Góra gotówki w bieliźniarkach i pod materacami Polaków. Gigantyczny wzrost w 2020 [WYKRES DNIA]

Mikołaj Fidziński
Na koniec 2020 w obiegu w Polsce było ok. 321,5 mld zł w gotówce. To oznacza wzrost o ponad jedną trzecią (ok. 83 mld zł) zaledwie przez rok. W portfelach, bieliźniarkach (jak sugeruje prezes NBP) czy pod materacami (jak mówi minister finansów) upchnęliśmy w minionym roku stosy pieniędzy.

Jak wynika z danych Narodowego Banku Polskiego, w 2020 wchodziliśmy z ok. 238,5 mld zł gotówki w obiegu. W kasach banków czy innych instytucji finansowych było nieco ponad 14,4 mld zł, reszta - ponad 224 mld zł - po prostu u Polaków w portfelach, "pod poduszką" czy w kasach przedsiębiorców.

Zaledwie po roku sytuacja jest kompletnie różna - gotówki w obiegu na koniec 2020 było aż 321,5 mld zł, w tym prawdopodobnie (ostatecznych danych jeszcze nie ma) ponad 305 mld zł poza kasami banków.

W ciągu roku zasoby gotówki krążącej po Polsce (a właściwie to nie krążącej, ale w dużej mierze właśnie "zachomikowanej") wzrosły zatem aż o ok. 83 mld zł. To więcej niż w czterech poprzednich latach razem wziętych. - Spodziewaliśmy się, że taki przyrost zajmie około czterech lat, a dokonał się w ciągu 10 miesięcy - komentował Krzysztof Kowalczyk, zastępca dyrektora Departamentu Emisyjno-Skarbcowego NBP, w rozmowie z portalem ObserwatorFinansowy.pl.

embed

Minister finansów nie lubi gotówki, prezes NBP jej broni

Oczywiście przyczyną jest pandemia koronawirusa. Pamiętamy kolejki przed bankomatami czy kasami banków, które formowały się w marcu i kwietniu 2020 i sytuacje, gdy bankowozy nie nadążały z uzupełnianiem maszyn. Z danych NBP wynikało, że tylko w tych dwóch miesiącach w obiegu pojawiło się o ok. 51 mld zł więcej - 30,8 mld zł w marcu br. i 20,2 mld zł w kwietniu. Dla porównania - wcześniejszy miesięczny rekordowy wzrost wynosił tylko ok. 10 mld zł (w październiku 2008). W kolejnych miesiącach minionego roku sytuacja wróciła do względnej normy - acz ponadprzeciętny wzrost zainteresowania gotówką widać jeszcze w danych NBP jesienią, gdy w Polskę uderzyła kolejna fala koronawirusa. 

Skąd taki wzrost wartości gotówki w obiegu? Po pierwsze, zapasy banknotów w domach dają nam poczucie bezpieczeństwa - stąd szturm na bankomaty, gdy wybuchała pandemia. Swoje zrobił też fakenews z połowy kwietnia o rzekomym planie opodatkowania depozytów w bankach. 

Ale to także wpływ niemalże zerowych stóp procentowych, obowiązujących w Polsce od wiosny 2020. Oprocentowanie depozytów w bankach spadło do symbolicznych poziomów, rzędu np. 0,01 proc. Przestało mieć właściwie znaczenie to, czy ktoś oszczędności trzyma na lokacie w banku czy w formie gotówkowej w skarpecie w domu - zyski są identyczne, czyli żadne.

Ubolewał nad tym w czwartek w radiowej Jedynce minister finansów Tadeusz Kościński. Zachęcał Polaków, żeby wyciągnąć gotówkę "spod materaca" i wpłacać do banków. - Walczę z tym cały czas, gotówka jest kosztem i nie wnosi nic do polskiej gospodarki - mówił Kościński. 

Co ciekawe, minister finansów twierdził też, że jeśli wpłacimy gotówkę do banków, to będą one miały z czego udzielać kredytów i rozkręcać gospodarkę. Tyle, że to nieprawda. W sektorze bankowym mamy do czynienia z nadpłynnością, co oznacza, że banki mają wręcz więcej depozytów niż potrzebują do prowadzenia akcji kredytowej. Jeśli już, to za problem uznawana może być zbyt duża ostrożność banków, które w kryzysie obawiają się nadmiernego ryzyka kredytowego.

