda jak argument za tym, że mocne podwyżki stóp nie powinny przyczynić się do osłabienia gospodarki.
RPP zaznacza, że zdecydowała się podnieść stopy w związku z ryzykiem utrzymywania się inflacji powyżej celu w średnim okresie. Podwyżka ma "będzie także oddziaływać w kierunku ograniczenia oczekiwań inflacyjnych".
Komunikat kończy się stwierdzeniem podkreślającym znaczenie kursu złotego:
"NBP będzie podejmował wszelkie niezbędne działania w celu zapewnienia stabilności makroekonomicznej i finansowej, w tym przede wszystkim w celu ograniczenia ryzyka utrwalenia się podwyższonej inflacji. NBP może stosować interwencje na rynku walutowym, w szczególności w celu ograniczenia niezgodnych z kierunkiem prowadzonej polityki pieniężnej wahań kursu złotego."
"Po lekturze komunikatu. Wygląda jak salwa na umocnienie złotego i pokazanie determinacji do zwalczania inflacji" - skomentowali ekonomiści mBanku.
Konferencja prezesa NBP i przewodniczącego RPP Adama Glapińskiego po kwietniowym posiedzeniu RPP odbędzie się w czwartek 7 kwietnia.
Miesiąc temu Glapiński bardzo wyraźnie dawał do zrozumienia, że on i cała Rada są "zdeterminowani, aby w możliwie krótkim czasie doprowadzić inflację do celu inflacyjnego NBP [czyli 2,5 proc. z możliwymi odchyleniami o 1 pp. w górę lub w dół - red.]".
Będziemy w tym konsekwentni i nieustępliwi. Stoję przed państwem jako jastrząb na czele jastrzębiej Rady Polityki Pieniężnej
- mówił Glapiński.
Tyle, że będzie to piekielnie trudne. Obecne prognozy ekonomistów, w tym z NBP, wskazują, że inflacja wróci do celu zapewne dopiero w 2024-2025 r.
Od czasu powyższych słów Glapińskiego inflacja nie tylko nie wyhamowała, ale wręcz wyraźnie urosła. Z danych GUS wynika, że w marcu inflacja wyniosła 10,9 proc. rok do roku (najwięcej od 22 lat) i aż 3,2 proc. miesiąc do miesiąca (najwięcej od 26 lat).
Gdzie jest szczyt podwyżek stóp? Tego nie wiadomo. W marcu Glapiński mówił, że na kolejnych posiedzeniach też należy się spodziewać podwyżek stóp. Dawał też do zrozumienia, że nieco podwyższyłby sygnalizowany jeszcze niedawno pułap ok. 4-4,5 proc. jako poziom, do którego bez dramatycznych skutków można podnosić stopy.
Generalnie inflacja i oczekiwania inflacyjne tak się rozhulały, że pojawiają się i prognozy, że stopy mogłyby dojść do ok. 6, 7 czy nawet 10 proc. To jednak nie takie proste. Każda podwyżka stóp przydusza bowiem polską gospodarkę, a Glapiński akcentuje, że nie chce doprowadzić do głębokiej recesji skutkującej dużym wzrostem bezrobocia.
Jednocześnie każda podwyżka to wyższe raty kredytobiorców. Wprawdzie w marcu prezes NBP nie brzmiał, jakby szczególnie się ich losem na razie przejmował, ale jednak ma raczej świadomość, że w którymś momencie raty mogą masowo zacząć przygniatać rzeszę ponad 3,5 mln kredytobiorców złotowych, tworząc systemowe zagrożenie dla sektora bankowego.
Problemem z punktu widzenia kredytobiorców jest też to, że rynkowa stopa procentowa WIBOR (a to na niej bazuje oprocentowanie kredytów złotowych) wyraźnie odkleiła się od stóp NBP. O ile referencyjna stopa NBP do dziś (6 kwietnia) wynosiła 3,5 proc., o tyle WIBOR 3M sięgnął już 4,90 proc., a WIBOR 6M 5,15 proc. Skala podwyżek rat jest więc wyższa niż wynika z tego, jak od października 2021 r. wzrosły stopy w Polsce. De facto rynek w przód przyjął już dwie-trzy kolejne podwyżki stóp przez RPP.
Co więcej, kontrakty FRA (Forward Rate Agreement), które można traktować jako prognozę inwestorów co do przyszłej wysokości stawek WIBOR wskazują, że już za trzy miesiące WIBOR 3M może wynosić nawet ok. 6,15 proc., a WIBOR 6M ok. 6,4 proc.