18 550 - o tyle nowych, wykrytych zakażeniach koronawirusem poinformowało w środę Ministerstwo Zdrowia. To oczywiście najwyższy wynik podczas czwartej fali koronawirusa w Polsce. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska mówił w Radiu ZET, że za 10 dni notowanych może być nawet 40 tys. zakażeń dziennie.
Bardzo przygnębiające są też najnowsze statystyki zgonów - resort zdrowia poinformował o śmierci 269 zakażonych (76 z powodu COVID-19 193 z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami). To również najwyższy odczyt tej fali. Ostatnio więcej covidowych zgonów mieliśmy w Polsce pod koniec maja br., zakażeń zaś w drugiej połowie kwietnia.
W błyskawicznym tempie zapełniają się łóżka szpitalne i miejsca respiratorowe. Od około miesiąca codziennie mamy w tym względzie wzrosty o ok. 30-50 proc. tydzień do tygodnia. Problem w tym, że o ile miesiąc temu takie przyrosty oznaczały, że szpitalom przybywało tygodniowo ok. 500-700 pacjentów covidowych czy 40-60 pod respiratorami, o tyle dziś mówimy już o zupełnie innej skali. Według środowych danych Ministerstwa Zdrowia, mamy obecnie blisko 11,6 tys. zajętych łóżek, a więc o ponad 3,3 tys. więcej niż ledwie tydzień temu. Pod respiratorami leży 951 osób, aż o 259 więcej niż przed tygodniem.
O tym, z jaką prędkością Polska znów jedzie na koronawirusową ścianę mogą świadczyć też inne statystyki, np. odsetek pozytywnych wyników testów. Odnosząc ponad 18,5 tys. nowych stwierdzonych zakażeń po 83,4 tys. wykonanych w ciągu ostatniej doby testów wychodzi, że zakażenie wskazało ok. 22 proc. badań. Nawet jeśli ktoś uzna, że takie wyliczenie nie musi dawać bezbłędnego rezultatu (choćby dlatego, że część zakażeń jest raportowanych z opóźnieniem i mogły zostać zidentyfikowane nieco wcześniej niż w ostatniej dobie; albo dlatego, że czasem szybkie testy wykonane np. w szpitalach, nie są skrupulatnie liczone, gdy dają wynik negatywny), to jednak daje pewny obraz sytuacji. Miesiąc temu ten odsetek wynosił ok. 5-7 proc., przed dwoma tygodniami ok. 14 proc. Dość zauważyć, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni liczba zleceń POZ na testy wzrosła dwukrotnie (do ok. 23 tys. dziennie - średnia siedmiodniowa), liczba wykonywanych testów o blisko połowę (do ok. 70 tys. dziennie - to także średnia z ostatnich siedmiu dni).
Najwięcej zakażeń w przeliczeniu na liczbę ludności nadal notowanych jest w województwie lubelskim (jak pisaliśmy w poniedziałek, jest tam już tyle przypadków, ile rok temu w skali całego kraju oznaczałoby narodową kwarantannę), tylko nieznacznie mniej w podlaskim. Widać jednak wyraźnie, że pandemia rozlewa się w błyskawicznym tempie na kolejne regiony. Pod presją jest przede wszystkim Mazowsze, ale szybko sytuacja pogarsza się także m.in. w województwie łódzkim, zachodniopomorskim czy warmińsko-mazurskim. A generalnie - w całym kraju z dnia na dzień i tygodnia na tydzień jest coraz gorzej.
Liczby dają obiektywny ogląd sytuacji, ale czwartą falę widać też wyraźnie w problemach kolejnych chorych i szpitali. Przed punktami testowania znów np. w Warszawie pojawiają się długie kolejki, szpitale z całego kraju meldują rosnące problemy.
Ledwie w ostatnich godzinach spłynęły informacje m.in. o wstrzymaniu przyjęć planowych do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. Powód? Braki kadrowe po tym, jak medycy zostali skierowani do szpitala tymczasowego. O brakujących łóżkach dla chorych donoszą m.in. szpitale w Nowym Sączu (woj. małopolskie) czy Bolesławcu (woj. dolnośląskie). Pacjentów nie przyjmuje Szpital Praski w Warszawie, bo "instalacja tlenowa osiągnęła poziom krytyczny".