Prezes NBP od 10 miesięcy nie występuje na zwyczajowych kiedyś konferencjach prasowych po comiesięcznych posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej, na których podejmowane są decyzje w sprawie m.in. stóp procentowych. Takie konferencje przestały być po prostu organizowane (a samych posiedzeń jest mniej i są one krótsze).
Pojawiła się za to zapowiedź regularnych spotkań z dziennikarzami, z których pierwsze odbyło się w piątek 15 stycznia po południu. Adam Glapiński odpowiadał na przesłane wcześniej pytania, które prowadzący wideokonferencję odczytywał pogrupowane w blokach tematycznych. Pierwszym zagadnieniem była inflacja.
- Wskaźnik inflacji kształtuje się dziś na poziomie w pełni zgodnym z naszym celem, trochę niższym niż nasz cel, o jedną dziesiątą. W grudniu nastąpił też istotny spadek inflacji bazowej. Aktualne prognozy przewidują, że spadek ten będzie kontynuowany w bieżącym roku - powiedział na początku prezes.
Tego samego dnia, czyli 15 stycznia, GUS opublikował zaktualizowany wskaźnik inflacji za grudzień. Odczyt jest nieco wyższy niż tzw. szybki, który poznaliśmy tydzień wcześniej - w ostatnim miesiącu ubiegłego roku inflacja konsumencka wyniosła 2,4 proc. rok do roku, a nie 2,3 proc., jak pierwotnie szacował Główny Urząd Statystyczny. To wyraźny spadek, bo jeszcze miesiąc wcześniej wskaźnik ten był na poziomie 3,0 proc. Cel inflacyjny NBP to 2,5 proc., z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 punkt procentowy w obie strony - to oznacza, że bank centralny powinien pilnować tego poziomu i tak kształtować swoją politykę, by go utrzymywać.
Początek ubiegłego roku wyglądał jeszcze nieco inaczej, w lutym inflacja sięgnęła 4,7 proc., najwyższego poziomu od dziewięciu lat. Te pierwsze miesiące sprawiły, że w średniorocznie w 2020 roku inflacja wyniosła 3,4 proc.
Inflacja w ujęciu rok do roku. Źródło: GUS
Ekonomiści w komentarzach po publikacji danych zauważali spowolnienie wzrostu cen usług. Bank PKO BP podkreślał, że stało się to pierwszy raz od sierpnia. Inflacja usług wyniosła 6,4 proc. rok do roku wobec 7,8 proc. w listopadzie. "Dynamika cen usług jest jednak wciąż podwyższona (i wyższa niż w innych państwach regionu) ze względu na wcześniejsze podwyżki cen administrowanych" - napisali eksperci. Jeśli chodzi o przyszłość, ekonomiści podkreślają, że dalszy spadek inflacji ogółem na początku tego roku będą ograniczać podwyżki związane ze zmianami regulacyjnymi - takimi jak opłata cukrowa i od tzw. małpek, opłata mocowa, podatek handlowy, abonament RTV/AGD, podwyżki cen energii, a do tego mogą dojść jeszcze podwyżki opłat za wywóz śmieci.
I do śmieci między innymi postanowił się odnieść prezes Narodowego Banku Polskiego.
- Jeśli chodzi o perspektywy łącznej inflacji na najbliższy rok, oczywiście, trudne do przewidzenia kształtowanie się koniunktury zagranicznej, sytuacja na rynku pracy, ceny surowców, czynniki regulacyjne... Te ostatnie w ogóle są winne temu, że mamy do czynienia z jakimkolwiek wzrostem cen. Przy czym jeden z tych czynników regulacyjnych kompletnie dla mnie jest niezrozumiały, mianowicie wzrost opłat za wywóz śmieci. Jest to zjawisko absolutnie skandaliczne, że w Polsce mamy do czynienia z bezprecedensowym o pięćdziesiąt kilka procent wzrostem cen wywozu śmieci rok do roku - powiedział Adam Glapiński.
Rzeczywiście, w grudniu opłaty za wywóz śmieci wzrosły, zgodnie z raportem o inflacji GUS, o 53,2 proc. rok do roku. I ostatni miesiąc 2020 r. nie był tu wcale wyjątkiem. W listopadzie było to 53,5 proc., w październiku 50,8 proc. W całym 2020 roku tylko w styczniu wzrost cen wywozu śmieci był mniejszy niż 50 proc. rok do roku. Opłaty za śmieci zaczęły rosnąć na początku 2019 roku, ale w ubiegłym mieliśmy prawdziwy wystrzał.
Dlaczego? Prezes NBP uważa, że winne temu są firmy zagraniczne.
- To jest ewenement na skalę europejską, nie wiem, czy nie światową. Podbija nam bardzo inflację. Jak się temu bliżej przyjrzałem, okazało się, że rzeczywiście te śmieci i te ceny kształtują firmy zagraniczne - mówił. - Cała ta sfera nie jest wcale konkurencyjna, jest zoligopolizowana. To musi się kiedyś skończyć - dodawał.
Nie znamy zbiorczych danych, które wskazywałyby na to, że rynkiem odbioru odpadów w Polsce zdominowały zagraniczne przedsiębiorstwa. Eksperci i gminy wymieniają też nieco inne czynniki wzrostu cen. Jest wśród nich rzeczywiście spadek konkurencyjności, związany ze zmianami w prawie, które nastąpiły kilka lat temu. Wcześniej to właściciele nieruchomości mogli decydować, która firma będzie odbierać od nich śmieci, od 2012 roku mogą to zrobić jedynie gminy. Ten argument podawał na przykład UOKiK w raporcie z sierpnia 2019 roku. Do tego dochodzą inne kwestie, takie jak to, że przez lata stawki za wywóz śmieci były w przetargach bardzo niskie, wzrosły koszty magazynowania odpadów, zaczęliśmy wprowadzać obowiązek recyklingu i dzielić śmieci na frakcje, a na to jeszcze nałożyły się czynniki ogólnoświatowe: państwa azjatyckie przestały odbierać "zachodnie" śmieci, nie chcąc być ich globalnym składowiskiem. Więcej na ten temat pisaliśmy w poniższym tekście:
A całą konferencję prezesa NBP można obejrzeć pod tym linkiem.