Roskosmos grozi katastrofą ISS i publikuje mapę. Ale na Ziemię astronauta NASA i tak wróci Sojuzem

Bartłomiej Pawlak
NASA potwierdziła właśnie, że współpraca z Rosją w przestrzeni kosmicznej nie zostanie zerwana. Ba! Z dwoma rosyjskimi kosmonautami, statkiem Sojuz, ma wrócić na Ziemię Amerykanin. Problem w tym, że jeszcze trzy dni temu szef rosyjskiej agencji kosmicznej groził, że ISS może spaść na jeden z zachodnich krajów. Jak zatem jest z tą kosmiczną współpracą Rosji z Zachodem?
Zobacz wideo Gen. Pacek: Rosja jest przygotowana na długą wojnę, ale nie przewidziała sankcji

Napadając na Ukrainę, Rosjanie doprowadzili do zerwania niemalże wszelkich (pokojowych) kontaktów z Zachodem. Jednym z ostatnich, na którym współpraca wciąż ma miejsce, jest kosmos i wspólne przedsięwzięcie kilkunastu krajów (w tym Rosji), jakim jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS). Naturalnie pojawiły się jednak obawy, że i ten projekt jest zagrożony.

NASA potwierdza: współpraca nie zostanie zerwana

Teraz NASA poinformowała podczas konferencji prasowej, że współpraca amerykańsko-rosyjska będzie kontynuowana. Przedstawiciele agencji stwierdzili, że cały projekt międzynarodowej stacji opiera się właśnie na współdziałaniu i w tej kwestii nic się nie zmieni. Dodali, że cały czas pozostają w kontakcie ze stroną rosyjską.

NASA stwierdziła też, że konflikt Rosji ze światem zachodnim nie wpłynie na plany powrotu amerykańskiego astronauty na Ziemię. Mark Vande Hei przebywa na ISS już od 340 dni (we wtorek wieczorem pobije rekord Amerykanów w najdłuższym, nieprzerwanym pobycie w kosmosie) i ma wrócić na Ziemię właśnie w ramach współpracy obu państw.

Powrót na planetę (planowany na 31 marca) będzie bowiem realizowany na pokładzie rosyjskiego statku Sojuz. Wraz z Amerykaninem do Sojuza wejdzie dwóch Rosjan, którzy po kilku godzinach razem wylądują na terytorium Kazachstanu. Obecnie na ISS przebywa siedmioosobowa załoga - dwóch Rosjan, trzech Amerykanów i jedna Amerykanka oraz jeden Niemiec (z ramienia ESA). 18 marca do ISS dotrze kolejnych trzech rosyjskich kosmonautów.

Roskosmos grozi zerwaniem współpracy i katastrofą ISS

Pomimo zapewnień NASA, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że współpraca naukowców zachodnich z rosyjskimi nie przebiega (delikatnie mówiąc) bezproblemowo. Wątpliwości na ten temat co chwila podsyca Roskosmos i szef tej agencji - Dmitrij Rogozin, rosyjski polityk (były wicepremier Rosji), znany z silnie nacjonalistycznych i skrajnie antyzachodnich poglądów.

Rogozin w ostatnich kilkunastu dniach szczególnie upodobał sobie (o dziwo) amerykański portal społecznościowy Twitter, który codziennie zasypuje nowymi wpisami. Zdecydowana większość z nich (spora część wcale nie dotyczy nauki i kosmosu) jest co najmniej kontrowersyjna, propagandowa lub zwyczajnie kłamliwa, dlatego trudno powiedzieć, czy twierdzenia szefa Roskosmosu publikowane na Twitterze są zgodne z oficjalnym stanowiskiem rosyjskiej agencji.

Niemiej jednak Rogozin już wielokrotnie dawał do zrozumienia w mediach, że współpraca z USA, Kanadą i Europą w ramach Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wisi na włosku. Już w dniu ataku Rosji na Ukrainę twierdził, że amerykańskie sankcje mogą doprowadzić do zakończenia współpracy w kosmosie. A bez rosyjskiego wsparcia, stacja miałaby pozostać na orbicie niechroniona i w efekcie mogłaby spaść na Ziemię (Roskosmos odpowiada za wykonywanie manewrów, dzięki którym ISS może uniknąć zderzenia z kosmicznymi śmieciami wyśledzonymi przez naukowców, również amerykańskich). 

