Rok 2020 okazał się wyjątkowo pechowy dla miłośników komet. Odkryta w grudniu 2019 roku kometa C/2019 Y4 (ATLAS) zapowiadała się wyjątkowo dobrze i miała być astronomicznym hitem maja. Niestety nie przetrwała zbliżania się do Słońca i w kwietniu rozpadła się na kawałki, co pokazał na fotografiach Kosmiczny Teleskop Hubble'a.
Pocieszeniem po stracie pierwszej z komet miała być kolejna - C/2020 F8 (SWAN). Choć na południowej półkuli wyglądała wręcz fenomenalnie, nie utrzymała wystarczającej jasności, abyśmy mogli oglądać ją z Polski. Na otarcie łez została zatem tylko C/2020 F3 (NEOWISE).
Kometa Neowise 5 lipca 2020 na zdjęciu z sondy Parker Solar Probe fot. NASA/Johns Hopkins APL/Naval Research Lab/Parker Solar Probe/Brendan Gallagher
Kometa nazywana już powszechnie Neowise (od nazwy teleskopu Near Earth Objects Wide-field Infrared Survey Explorer, czyli NEOWISE) na szczęście nie rozczarowała. Od przynajmniej tygodnia możemy zachwycać się jej pięknym, gęstym warkoczem również w Polsce. Jak pisaliśmy przed kilkoma dniami, kometa jest już obiektem całonocnym, a w ostatnim czasie pozowała w towarzystwie obłoków srebrzystych, co jeszcze bardziej uatrakcyjniało widowisko.
Neowise można dostrzec bez problemu gołym okiem i to niedługo po zachodzie Słońca (rozpisują się o tym zarówno media, jak i internauci na platformach społecznościowych). Nie każdy ma jednak możliwość poświęcenia całego weekendu, aby wyjechać pod bieszczadzkie, wyjątkowo ciemne niebo. Czy nawet w podmiejskich warunkach dostrzeżenie komety jest takie proste? Postanowiłem sprawdzić to w praktyce.
Kometa Neowise 14 lipca widziana z Białorusi Fot. Sergei Grits / AP Photo
W praktyce dostrzeżenie Neowise gołym okiem jest możliwe, ale nie zawsze i nie wszędzie. O obserwacjach z balkonu z centrum dużego miasta można w zasadzie zapomnieć. Neowise nie dorównuje obserwowaną wielkością gwiazdową (czyli w praktyce jasnością) ani Jowiszowi, ani znacznie ciemniejszemu Saturnowi, ani wielu jaśniejszym gwiazdom.
Aby dojrzeć kometę, konieczny jest wyjazd z dala od ulicznych świateł. Pod miastem (obserwowałem z terenów wiejskich około 25 km na zachód od Warszawy) kometa jest już widoczna gołym okiem, ale jedynie jako stosunkowo ciemna plamka wisząca nisko nad północnym horyzontem. Dostrzeżenie warkocza bez sprzętu optycznego jest praktycznie niemożliwe. Znacznie lepsze efekty daje skorzystanie z lornetki, która uwidoczni już poświatę ciągnącą się za komą komety. Warto zaznaczyć przy tym, że nie musi to być sprzęt dedykowany obserwacjom astronomicznym. Sprawdzić powinna się nawet stosunkowo ciemna "uniwersalna" lornetka.
Oczywiście kompletnie inne wrażenia będziemy mieć, jeśli oddalimy się na rozsądną odległość kilkudziesięciu kilometrów od najbliższego dużego miasta (i skorzystamy z lornetki astronomicznej). Pod ciemnym niebem dostrzeżenie komety gołym okiem nie powinno stanowić problemu, a widoczny jest wtedy również niewielki warkocz. Warto przy tym pamiętać o adaptacji (przyzwyczajenia) wzroku do ciemności.
Słabe warunki obserwacyjne i niedoskonałości naszego wzroku mogą jednak nadrobić czułe na światło sensory aparatów. Sfotografowanie krajobrazu z widniejącą na niebie kometą Neowise jest dziecinnie proste i nie potrzeba do tego ciemnego nieba. Wystarczy skierować obiektyw na północny horyzont i zadbać, aby nie był on przysłonięty wysokimi obiektami. Można też umiejętnie wykorzystać miejską architekturę, aby uatrakcyjnić fotografię, co udowadniają internauci w mediach społecznościowych.
Oczywiście warto do takiej astrofotografii wykorzystać lustrzankę lub bezlusterkowiec przestawiony w tryb manualny. Kometa prezentuje się najlepiej przy czasach naświetlania rzędu kilku sekund. Niezłej jakości zdjęcia da się jednak wykonać nawet smartfonem. Zdecydowana większość z nich pozwala na wydłużenie czasu naświetlania do kilku sekund lub ma dedykowany tryb nocny.
W praktyce korzystając ze smartfona lub aparatu ze stosunkowo szerokim obiektywem, wystarczy ustabilizować sprzęt np. przy pomocy statywu. Podczas kilkusekundowej ekspozycji nie zaobserwujemy pozornego ruchu gwiazd (i samej komety) na niebie. Przynajmniej przy korzystaniu ze stosunkowo krótkich ogniskowych.
Jeszcze lepsze efekty można osiągnąć, stosując obiektywy o długich ogniskowych i wykonując kilkadziesiąt zdjęć celem ich późniejszego połączenia. To tzw. metoda stackowania, która pozwala wydobyć szczegóły ciemnych ciał niebieskich i obniżyć poziom cyfrowego szumu. W tym przypadku konieczne jest jednak zastosowanie montażu przeznaczonego do astrofotografii (a konkretnie montażu paralaktycznego) z napędem niwelującym ruch obrotowy Ziemi, a także nieco wiedzy i doświadczenia. Jest to zatem zabawa dla bardziej zaawansowanych fotoamatorów.
Nawet w warunkach stosunkowo dużego zanieczyszczenia światłem da się uzyskać całkiem satysfakcjonujący obraz komety. Jej pyłowy warkocz na fotografiach jest bardzo jasny i gęsty. Niestety pod jasnym niebem uchwycenie delikatnego gazowego warkocza wciąż jest niemożliwe.
Kometa C/2020 F3 (NEOWISE) osiągnęła 3 lipca peryhelium (punkt na orbicie najbliżej Słońca), zbliżając się do naszej gwiazdy na odległość nieco ponad 40 mln km. Teraz oddala się od niej i wędruje powoli ku zewnętrznym częściom Układu Słonecznego. Jest to zatem ostatni moment, aby na własne oczy zobaczyć kometę. Obserwacje bez teleskopu powinny być możliwe najpewniej jeszcze przez około tydzień.
Czytaj też: Kometa NEOWISE na polskim niebie. Wygląda fantastycznie i jest widoczna gołym okiem