Zupełnie odwrotne podejście prezentuje prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. O ile Kościński jest wielkim zwolennikiem płatności bezgotówkowych, o tyle Glapińskiego swobodnie można nazwać strażnikiem gotówki w Polsce.

Wszyscy są powszechnie inwigilowani przez posiadanie telefonów, płatności, karty. Gotówka jest ostatnim obszarem, którego trzeba bronić. Żeby jakiś centralny inspektor jednym naciśnięciem myszki nie widział, że kupiliśmy zapałki czy dropsy i w którym punkcie, i o której godzinie, i kto nam towarzyszył. To jest pewna przesada

- mówił prezes NBP podczas zeszłotygodniowej konferencji. W podobnym tonie Glapiński wypowiadał się w listopadzie 2020 ogłaszając "narodową strategię bezpieczeństwa gotówki".

Eliminacja gotówki w ramach prowadzenia forsowanej przez niektóre banki, media i międzynarodowe koncerny ekonomii bezgotówkowej nie sprzyja poszerzaniu i wzmacnianiu wolności jednostek

- mówił Glapiński. Od miesięcy ubolewa, że mimo apeli NBP nie wszyscy operatorzy bankomatów zaopatrują bankomaty w wysokie nominały - 200 zł i 500 zł. Choć część chyba jednak posłuchała NBP, bo liczba banknotów 500 zł w obiegu wzrosła w 2020 o 85 proc. (do ok. 38,5 mln sztuk), a 200 zł o 60 proc. (do blisko 575 mln sztuk). 

Jak ktoś chce w bieliźniarce, czy gdzie tam ludzie dziś chowają banknoty, nie wiem, boi się z jakiś powodów i chce sobie odłożyć, to wygodniej jest w 500 czy 1000 zł, jeszcze bardziej niż w pięćdziesięciozłotówkach. Także i tysiączłotowy banknot się pojawi

- komentował Glapiński. Z drugiej strony - żeby nie było żadnych wątpliwości - Glapiński, choć "osobiście uważa, że roztropnie jest przechowywać w domu pewną kwotę w gotówce", to przypomina, że oszczędności na kontach bankowych są gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny do kwoty 100 tysięcy euro, a "przechowywanie w domu dużych kwot pieniędzy naraża nas na ich utratę w wyniku kradzieży".

Pieniądze odpływają z lokat 

Dane NBP wskazują nie tylko na to, że wartość gotówki w obiegu znacznie wzrosła, szczególnie w okresie wiosennego uderzenia koronawirusa, ale też, że te nasze "zapasy" gotówki cały czas utrzymujemy. Nie wpłacamy ich masowo do banków (czego życzyłby sobie minister Kościński).

Jednocześnie masowo przenosimy środki z depozytów do dwóch lat (czyli lokat) na tzw. rachunki bieżące (czyli po prostu nieoprocentowane konta). W ciągu roku na rachunkach bieżących gospodarstw domowych przybyło łącznie 150 mld zł (ponad 25 proc.), a z depozytów terminowych gospodarstw zniknęło blisko 84 mld zł (ok. 30 proc.). Podobne ruchy widać w przypadku firm. To oczywiście efekt braku jakiejkolwiek opłacalności lokat.

Łącznie w 2020 tzw. pieniądz M2 - czyli gotówka w obiegu oraz pieniądze na rachunkach bieżących i depozytach do dwóch lat - wzrósł w 2020 o ponad 231 mld zł, tj. o blisko 15 proc. To m.in. efekt zadłużenia rządowego i innych instytucji (m.in. PFR) - środki z niego "zalały" gospodarkę. 

W dużej mierze wygląda na to, że Polacy "chomikują" pieniądze. Oszczędności gospodarstw domowych - jak zwraca uwagę Ignacy Morawski, twórca platformy Spotdata.pl - wzrosły w 2020 r. aż o 135 mld zł (wobec raptem 34 mld zł rok wcześniej). Ekspert mówi, że odłożone oszczędności mogą być jak "popytowa bomba", która będzie napędzać wzrost gospodarczy po pandemii.

Gdy tylko znikną restrykcje i zapanuje większa przewidywalność, te oszczędności, zakumulowane w formie aktywów pieniężnych, mogą zalać gospodarkę i doprowadzić do potężnego wzrostu popytu. Oby tak się stało

- komentuje Morawski.

Zobacz wideo Czy banknot o nominale 1000 zł wejdzie do użytku?
Więcej o: