Najwięcej uwagi zbiera teraz Kaub. To niemieckie miasto, położone nad Renem, w jego środkowym biegu. Według prognoz, w piątek 12 sierpnia poziom wody w rzece w tym punkcie ma spaść poniżej 40 centymetrów. To próg, który wyznacza możliwość spławiania Renem barek z towarami. Jeśli wody jest mniej niż 40 centymetrów, taka żegluga nie może się odbywać, rzeka będzie "nieprzejezdna". Są wprawdzie barki, które mogą pływać przy niższym stanie wody, np. 35 centymetrów, niemniej dla większych jednostek, transportujących towary masowe to już za mało, by spływ był opłacalny. Niewykluczone, że w momencie publikacji tego tekstu już do tego doszło. A dla niemieckiej gospodarki brak możliwości transportu towarów Renem to duże wyzwanie - i nie tylko dla niej, o czym za chwilę.
Prognozy dotyczące piątku podaje niemiecka administracja federalna. 40 cm to nie wszystko, w piątek ma być 38 cm, a następnego dnia, w sobotę, woda ma spaść już do 37 centymetrów. Ren karmi się wodami roztopowymi z Alp i wodami opadowymi. Jeśli chodzi o te pierwsze, coraz bardziej widoczne jest narastanie problemu z topnieniem lodowców alpejskich. Z deszczem wcale nie jest lepiej. Niemcy doświadczają tego lata powracających fal upałów i okresów bez opadów.
Podobnie zresztą wygląda to na ogromnym obszarze Europy. W lipcu Wielka Brytania po raz pierwszy zanotowała temperaturę powyżej 40 stopni Celsjusza. Rekordy bite były w Irlandii, Szwecji, Portugalii i Francji (więcej na ten temat pisaliśmy w poniższym tekście).
W ostatnim z wymienionych państw na początku tego tygodnia rozpoczęła się czwarta już tego lata fala upałów. Choć ma być nieco chłodniej niż w czasie lipcowej fali gorąca, to i tak na południu temperatury w dzień mają sięgać 40 stopni, a w nocy nie spadać poniżej 20. Niemniej upały przychodzą w czasie, gdy Francja zmaga się z największą suszą w swojej historii. Ubiegły miesiąc był tam najcieplejszym lipcem przynajmniej od 1959 roku - od tego czasu prowadzone są odpowiednie pomiary. W niemal wszystkich departamentach kraju obowiązują ograniczenia dotyczące zużycia wody (od zakazu podlewania w dzień do nawet limity wykorzystania dla ludzi), w ponad stu gminach w kranach nie płynie już woda pitna - trzeba ją dostarczać cysternami. Susza i upały nie pomagają w zwalczaniu ogromnych pożarów szalejących na południowym zachodzie kraju, które gasi już ponad 1000 strażaków, w tym z Polski.
Sucho jest oczywiście nie tylko we Francji. Według europejskiego Wspólnego Centrum Badawczego (JRC - Joint Research Centre pracuje pod auspicjami KE) obecna susza w Europie może być gorsza niż ta z 2018 roku, która została uznana za najgorszą na kontynencie od 500 lat. Cytowany przez portal euronews Andrea Toreti, naukowiec z JRC, na podstawie swojego doświadczenia ocenił, że obecna sytuacja może być poważniejsza od tej sprzed czterech lat, choć oczywiście trudno w pełni oszacować zakres wciąż trwającego zdarzenia. Według jego przewidywań, problem jeszcze się może tego lata pogłębić, a poważna susza może objąć 47 proc. kontynentu.
Tak wygląda mapa zagrożenia suszą rolniczą na naszym kontynencie, aktualizowana przez Europejskie Obserwatorium ds. Susz (to usługa świadczona przez Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskiej). Kolor pomarańczowy oznacza poziom ostrzeżenia (niedobory opadów połączone z anomalią poziomu wilgotności gleby), czerwony to już poważny alert (kiedy do wcześniejszych dwóch czynników dołącza jeszcze anomalia związana z kondycją wegetacji roślinnej).
Zagrożenie suszą rolniczą w Europie wg stanu w trzeciej dekadzie lipca (wygenerowana 11 sierpnia 2022 r.) Źródło: Europejskie Obserwatorium ds. Susz
Susza rolnicza niesie ze sobą poważne ryzyko dla upraw. W przytaczanej przed chwilą Francji część rolników już zaczyna obserwować spadek produkcji, szczególnie w przypadku upraw soi, słonecznika i kukurydzy. W całej UE zbiory kukurydzy mogą być w tym roku o 15 proc. niższe. Jak donosi Reuters, w Szwajcarii woda jest dostarczana wojskowymi helikopterami na alpejskie łąki, by napoić pasące się tam krowy i kozy. Ale nie tylko to jest problemem. Dramatycznie jest też we Włoszech, gdzie od wielu tygodni ekstremalnie niski jest poziom wody w Padzie, a skutki suszy rolnictwo wyraźnie już odczuwa.
Susza i niski stan wody w europejskich rzekach. Na zdjęciu wyschnięte pola lawendy niedaleko Sainte-Croix-du-Verdon, Francja, 9 sierpnia 2022 r. Fot. Daniel Cole / AP Photo
Susza i niski stan wody w europejskich rzekach. Na zdjęciu wyschnięte pole ryżowe w Porto Tolle, Włochy, 29 lipca 2022 r. Fot. Luca Bruno / AP Photo
To teraz spójrzmy na rzeki. Ich odcinki zaznaczone na czerwono są poważnie zagrożone suszą hydrologiczną.
Zagrożenie suszą hydrologiczną (rzeki) w Europie, wg stanu w trzeciej dekadzie lipca (wygenerowana 11 sierpnia 2022 r.) Europejskie Obserwatorium ds. susz
Widać tutaj poważny problem m.in. na dużym obszarze Niemiec, części Francji, Włoch i Szwajcarii, ale kłopoty nie oszczędzają też Rumunii i Bułgarii. Ba, widać je nawet w Skandynawii.
W tym roku chodzi o skalę. Susza rozlała się szeroko, od zachodu: Wielkiej Brytanii, Portugalii, Hiszpanii i Francji aż po Mołdawię i Rumunię. Tym problemem jest objęta prawie cała Europa. Na tym tle Polska ma trochę szczęścia w nieszczęściu, bo fale upałów, połączone z brakiem opadów nie były u nas tak potężne jak na zachodzie i południu
- mówi Gazeta.pl dr Sebastian Szklarek, autor bloga Świat Wody, adiunkt w Europejskim Regionalnym Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk.
- Z jednej strony mniej pada, a do tego dochodzi drugi jeszcze czynnik - parowanie. Bo nawet jeśli jest deszcz, ale do tego występują wysokie temperatury, szczególnie te ekstremalne, to woda paruje, znika z krajobrazu. Jeżeli globalna temperatura nam rośnie - a planeta jest już o 1 stopień cieplejsza w porównaniu z epoką przedprzemysłową - to zwiększa się parowanie. Stąd biorą się problemy Wielkiej Brytanii, Francji czy Holandii w tym roku - dodaje ekohydrolog.
Efekty? W Niemczech wspomniany już problem ze spławnością Renu na środkowym odcinku.
Ta rzeka to główny śródlądowy szlak transportowy w Europie, szczególnie ważny dla Niemiec. Transportowane są nią przeróżne towary, w tym produkty chemiczne, zboża i węgiel. Szczególnie problematycznym dla rzecznej nawigacji punktem jest Taub. Tam Ren opada wyjątkowo nisko. W październiku przywoływanego już tutaj rekordowo suchego 2018 roku miał poziom zaledwie 27 centymetrów i spływ barek z towarami musiał zupełnie ustać. W najbliższych dniach aż tak nisko raczej nie opadnie, niemniej wiele większych jednostek będzie mieć problem, by ten krytyczny punkt przepłynąć.
