Napięcie było już naprawdę spore, a to, co zrobiła Rada Polityki Pieniężnej, wysadziło je w powietrze. RPP zdecydowała o podniesieniu stopy referencyjnej NBP z poziomu 0,1 do 0,5 proc. Poziom pozostałych stóp wygląda następująco: stopa lombardowa 1,00 proc. (w górę z 0,5 proc.), stopa depozytowa 0,00 proc., stopa redyskontowa weksli 0,51 proc.(podwyżka z 0,11 proc.), stopa dyskontowa weksli 0,52 proc. Wzrośnie też podstawowa stopa rezerwy obowiązkowej - z 0,5 do 2,0 proc. Zwykłych konsumentów interesuje przede wszystkim ta pierwsza, główna stopa, od której zależy na przykład wysokość rat złotowych hipotek.
Dzisiejsza decyzja RPP oznacza pierwszą zmianę stóp od maja zeszłego roku, tylko że wtedy mieliśmy obniżkę. Ostatnia podwyżka stóp procentowych w Polsce miała miejsce w maju 2012 roku. RPP kilkadziesiąt minut po pierwszym, zaskakującym komunikacie, opublikowała drugi, w którym uzasadnia swój ruch. Jego podsumowanie i najistotniejszy fragment brzmi:
W sytuacji prawdopodobnego dalszego ożywienia aktywności gospodarczej i korzystnej sytuacji na rynku pracy inflacja może utrzymać się na podwyższonym poziomie dłużej niż dotychczas oczekiwano. W takiej sytuacji powstałoby ryzyko utrwalenia się dynamiki cen w średnim okresie na poziomie wyższym od celu inflacyjnego. Dążąc do obniżenia inflacji do celu NBP w średnim okresie Rada postanowiła podwyższyć stopy procentowe NBP.
Czyli: RPP wciąż jest przekonana, że za wzrostem inflacji stoją czynniki "niezależne od krajowej polityki pieniężnej", takie jak wzrost cen surowców energetycznych i żywnościowych na globalnych rynkach, zaburzenia łańcuchów dostaw czy ożywienie gospodarcze (a jeszcze wcześniej, przed pandemią nawet, podwyżki rachunków za prąd i opłat za wywóz śmieci), jednak widzi też ryzyko, że wysoka inflacja wcale nie będzie przejściowa, tylko utrzyma się dłużej, niż wcześniej oczekiwał bank.
Cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego, o którym wspomina RPP w komunikacie, wynosi 2,5 proc., a dopuszczalny poziom odchyleń w obie strony to 1 punkt procentowy. Ten poziom inflacja przestrzeliła już wiosną tego roku, a od lipca ma już "piątkę" z przodu. Według prognoz ekonomistów jeszcze w tym roku możemy zobaczyć "szóstkę".
Co ciekawe, wcześniej ze strony niektórych członków Rady (i ekspertów) pojawiały się głosy, że RPP będzie chciała zdecydować o stopach po publikacji najnowszej projekcji inflacji NBP, którą pozna (i my też) już za miesiąc. Postanowiła jednak nie czekać, co Piotr Bujak, główny ekonomista banku PKO BP skomentował krótko jako "ucieczkę do przodu".
Co dalej? Polski Instytut Ekonomiczny spodziewa się, że teraz polski bank centralny będzie dalej stopy podnosić, ale już nie tak mocno. "Spodziewamy się, że cykl podwyższania stóp procentowych będzie kontynuowany - jego skalę oraz intensywność determinować będzie kształt listopadowej projekcji inflacyjnej. Uważamy, że zacieśnianie polityki pieniężnej będzie stopniowe - kolejne podwyżki prawdopodobnie nie przekroczą 25 pb. Takie rozwiązanie powinno być kompromisem między oczekiwaniami gołębiego oraz jastrzębiego skrzydła RPP" - napisał w komentarzu analityk PIE Jakub Rybacki.
Jego zdaniem do końca przyszłego roku stopy procentowe wrócą do poziomu 1,5 proc, czyli sprzed pandemii. Podkreśla jednak, że ostateczny poziom stóp będzie zależeć od tego, jak będzie kształtować się sytuacja gospodarcza, bo to, co dzieje się na rynku energii sprawia, że możliwa jest zarówno wysoka inflacja, jak i spowolnienie gospodarcze.
Z kolei ekonomiści ING sądzą, że RPP zatrzyma się raczej na 2 proc.
Ekonomista Ignacy Morawski zauważa jeszcze jeden wątek, który mógł być przyczyną szybszej od spodziewanej podwyżki stóp. "Sądzę, że obawy RPP wzbudziła rozkręcająca się fala osłabienia złotego, będąca sygnałem, że NBP jest postrzegany jako mocno spóźniony" - napisał w twitterowym komentarzu.
O złotym pisze też sama Rada. Komunikat po posiedzeniu kończy się takimi słowami: "Jednocześnie NBP może nadal stosować interwencje na rynku walutowym oraz inne instrumenty przewidziane w Założeniach polityki pieniężnej. Terminy oraz skala prowadzonych działań będą uzależnione od warunków rynkowych".
Polska waluta po samej decyzji silnie się umocniła i ten stan niespełna dwie godziny później się utrzymuje. Rynkowy kurs euro to 4,55 zł (8 gr więcej niż dziś rano), dolara 3,94 zł (rano było prawie 6 groszy więcej), a franka szwajcarskiego 4,25 zł (spadek z 4,30 zł).
Inflacja na energetycznym dopalaczu. Masz pytania dotyczące cen energii? Zadaj je ekspertowi w Q&A Gazeta.pl. Do czego prowadzi to, co dzieje się teraz na rynkach i w gospodarkach? Pytania w tym temacie przesyłajcie do nas na adres: news_gazetapl@agora.pl. W czwartek 7 października zadamy je ekspertowi w programie Q&A Gazeta.pl.