Za rządów Donalda Tuska dług publiczny rósł w zastraszającym tempie i zbliżył się do 60 proc. PKB. Tylko ograbienie Polaków ze środków z OFE pozwoliło na jego sztuczne zbicie do poziomu 51,3 proc. PKB w 2015 r.
- napisał na Twitterze Oskar Szafarowicz. To przedstawiciel Forum Młodych PiS, od niedawna pracownik PKO Banku Polskiego.
Do jego słów odniosła się m.in. Janina Petelczyc z Katedry Ubezpieczenia Społecznego SGH.
Polacy nie zostali "ograbieni" z OFE, tylko publiczne pieniądze zarządzane przez prywatne instytucje w części trafiły na subkonto ZUS (wyrok K 1/14). Są tam korzystnie waloryzowane i pod pewnymi warunkami dziedziczne
- napisała.
Oczywiście nie ma pojęcia o czym pisze, ale chyba nie jest zainteresowany sednem. Rozumiem, że chce zaistnieć, ale wybrał marną drogę na skróty, a klakierzy zachęcają go do jeszcze dziwniejszych ruchów
- dodawał Tomasz Lasocki z Katedry Prawa Ubezpieczeń Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Przypomnijmy - Szafarowicz jest studentem prawa właśnie na tej uczelni.
Rzeczywiście, reforma OFE z 2014 r. pozwoliła rządowi PO-PSL znacząco obniżyć poziom długu publicznego do PKB. Zadłużenie według polskiej metodologii spadło z 54,1 proc. w 2013 r. do 48,6 proc. w 2014 r., zaś według unijnej - z 57,1 proc. do 51,4 proc. (i 51,3 proc. w 2015 r. - o tym pisze Szafarowicz). Próg 60 proc. jest ważny szczególnie przy polskiej metodologii, bo jego przekroczenie oznacza złamanie Konstytucji RP.
Z pewnością chęć oddalenia się od tego ryzykownego progu (a także - pewnie w szczególności - 55 proc., który już nakłada na rząd ograniczenia przy tworzeniu budżetu) była jedną z przyczyn reformy OFE. Zresztą np. Tomasz Jóźwik z "Dziennika Gazety Prawnej" zauważa, że dzięki temu PiS mógł zaoferować m.in. program 500 plus. Ale mimo wszystko OFE miały swoje patologie, które reforma dość trafnie identyfikowała.
Powracając do sedna - co stało się z OFE w 2014 r.? Generalnie na OFE były wówczas różnej klasy aktywa - zarówno np. akcje giełdowe, jak i obligacje skarbowe (było też trochę obligacji pozarządowych, np. Krajowego Funduszu Drogowego). I właśnie te obligacje zostały umorzone. Z jednej strony - kontrowersyjnie. Obligacje to dług państwa. Został on ordynarnie "wykasowany". Z drugiej strony - nie można odmówić pewnej logiki argumentowi, że bez sensu był mechanizm polegający na tym, że państwo musiało zadłużać się na bieżące wypłaty emerytur przez to, że część bieżących składek nie płynęła do ZUS, tylko na OFE.
Z powodu OFE w latach 1999-2013 powstał dodatkowy dług publiczny na kwotę ponad 330 mld zł, co stanowiło połowę przyrostu długu w tym okresie. Dług ten wynikał z konieczności refundowania ZUS-owi ubytku składek emerytalnych, które skierowano do OFE, zamiast na wypłatę bieżących emerytur. Ponieważ od 1999 r. do OFE zaczęto przekazywać prawie 40 proc. całej składki emerytalnej pobieranej od wynagrodzeń pracowników, to kolejne rządy musiały zaciągać pożyczki, by pokryć ten ubytek i zapewnić środki do życia osobom, które już przeszły na emeryturę
- mówiła kilka lat temu w rozmowie z Gazeta.pl prof. Leokadia Oręziak z SGH. Dodawała, że "zmiany w OFE były niezbędne przede wszystkim po to, by zapobiec niewypłacalności Polski i ograniczyć ten rujnujący finanse publiczne system". - Konieczne były także, by chronić interes przyszłych emerytur, dla których taki system jak OFE jest bardzo krzywdzący ze względu na wysokie ryzyko i koszty - wskazywała. O tych kosztach było przed reformą bardzo głośno - Powszechne Towarzystwa Emerytalne za zarządzanie OFE pobierały bardzo wysokie, kilkuprocentowe prowizje.
