Bankowość centralna planowana. Co Kaczyński chce wycisnąć z banków?

- Rząd postanowił mocniej przycisnąć banki, korzystając z okazji, że sektor ma wysokie zyski. Dzięki temu będzie w stanie zbić dodatkowy kapitał polityczny przed wyborami w 2023 r. bez wykorzystania środków z budżetu państwa - komentuje dla Gazeta.pl Piotr Sobolewski z Polityki Insight. Po wakacjach kredytowych i zapowiedzi likwidacji WIBOR-u (na której rząd się trochę przejechał), tym razem prezes PiS Jarosław Kaczyński postanowił wręcz dyktować prezesom bankom do kajecików oczekiwane oprocentowanie kont i lokat. Nad sektorem zawisł też miecz Damoklesa w postaci kolejnego podatku.
Toczymy ciężką walkę o to, żeby banki dały dużo wyższe procenty na wszystkie depozyty, także rachunki bieżące, tzw. ROR-y. Żeby nawet to było na jakieś 2,5 proc. oprocentowane. Jeżeli chodzi o lokaty - te dłuższe, ale począwszy nawet od tych trzy- czy sześciomiesięcznych - to żeby tam było już 6, 7, na te dłuższe 8 proc.

- mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński pod koniec września w Oleśnicy. Dwa tygodnie wcześniej w Pruszkowie też zapewniał, że jego partia załatwia w bankach państwowych (choć - jak mówił Kaczyński - rozmowy nie są udane), aby oprocentowały one "wszystkie wkłady, nowe i stare, na 7-8 proc.".

Znalazłyby się w ostatnich miesiącach i latach przykłady dużo bardziej znaczące na próby wywierania presji przez Nowogrodzką na sektor bankowy, ale ten, w którym prezes partii rządzącej de facto dyktuje do kajecików prezesów banków oczekiwane oprocentowanie depozytów jest jednak niezwykle symboliczny. Tym bardziej, że gdy 13 września w Pruszkowie Kaczyński wyraził swoje życzenie lokat na 7-8 proc., to po kilku dniach z takimi właśnie ofertami (wprawdzie tylko promocyjnymi, m.in. na nowe środki - ale jednak) do klientów wyszły PKO BP i Pekao. 

Faktem jest, że banki w obliczu podnoszonych stóp procentowych przez RPP niespecjalnie kwapiły się do polepszania warunków oferty depozytowej. Ale tak zupełnie obiektywnie - trochę trudno byłoby im się dziwić. To truizm, ale banki nie są instytucjami charytatywnymi. W sektorze panuje nadpłynność (czyli bardzo wysoki udział depozytów do kredytów), więc rywalizacja o środki klientów nie była zacięta. Warto też nadmienić, że na ten stan duży wpływ miało napchanie przez rząd i jego agendy budżetów firm środkami z tarcz antykryzysowych. 

Prawda jest też taka, że jednak oferta depozytowa banków krok po kroku się poprawia. Może nie tak szybko jak marzyłby prezes Kaczyński, ale jednak to się dzieje i mimo wszystko trudno sądzić, że to efekt sprawczości kierownictwa PiS. Z danych NBP wynika, że np. średnie oprocentowanie lokat na 3-6 miesięcy wynosiło w sierpniu 5,85 proc., a na 6-12 miesięcy 5,73 proc. (wobec ok. 0,13-0,18 proc. przed rokiem). 

embed

Trudno też uznać za przypadek, że 2,5 miesiąca po lipcowych słowach Kaczyńskiego, że "jeśli banki nie podniosą oprocentowania depozytów, to ich zyski zostaną obłożone podatkiem" pojawiła się idea obłożenia podatkiem od nadzwyczajnych zysków także sektora bankowego. A w międzyczasie wprowadzono wakacje kredytowe w zasadzie dla wszystkich złotówkowiczów, mimo że Narodowy Bank Polski czy Komisja Nadzoru Finansowego jasno sygnalizowały, że to niewskazana hojność, bo wystarczyłoby wesprzeć tylko kredytobiorców w najgorszej sytuacji.

Oddział banku ING Bank Śląski Ogromna kara nałożona na ING Bank Śląski. GIIF przeprowadził kontrolę

  • Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Po co to wszystko?