Zresztą, już teraz niski stan wody oznacza ograniczenia. Przewoźnicy muszą zmniejszać ciężar ładunku, przez co do przetransportowania takiej samej ilości towaru potrzeba więcej barek - koszty rosną. Na przykład statki przewożące sól w dół rzeki z Heilbronn do Kolonii, mogą zabrać na pokład około 600 ton metrycznych - zwykle mieszczą około 2200 ton - podaje AP.
Reuters z kolei przywołuje przykład 135-metrowej barki, którą transportowana jest ruda żelaza w przeciwnym kierunku, z holenderskiego wielkiego portu morskiego w Rotterdamie do zakładów stalowych Thyssenkruppa w niemieckim Duisburgu. Jednostka ta już wcześniej mogła być załadowywana na maksymalnie 30-40 proc. swoich możliwości. Kapitan wspomnianej barki, Peter Claereboets, relacjonuje w rozmowie z Reutersem, że tam, gdzie zwykle woda była głęboka na 2 metry, teraz pod statkiem jest jej około 40 centymetrów, co w wielu miejscach staje się już poważnym wyzwaniem nawigacyjnym. "Z powodu niskiego poziomu wody, tor wodny staje się węższy i zaczynamy realnie przemieszczać się jak pociągu, w konwoju" - powiedział kapitan.
To, jak ważny jest Ren dla niemieckiej gospodarki - największej gospodarki Europy - dobrze obrazuje mapa przygotowana przez dziennikarzy Bloomberga. Widać na niej położone wzdłuż rzeki zakłady przemysłowe polegające na dostawach między innymi węgla.
Narastające od wielu dni problemy ze spławnością Renu podnoszą ceny transportu tą drogą. Opłaty za fracht wzrosły od czerwca nawet pięciokrotnie. W środę sięgnęły rekordowego poziomu, wyższego niż w 2018 roku, kiedy transport wyschniętym Renem na niektórych odcinkach stanął zupełnie.
To problem dla istotnego dla gospodarki Niemiec przemysłu chemicznego. BASF już w ubiegłym tygodniu ostrzegał, że może być zmuszony do zmniejszenia produkcji. Niemiecki rząd już zapowiedział, że w razie problemów będzie starać się przekierować część transportu z rzeki na kolej i jeśli będzie taka potrzeba, nadać mu priorytet. To jednak jeszcze bardziej podniesie koszty. Eksperci z Capital Economics uważają, że jeśli problemy z transportem Renem będą się utrzymywać, dołożą się do już istniejących kłopotów gospodarczych, powodowanych głównie zmniejszonymi dostawami gazu z Rosji i inflacją. To czynnik, który sprawi, że recesja w Niemczech stanie się bardziej prawdopodobna.
A chodzi nie tylko o przemysł ogółem, ale i o energetykę, bo rzeką dostarczany jest węgiel również do elektrowni. A węgiel ten w czasie problemów z rosyjskim gazem wrócił do mody i duża jego część dopływa do zakładów barkami z portów holenderskich w Amsterdamie, Rotterdamie i Antwerpii.
Już w zeszłym tygodniu Uniper, firma energetyczna, która niedawno musiała poprosić rząd niemiecki o pomoc finansową, ostrzegła, że w związku z niskim poziomem wody w Renie produkcja w dwóch elektrowniach węglowych będzie musiała być ograniczona. To jeszcze bardziej podniesie ceny energii elektrycznej.
Ren jest ważny nie tylko dla Niemiec, ale i dla Holandii, gdzie również woda opadła niepokojąco nisko. W Szwajcarii w rzece Aare, która jest dopływem Renu, wody jest tak mało, że pojawiły się kłopoty z chłodzeniem elektrowni jądrowych. Szwajcaria uwolni też część swoich rezerw ropy naftowej, by złagodzić ograniczenia dostaw spowodowane niskim poziomem wody w Renie.
Podobny problem, choć na znacznie większą skalę, ma Francja - wody jest mało i jest za ciepła, by używać jej do chłodzenia reaktorów.