A wracając do "wygumkowanej" z OFE części obligacyjnej. Co się z nią stało? Nie została ona - jak sugerował Oskar Szafarowicz - "zagrabiona". Równowartość umorzonych obligacji z OFE każdego uczestnika zapisano na ich osobistych subkontach w ZUS. Te pieniądze tam są - można sprawdzić na Platformie Usług Elektronicznych ZUS. Będą lub już to robią - podobnie jak środki z OFE, które w ramach "suwaka bezpieczeństwa" i tak ostatecznie trafiłyby do ZUS - powiększać kapitał emerytalny, na podstawie którego ZUS wylicza wysokość świadczenia.
Oczywiście, ktoś zauważy, że zamieniono konkretne papiery wartościowe (obligacje skarbowe) na "obietnicę" emerytury w przyszłości. Rzeczywiście. ZUS nie trzyma naszych składek w skarbcu, by oddać je na emeryturze, ale przeznacza na wypłatę świadczeń obecnym emerytom. W tym sensie nasze składki są "tylko" zapisem, a nie realnym pieniądzem. Jednak ustawowe i konstytucyjne zobowiązanie państwa do tego, że ma nam wypłacać emerytury, jest równie silne. Poza tym w gruncie rzeczy państwo jest zarówno gwarantem wypłaty emerytury, jak i wykupu obligacji. Jeśli nie będzie miało na to pieniędzy, to nie będzie miało większego znaczenia, czy środki są w OFE czy w ZUS.
Środki na subkoncie w ZUS są - podobnie jak pieniądze na OFE - dziedziczne. Warto też zauważyć - choć oczywiście nie był to zamysł reformy - że w gruncie rzeczy ich wartość urosła znacznie bardziej na waloryzacjach subkonta, niż gdyby pozostały w OFE.
Nikt, poza samymi Powszechnymi Towarzystwami Emerytalnymi [które zarządzały OFE - red.] na zmianie w OFE nie stracił. Ludzie nawet zyskali, bo waloryzacja na subkoncie w ZUS, gdzie te środki trafiły, była znacznie wyższa niż zysk z jednostek rozrachunkowych w OFE. Z dziedziczeniem są takie same zasady dla OFE i subkonta. Już nie mówiąc o tym, że trochę prowizji dla prywatnych zarządców tych publicznych funduszy też zaoszczędziliśmy
- mówił kilka miesięcy temu w rozmowie z Gazeta.pl Tomasz Lasocki z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jeszcze słowem wyjaśnienia w kwestii prywatności lub nie środków w OFE. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że są to środki publiczne. To z jednej strony jak najbardziej logiczne - środki przekazywane na OFE były częścią składki emerytalnej. Innymi słowy - gdyby nie trafiały na OFE, to szłyby do ZUS (inaczej niż np. składki na Pracownicze Plany Kapitałowe, które są pobierane obok składki ZUS). No a składek emerytalnych z ZUS-u nie da się wypłacić. Co więcej, można z nich w ogóle nie skorzystać (jeśli umrze się wcześnie). Służą naszej przyszłej emeryturze, ale zdecydowanie nie możemy nimi na bieżąco dysponować.
Z drugiej strony, bardzo duży mętlik robiły przekazy polityczne i marketingowe ze strony OFE o prywatności tych środków. Część prawników powołuje się także m.in. na przepis z Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, w którym zapisano, że środki na OFE każdego z małżonków należą do majątku wspólnego. A skoro należą do majątku, to są prywatne - według tej interpretacji. W praktyce ta przynależność do majątku wspólnego oznacza dziedziczenie środków z OFE. Utrzymano ją w przypadku przeniesionych środków z OFE na subkonto w ZUS w ramach reformy z 2014 r. Przypomnijmy, że środki na głównym koncie w ZUS nie są dziedziczne.
Przepraszam za porównanie, ale reforma z 2014 r. trochę przypominała przesunięcie auta - którym będziemy mogli pojeździć za kilka, kilkanaście czy jeszcze więcej lat - z jednego garażu do drugiego, bez naszej wiedzy. Z jednej strony - można nas przekonywać bez końca, że w nowym garażu będzie mu lepiej, auto nadal jest bezpieczne (a w gruncie rzeczy na razie i tak nie możemy z niego korzystać) i stale tuningowane i pielęgnowane, a poza tym w starym garażu śmierdziało. No ale z drugiej strony - "halo, było auto w starym garażu i go nie ma". Niesmak może pozostać.
Zarówno sama reforma, jak i (może nawet bardziej) polityczna i lobbystyczna gra wokół niej, sprawiły, że spadło zaufanie Polaków do instytucji publicznych oraz do kolejnych programów długoterminowego oszczędzania - co widać choćby po partycypacji w Pracowniczych Planach Kapitałowych (na koniec lutego br. ok. 35 proc. osób uprawnionych).