Jak mówi w rozmowie z Gazeta.pl Piotr Sobolewski, starszy analityk ds. sektora finansowego w Polityka Insight, rząd może nie zdobędzie tymi wszystkimi działaniami wielu nowych głosów, ale jednak zamanifestuje swoim wyborcom troskę oraz zdecydowanie i sprawczość w obliczu narastających trudności gospodarczych, w tym m.in. inflacji i wysokich stóp procentowych.

Jednocześnie Sobolewski wrzuca także kamyczek do ogródka banków. Przypomina, że w ostatnich latach bankom trudno było samodzielnie wypracować systemowe rozwiązania oczekiwane przez rząd czy KNF. Jako przykład podaje reakcje na pomysł rozwiązania kwestii kredytów frankowych, którego autorem był przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski. Sobolewski przypomina, że banki zareagowały licznymi analizami i przedłużającymi się pilotażami.

Tym razem, w obliczu rosnącej presji społecznej, rząd postanowił mocniej przycisnąć banki, korzystając z okazji, że sektor ma wysokie zyski. Dzięki temu będzie w stanie zbić dodatkowy kapitał polityczny przed wyborami w 2023 r. bez wykorzystania środków z budżetu państwa

- wskazuje analityk z Polityka Insight.

Jeśli bankowcy przez coś nie mogą spokojnie spać, to właśnie przede wszystkim przez obawy przed nadmiernym wpływem polityki w gospodarce. Na to zagrożenie dla systemu bankowego wskazało najwięcej (40 proc.) badanych w sondażu opublikowanym we wrześniowym "Monitorze Bankowym". Blisko lub nawet połowę mniej głosów miały np. kredyty frankowe, sytuacja gospodarcza w kraju czy wojna w Ukrainie. Na czoło największych zagrożeń dla systemu bankowego (z ok. 40 proc. wskazań) nadmierny wpływ polityki wysforował się w 2021 r., wcześniej nie był to tak kluczowy czynnik ryzyka. 

W sektor bankowy została wprowadzona ingerencja na kilka sposobów. To są wakacje kredytowe, to uzasadnione wpłaty na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, czy wreszcie na system ochrony bankowości komercyjnej. Ta wielka wyrwa powoduje, że możliwe oprocentowanie depozytów jest obciążone w około 60 proc.

- ubolewał kilka dni temu prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz.

Piotr Sobolewski w rozmowie z Gazeta.pl przypomina, że przed wakacjami kredytowymi i presją na wzrost oprocentowania depozytów i naciskami na szybką zmianę wskaźnika WIBOR na inny, rząd Zjednoczonej Prawicy wprowadził też m.in. podatek bankowy i przyjął jeden z najbardziej ambitnych w całej Unii docelowych poziomów funduszy w Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Zapowiadał także rozwiązania ustawowe ws. kredytów "frankowych". Sobolewski zwraca uwagę, że to wszystko składa się na obraz nieprzewidywalności dla sektora bankowego.

Choć przyznać też należy, że czasem rząd przelicytowuje albo po prostu urządza efektowne "pokazówki", z których potem niewiele wychodzi. Z buńczucznych zapowiedzi pomocy frankowiczów nie zostało prawie nic (nie licząc Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, który mało kogo wspierał przed 2022 r.). Z wiosennych obietnic Morawieckiego, ile to złotówkowicze nie zyskają na zmianie w ich kredytach WIBOR-u na "sprawiedliwszą" stawkę już od początku 2023 r. wyszło to, że dla obowiązujących kredytów zacznie ona obowiązywać... w 2025 r. Na oczekiwane przez Kaczyńskiego 2,5 proc. na ROR-ach też sektor pozostaje głuchy.

Skarb Państwa zdaje się nie rozumieć roli akcjonariusza i tego, jak działa rynek kapitałowy. Nie myśli o sektorze bankowym w kategorii instytucji odpowiedzialnej społecznie, którą oczywiście trzeba regulować, ale trzeba mieć w tym umiar i strategię

- mówi w rozmowie z Gazeta.pl o serwowanej sektorowi bankowemu przez rząd nieprzewidywalności Piotr Sobolewski z Polityka Insight.

Przykładów czasem wręcz bezmyślności nie trzeba daleko szukać. Wskutek wypluwania z siebie różnych, szczątkowych komunikatów dotyczących podatku od nadzwyczajnych zysków m.in. przez wicepremiera Jacka Sasina (ale też premiera Morawieckiego czy prezesa Kaczyńskiego) z warszawskiej giełdy "wyparowało" kilkadziesiąt miliardów złotych kapitalizacji. 

Wbrew pozorom nie pomaga fakt, że na czele rządu stoi przecież były prezes jednego z największych banków w Polsce - Banku Zachodniego WBK (dziś Santander Bank Polska). Prędzej rękę rządu widać w kadrowych roszadach na szczytach władz tych banków. 

Dość przypomnieć, że od kiedy w 2021 r. - po dwunastu latach prezesowania - Zbigniew Jagiełło opuścił PKO Bank Polski, bank ma już trzeciego sternika. Jagiełłę zastąpił Jan Emeryk Rościszewski, jego w październiku ub.r. Iwona Duda, a Dudę w sierpniu br. Paweł Gruza. Wskutek tego, jak zwraca uwagę Sobolewski, z banku odeszli wieloletni doświadczeni menedżerowie, a prowadzone przez nich ambitne projekty cyfrowe wyhamowały.

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Czy rząd igra z ogniem?

Kontrola nad sektorem bankowym - bardzo potrzebna. "Motywowanie" go do uatrakcyjniania oferty - do przyjęcia. Ale czy jednak rząd, mówiąc wprost, nie igra z ogniem? Gdyby przegiął, kryzys bankowy natychmiast rozlałby się na całą gospodarkę.

A przypomnieć należy nie tylko obciążenia dla sektora np. ze strony kredytów frankowych czy rozwiązań ustawowych, ale także choćby fakt, że niedawno wydał ponad 10 mld zł (w formie składek do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego oraz Systemu Ochrony Banków Komercyjnych), żeby Getin Noble Bank zniknął z sektora bankowego wskutek uporządkowanej tzw. przymusowej restrukturyzacji, a nie chaotycznej i niebezpiecznej dla stabilności sektora upadłości.

Sektor bankowy mimo wszystko jest w dobrej kondycji - ma dobre współczynniki kapitałowe i wskaźniki płynności, a działalność bankowa jest rentowna. Obecne regulacje są tak naprawdę dla sektora jednorazowymi kosztami. Większość, jeśli nie wszystkie duże banki, pokażą stratę w trzecim kwartale, a niektóre nawet w całym roku - co wynika z zaksięgowania wakacji kredytowych i dowiązywania kolejnych rezerw frankowych Ale to nie wpłynie na stałe zdolności banków do generowania zysków

- ocenia Sobolewski. Dodaje, że jedyny nierentowny i niewypłacalny duży bank, czyli Getin Noble, został właśnie uratowany środkami BFG i sektora bankowego.

Mamy więc zdrowy sektor bankowy, nie ma już dużych podmiotów, które trwale balansują na granicy opłacalności. Jednocześnie wakacje kredytowe trochę oddalają dla banków perspektywę niewypłacalności klientów. W średnim terminie sektorowi pomagają też wyższe stopy procentowe, podbijające dochody z odsetek

- mówi ekspert.

Sobolewski wskazuje, że jest w sektorze bankowym obawa, że do najbliższych wyborów pojawią się jakieś kolejne regulacje, np. wakacje kredytowe dla frankowiczów. Ma jednak nadzieję, że nie zachwieją one stabilnością sektora. - Nadmierna ingerencja i regulacja byłaby szybko dostrzeżona przez KNF, NBP i BFG, które na pewno alarmowałyby przed negatywnymi skutkami dla sektora bankowego, jego klientów i akcjonariuszy - ocenia Sobolewski.

Do tej beczki miodu o mimo wszystko stabilnym i rentownym sektorze bankowym dodaje jednak łyżkę dziegciu. Jak mówi, o ile nie czeka nas kryzys sektora bankowego, ale tyle czekają nas czasy słabych banków.

W zasadzie to już się dzieje. Sprzedaż kredytów inwestycyjnych kuleje, a kredytów mieszkaniowych jest wręcz najniższa odkąd BIK zbiera dane. Mamy niepewność regulacyjną, polityczną, gospodarczą i geopolityczną. Banki w obecnej sytuacji gospodarczej powinny być silne. Kapitałowo i płynnościowo są, ale mam wątpliwości co do tego, jak mocno będą mogły i chciały finansować gospodarkę

- mówi Sobolewski.

Konferencja prasowa prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego w Warszawie Stopy procentowe bez zmian. 'Traktat sopocki' Glapińskiego dotrzymany

Zobacz wideo Co zrobić z pieniędzmi z wakacji kredytowych? Szukamy najlepszych opcji
Więcej o: