Na około 700 tys. osób szacował w marcu w rozmowie z RMF FM liczbę Ukraińców "pracujących legalnie w Polsce na nasze PKB" wiceszef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Paweł Szefernaker. Dane ZUS są nawet wyższe - w marcu br. liczba Ukraińców zarejestrowanych w ZUS sięgnęła 745 tys. osób. To w przygniatającej większości osoby, które obecnie dorzucają do systemu emerytalno-rentowego, a nie z niego czerpią. Gdy próbuje się doliczyć osoby, które w Polsce pracują dorywczo (w tym na czarno), statystyki zwykle przynajmniej się podwajają.
Niedawno dane Narodowego Banku Polskiego - acz należy tu zwrócić uwagę, że to raport z kwietnia br. na podstawie badania z listopada 2022 r. - wskazywały, że uchodźcy z Ukrainy przyzwoicie integrują się na naszym rynku pracy. Odsetek pracujących wśród nich wyniósł 65 proc. wobec 28 proc. w maju 2022 r. Z drugiej strony - widać w danych różnicę między osobami, które przyjechały do Polski po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r., a tymi, które trafiły nad Wisłę wcześniej. Wskaźnik zatrudnienia wśród migrantów sprzed 2022 r. wynosił bowiem aż 94 proc. Jak wyjaśniał NBP, wynika to m.in. z pandemii z COVID-19 oraz wprowadzenia w Polsce w latach 2020-2021 zmian regulacyjnych dotyczących pracy i pobytu w Polsce.
Cytowane badanie NBP wskazało także, że migranci "przedwojenni" znacznie częściej niż uchodźcy deklarowali, że chcą zostać w Polsce na stałe (55 proc. wobec 19 proc. wśród uchodźców). Uchodźcy częściej wykonywali prace słabo płatne i w krótszym wymiarze czasowym.
Skupiamy się oczywiście przede wszystkim na Ukraińcach - bo ich od dawna na polskim rynku pracy jest najwięcej (ponad dwie trzecie wszystkich cudzoziemców zarejestrowanych w ZUS), a pełnoskalowa inwazja Rosji przyniosła kolejną falę przyjezdnych nad Wisłę - niemniej trzeba zauważyć, że dynamicznie rośnie liczba osób także z innych kierunków. Łącznie w marcu br. mieliśmy w Polsce już ponad 1 mln 73 tys. osób spoza Polski, zarejestrowanych w ZUS. To oczywiście rekord i wynik aż o ponad 140 tys. wyższy niż rok wcześniej.
Ba, akurat liczba Ukraińców w ZUS pozostaje już od blisko roku w miarę constans, za wzrosty odpowiadają raczej przybysze z innych krajów - przede wszystkim z Białorusi, ale też m.in. Indii, Turcji, Indonezji, Nepalu, Uzbekistanu czy Filipin.
Dane wskazują, że cudzoziemcy chcą i zostają w Polsce na dłużej, co przekłada się na lepszej jakości pracę, częściej na legalne zatrudnienie, a także na wyższe zarobki
- zwracał niegdyś w Gazeta.pl uwagę Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Mówił też wtedy o epokowej zmianie w polskiej gospodarce - gdyż po w zasadzie wielu wiekach stajemy się krajem imigranckim (do którego się przyjeżdża), a nie emigranckim (z którego się wyjeżdża).
W interpretacji danych o pracownikach zagranicznych zderzają się dwie narracje. Jedna o tym, że - szczególnie w obliczu błyskawicznie starzejącego się polskiego społeczeństwa - cudzoziemcy ratują nasz rynek pracy i dokładają się pracą do wzrostu gospodarczego, a podatkami i składkami do utrzymania państwa. I druga - że może gdyby polscy pracodawcy płacili więcej, to jednak nie musieliby chętnych na pracę szukać w takiej liczbie za granicą. Ale te argumenty można z kolei kontrować takimi, że cudzoziemcy wykonują w Polsce nie tylko prace najgorzej płatne, ale też po prostu szczególnie ciężkie (którymi Polacy nie są zainteresowani). Poza tym mimo wszystko badacze, właśnie w obliczu polskiej sytuacji demograficznej, nie mają wątpliwości - krajowymi "zasobami ludzkimi" gospodarki nie ogarniemy.
Cudzoziemcy już są ważną siłą dla polskiej gospodarki. Już w 2021 r. ekonomiści NBP i SGH wyliczyli, że z całego wzrostu gospodarczego Polski w latach 2013-2018 (a był to okres, w którym "fala" migracji Ukraińców do Polski dopiero wzbierała), aż 13 proc. zostało wypracowane przez samych pracowników z Ukrainy. Ich wkład podnosił w tym okresie polski wzrost gospodarczy o ok. 0,5 pp.
Polska będzie krytycznie potrzebowała coraz większych grup pracowników z zagranicy nie tylko z powodów demograficznych, ale częściowo też z powodu relatywnie niskiego wieku emerytalnego (nawet jeśli część emerytów będzie wydłużała aktywność zawodową). Mówili o tym kilka miesięcy temu w rozmowie z Gazeta.pl dr hab. Paweł Kubicki i dr Zofia Szweda-Lewandowska z Instytutu Gospodarstwa Społecznego Szkoły Głównej Handlowej.
Jesteśmy i będziemy w najbliższych latach jednym z liderów migracji zarobkowych. To jest nieuniknione. Już mamy ok. 6,5 proc. siły roboczej z zagranicy. W ciągu najbliższych lat przynajmniej podwoimy, jak nie potroimy, ten odsetek. Mówimy, lekko licząc, o co dziesiątym pracowniku, a jak będziemy się rozpędzali, to w niektórych rejonach i branżach, o co piątym pracowniku z zagranicy. To jest ta skala, zakładając, że chcemy mieć dynamicznie rozwijającą się gospodarkę
- mówił Kubicki. Ba, z wyliczeń, na które powoływał się na Twitterze prezes WiseEuropa Maciej Bukowski wynika, że za około 30 lat nawet niemal co trzeci pracownik w Polsce będzie pochodził z zagranicy (choć część już będą mieli polskie obywatelstwo).
Oczywiście zupełnie oddzielną kwestią - wciąż niedostatecznie uregulowaną w Polsce - jest polityka migracyjna, czyli m.in. jak przyciągać z zagranicy osoby niezbędne dla rozwoju kraju oraz jak "zagospodarowywać" obecnych już u nas przybyszy, by nie marnować ich potencjału. Niemniej - jak mówili w rozmowie z Gazeta.pl Paweł Kubicki Zofia Szweda-Lewandowska z SGH - migranci zarobkowi ciągną i będą ciągnąć do Polski z całego świata, bo po prostu w skali światowej jesteśmy bogatym krajem. Poza tym - od tego zależy nasza gospodarka, a przez to szeroko rozumiany dobrobyt.
Nie można być jednocześnie dobrym dla elektoratu i niedobrym dla przedsiębiorców. Dlatego jedynym wariantem PiS-u jest dokładnie to, co robi - głośno mówić o polityce społecznej i po cichutku otwierać drzwi dla migracji
- mówił Kubicki.