Susza, ale też awarie i braki gazu mają wpływ na energetykę we Francji i w Niemczech. Przy niskim stanie wody trudniej transportować węgiel barkami, trudniej jest chłodzić elektrownie węglowe i jądrowe wodą z rzeki. Oczywiście elektrownie wodne też produkują wówczas mniej prądu. Nawet jeśli woda w rzece jeszcze płynie, elektrownie cieplne nie mogą pracować z pełną mocą. Ze względu na ochronę środowiska nie mogą zrzucać zbyt gorącej wody, przez co muszą ograniczyć produkcję
- mówi nam Bernard Swoczyna, ekspert Fundacji Instrat. Francja w pierwszym półroczu 2022 r. straciła właśnie pozycję największego eksportera energii w Europie (na rzecz Szwecji), a problemy z tamtejszymi elektrowniami jądrowymi (wyzwań jest więcej, nie tylko powiązanych z poziomem wody w rzekach) tylko podbijają rynkowe ceny energii w Europie. Obecnie kraj ten ma do dyspozycji zaledwie połowę swoich reaktorów, reszta przechodzi prace konserwacyjne i jest tymczasowo wyłączona z użytku.
Mało? Wody nie ma w Dunaju, innej ważnej rzecznej "autostrady" europejskiej, w Bułgarii, Rumunii i Serbii. W niektórych miejscach wody jest zbyt mało, by można było ją wykorzystywać do nawadniania upraw, w innych niski poziom zagraża transportowi. Obawy, że wyschnięcie Dunaju utrudni lub uniemożliwi przewożenie towarów drogą wodną ma Rumunia. To kraj, który jest dużym producentem zboża w UE, a od wybuchu wojny w Ukrainie tędy jest też transportowane zboże ukraińskie.
Susza i niski stan wody w europejskich rzekach. Na zdjęciu Dunaj w Budapeszcie, Węgry, 9 sierpnia 2022 r. Fot. AP
To jeszcze nie koniec. Problem z wodą w rzekach ma nawet Norwegia, która 90 proc. energii elektrycznej produkuje w elektrowniach wodnych - deszczu nie ma, a po wyjątkowo suchej zimie w zbiornikach retencyjnych na południu kraju wody jest znacznie mniej niż zwykle. Rząd na początku tego tygodnia ostrzegł, że może ograniczyć eksport energii do Europy. Norwegia również jest dużym eksporterem energii, która przesyłana jest stamtąd do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii i Danii.
"Rząd dopilnuje, byśmy wprowadzili rozwiązania, które nadadzą priorytet napełnianiu naszych zbiorników wodnych i bezpieczeństwu dostaw energii elektrycznej oraz ograniczy eksport, gdy woda w tych zbiornikach spadnie do bardzo niskiego poziomu" - powiedział w poniedziałek Terje Aasland, norweski minister ds. ropy i energii, którego cytował "Financial Times".
- W Polsce susza stanowi największe zagrożenie dla elektrowni Kozienice, Połaniec i Ostrołęka, bo one wykorzystują do chłodzenia wodę z Wisły i Narwi - mówi Bernard Swoczyna. Choć o ryzyku blackoutu na razie nie ma mowy, wyzwania rosną.
Przy wysokiej temperaturze rośnie zapotrzebowanie na prąd, a jednocześnie elektrownie węglowe, gazowe i jądrowe często nie mogą osiągnąć pełnej mocy. Dlatego bardzo pomocna jest fotowoltaika, bo ona daje najwięcej prądu właśnie w słoneczny dzień
- podkreśla ekspert Fundacji Instrat. A to przecież nie jest jedyny problem polskiej energetyki. I nie oznacza, że możemy odetchnąć z ulgą, skoro u nas deszczu było nieco więcej niż w innych rejonach Europy, a upały mieliśmy trochę mniejsze. Napięta sytuacja energetyczna w Europie to zła wiadomość także dla naszego kraju.
Kontynent mierzy się z rekordowo niską produkcją energii z wody i niedostępnością wielu bloków atomowych we Francji - mówimy tu o spadkach generacji rzędu 20-25 proc. w porównaniu do zeszłego roku. Ta luka wypełniana jest energią wiatrową i słoneczną, ale także większym zużyciem węgla i gazu. Dostawy obu paliw są jednak zagrożone, szczególnie w Niemczech, gdzie transport węgla jest utrudniony przez niski stan wód w Renie, a gaz z Rosji może przestać płynąć w każdej chwili. To wszystko oznacza, że Polska nie może liczyć na import energii od sąsiadów, na przykład typowo tańszego prądu ze Szwecji
zauważa z kolei Paweł Czyżak, starszy analityk Ember ds. energii i klimatu. Do tego węgiel jest bardzo drogi, przez co razem z innymi, zarysowanymi już tutaj problemami europejskiej energetyki napędza ceny energii. Przekraczają już one 1000 zł za megawatogodzinę - to dwa-trzykrotnie więcej niż w ubiegłym roku, kiedy kryzys energetyczny już się przecież pojawił i aż pięciokrotnie więcej niż w roku 2020.
- Gdyby krajowe elektrownie węglowe odmówiły posłuszeństwa - jak na przykład nowy blok w Jaworznie - lub zabrakłoby nam surowca do ich opalania, trudno nam będzie ratować się importem od sąsiadów, jak to miało miejsce w poprzednich latach. Wieloletnie zaniedbania w energetyce będą nam się więc dawać coraz bardziej we znaki i najwyższy czas żeby rząd przestał walczyć z wiatrakami i elektrowniami słonecznymi, a zaczął je intensywnie promować - podkreśla Paweł Czyżak.
Zresztą, tej wody nie ma też wcale tak dużo, mimo, że rekordów niskich poziomów udało się uniknąć. - Wszystkie polskie duże rzeki mają bardzo niskie stany wody. Okresowe deszcze, które się przez Polskę przetaczają, ratują nas przed stanami rekordowo niskimi, choć Wisła w Warszawie parę razy zbliżała się do tej granicznej wartości, na szczęście opady odsuwały bicie tego rekordu. Najważniejsza jest skala tego zjawiska, bardzo dużo rzek w Polsce ma na mapach IMGW kolor czarny, czyli oznaczający niskie stany wody. W lipcu na tych mapach pierwszy zauważyłem mocno bordowy kolor, m.in. na Wiśle, ale także na południu kraju, ten kolor oznacza ekstremalnie niski stan wody - mówi dr. Sebastian Szklarek.
Suma europejskich strachów związanych z suszą na mapie (stan na trzecią dekadę lipca) zbiorczo wygląda tak:
Zagrożenie suszą rolniczą (gleba) i hydrologiczną (rzeki) w Europie, wg stanu w trzeciej dekadzie lipca (wygenerowana 11 sierpnia 2022 r.) Źródło: Europejskie Obserwatorium ds. susz
Według Europejskiej Agencji ds. Środowiska niedobór wody w europejskich dorzeczach dotyczy aż jednej czwartej terytorium. Problem będzie się pogłębiać. Wraz z postępowaniem zmian klimatu lodowce alpejskie, zasilające część europejskich rzek, będą się topić, zmieniać będą się wzorce opadów - padać będzie albo za mało, albo za dużo na raz, susze staną się coraz częstsze i coraz bardziej intensywne, czemu sprzyjać będą także zakłócenia w układach prądów strumieniowych. Tego spodziewają się eksperci, ale i rządy, w tym polski, taki scenariusz przyjmują.
- Patrząc na sytuację na rzekach w Europie, mógłbym śmiało postawić tezę, że obserwujemy efekt wieloletniego prowadzenia złej gospodarki wodnej, połączony z efektami zmiany klimatu - podkreśla dr Szklarek. To mógł być też jeden (z być może wielu) czynników, które przyczyniły się do obserwowanej właśnie katastrofy środowiskowej na Odrze.
W przypadku Odry czynnikiem uruchamiającym potężne zatrucie rzeki był zapewne zrzut jakiejś szkodliwej substancji. Ale już same upały i niski stan wody mogą powodować masowe śnięcie ryb i mieć inne negatywne konsekwencje dla organizmów wodnych. A jeśli dla kogoś ogromne szkody środowiskowe nie są wystarczająco poważanym problemem, to warto pamiętać, że to także realne koszty dla gospodarek.