"Jeśli zablokujesz współpracę z nami, kto uratuje ISS przed niekontrolowaną deorbitacją i spadnięciem na Stany Zjednoczone lub Europę?" - pytał Rogozin na Twitterze zwracając się do Joe Bidena. Na te słowa zresztą szybko zareagował Elon Musk, wklejając w odpowiedzi logo SpaceX.

Rosjanie psuli nastroje w kosmosie od dawna

Próba zrywania pokojowych relacji Rosji z Zachodem trwa już zresztą od dawna. Roskosmos rok temu stwierdził, że do 2025 roku opuści Międzynarodową Stację Kosmiczną, bo naprawa kolejnych usterek w rosyjskich segmentach jest zbyt kosztowna. Niedługo potem zadeklarował, że zbuduje własną stację kosmiczną - lepszą, bo rosyjską, "narodową" i zbudowaną bez udziału USA.

W międzyczasie Rosjanie zerwali też nagle współpracę z NASA i innymi agencjami kosmicznymi przy trwających już pracach nad stacją Lunar Gateway i nawiązali podobną z Chinami. W listopadzie wywołali z kolei kolejną burzę, oskarżając amerykańską astronautkę o sabotaż w kosmosie.

Po ataku na Ukrainę i wraz z nakładaniem kolejnych sankcji przez Zachód, stanowisko Rosjan tylko się zaostrzało. Niedługo później Roskosmos już niemal otwarcie sugerował, że współpraca z Zachodem w kosmosie musi wreszcie dobiec końca. Teraz sam ostrzega NASA przed jej zerwaniem.

W pierwszych dniach marca rosyjska, zależna od Kremla "agencja informacyjna" RIA Novosti opublikowała krótki film, na którym widać, jak rosyjski segment ISS oddziela się od reszty stacji, ku uciesze rosyjskich naukowców na Ziemi. Podobno za przygotowanie wideo odpowiada sam Roskosmos.

Rogozin publikuje mapę. Widać na niej "strefę rażenia" ISS

To zresztą nie koniec, bo sam Dmitrij Rogozin co jakiś czas przypomina o sobie na Twitterze. 12 marca ogłosił, że Roskosmos wysłał do amerykańskiej, kanadyjskiej i europejskiej agencji kosmicznej pisemne apele z żądaniem zniesienia sankcji (które nazywa "nielegalnymi") nałożonych na rosyjskie przedsiębiorstwa "wykonujące prace w interesie ISS".

Do wpisu dołączył mapę świata z zaznaczonymi obszarami na Ziemi, na które po deorbitacji mogłaby spaść Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Terytorium Rosji, którym ISS nie zagraża, zaznaczył na zielono, a tereny znajdujące się w "strefie rażenia" stacji kosmicznej na czerwono (w tym uznawany za część Ukrainy Krym). Ponownie (ale tym razem obrazowo) "przypomniał", że to Europa i USA powinny bać się zerwania współpracy, a nie jego kraj.

Cóż, nie wygląda to na wzorową współpracę Rosji z innymi państwami w ramach ISS.

Więcej na temat eksploracji kosmosu znajdziesz na Gaztea.pl

---

Trwa rosyjska wojna przeciwko Ukrainie. Od pierwszych godzin napaści giną bezbronni cywile, a Rosjanie systematycznie atakują miasta i wsie. Zniszczenia są ogromne. Z kraju ogarniętego wojną próbują się wydostać miliony uchodźców. Potrzeby rosną z godziny na godzinę. Dlatego Gazeta.pl łączy siły z Fundacją Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), by wesprzeć niesienie pomocy humanitarnej Ukrainkom i Ukraińcom. Każdy może przyłączyć się do zbiórki, wpłacając za pośrednictwem Facebooka lub strony pcpm.org.pl/ukraina. Więcej informacji w artykule.

Więcej o: