Jak spartolono Polski Ład. Grzechy główne "historycznej obniżki podatków" [WYKRES DNIA]

"A miało być tak pięknie" - można by zaśpiewać za Elektrycznymi Gitarami, widząc, co dzieje się tuż po wejściu w życie wielkiej reformy podatkowej w ramach Polskiego Ładu. Nauczyciele, policjanci, żołnierze, emeryci - w spotach rządowych Polacy chwalili się korzyściami z Polskiego Ładu, w praktyce część z nich już otrzymuje na konta kwoty o kilkaset złotych niższe niż przed zmianami. Prawda jest taka, że w teorii Polski Ład wcale nie jest tak zły, jak to może wyglądać. Tyle że część rzeczy koncertowo spartolono.
Zobacz wideo

Księgowa Barbara z zarobkami 5 tys. zł brutto na zmianach podatkowych w Polskim Ładzie miała zyskać ok. 560 zł w ciągu roku. Kucharz Tomasz (z pensją 4 tys. zł brutto) miał zarobić rocznie o 1360 zł więcej. Kasjerka Joanna (3010 zł brutto) miała mieć na rękę w skali roku aż o 1848 zł więcej. To przykłady z rządowej strony o Polskim Ładzie - wiecejwportfelach.gov.pl.

Rzeczywistość? Niższe pensje niż przed reformą przychodzą na konta części pielęgniarek, nauczycielek czy mundurowych. Słowem - budżetówki. I osób, które przecież wcale nie zarabiają kroci. Nawet jeśli może być to w skali całego kraju niewielki problem (dotykający tylko pracowników niektórych szkół czy przychodni) - zrobiła się poważna granda i od kilku dni cała Polska szaleńczo próbuje wyliczyć, czy i ile straci na Polskim Ładzie. 

  • Więcej o Polskim Ładzie przeczytaj na Gazeta.pl

Polski Ład. "A miało być tak pięknie..."

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę komunikaty rządu powtarzane jak mantra - że dwie trzecie podatników zyska, że mało kto straci itd. - nie były wyssane z palca. Opierały się m.in. na danych podatkowych z poprzednich lat czy na badaniach GUS o dochodach gospodarstw domowych. Co więcej - rzeczywiście wygląda na to, że wiele z tych osób, które dziś meldują obniżkę zarobków (a także księgowa Barbara, kucharz Tomasz i kasjerka Joanna), na Polskim Ładzie wciąż mogą zyskać - tyle, że w rozliczeniu rocznym za 2022 r., czyli de facto dopiero w pierwszej połowie 2023 r. (i de facto warte ok. 8 proc. mniej, biorąc pod uwagę inflację).

Tyle że nie tak miało być. Miały być wyższe, a nie niższe wypłaty. Tym bardziej w czasie największej w tym wieku inflacji. Miało być przyjemnie, kolorowo i bogaciej. Wychodzi potworny bałagan oraz niepewność i wściekłość podatników. Okazuje się np. że jak ktoś chce mieć już teraz więcej, a nie mniej na rękę, musi złożyć do niedawna w zasadzie zupełnie tajemniczy wniosek PIT-2. A jeśli pracuje w dwóch czy kilku miejscach, to sprawa się jeszcze bardziej komplikuje.

Część winy zapewne spada na kadrowych i księgowych, którzy nie wyjaśnili należycie zmian w podatkach pracownikom. Ale powstaje też pytanie, czy nie można było przewidzieć, że z wielką reformą podatkową nie wszystko pójdzie należycie, skoro podpisywana została przez prezydenta na półtora miesiąca przed wejściem w życie (a przecież w międzyczasie jest jeszcze okres świąteczno-noworoczny)? Tym bardziej że Polski Ład naprawdę skomplikował część rozliczeń - m.in. poprzez ulgę dla klasy średniej. Małgorzata Samborska, partner i doradca podatkowy z Grant Thornton, mówi wprost - Polski Ład uczynił przepisy podatkowe PIT najbardziej skomplikowanymi w historii. 

Tabuny ekspertów - ekonomistów, księgowych, doradców podatkowych - apelowało do Zjednoczonej Prawicy: "przełóżcie reformę na 2023 r., jest za mało czasu, ustawa ma kilkaset stron i jest trudna, będą kłopoty". Ta pozostawała jednak głucha na alarmy. Nieoficjalnie słyszymy o wielkim parciu rządu na to, aby reforma koniecznie weszła w życie już w 2022 r.

"Kwiatków" wychodzących z Polskiego Ładu jest więcej. Miała być ulga dla klasy średniej, na której nikt nie miał stracić, ale księgowi ostrzegają, że kto na koniec roku nie zmieści się w limicie, będzie musiał oddawać pieniądze. Nagle okazuje się, że w zasadzie to funkcjonariusze policji czy żołnierze zawodowi mają inne zasady opłacania składek ZUS i ulga dla klasy średniej się dla nich nie spina.

embed

Coraz głośniej mówi się też o tym, że na Polskim Ładzie stracą nie tylko najlepiej zarabiający pracownicy, ale i choćby emeryci, którzy przedłużali swoją aktywność zawodową, aby wypracować sobie stosunkowo wysokie świadczenie. Dziś okazuje się, że byli naiwniakami. Wyszli na swojej decyzji jak Zabłocki na mydle, bo mogli już wcześniej zajmować się wnukami albo w inny sposób cieszyć się jesienią życia.

A żeby było "śmieszniej", Polski Ład jedną ręką zabiera emerytom, którzy wypracowali sobie wysokie emerytury, by drugą dać ulgę podatkową osobom... które mimo osiągnięcia wieku emerytalnego nie przejdą na emeryturę.

Do tego dochodzi fatalna, momentami buńczuczna komunikacja rządu. Himalaje absurdu osiągnęło we wtorek Ministerstwo Edukacji i Nauki, które w agresywnym komunikacie napisało, że informacje o niższych wypłatach nauczycieli są nieprawdziwe. Słowem - kto dostał na konto mniej niż się spodziewał, ten kłamie. Tyle że już w środę rzecznik rządu Piotr Müller potwierdził, że niektórzy pedagodzy naprawdę dostali wypłaty niższe, niż powinni.

Ze względu na pewne rozliczenia podatkowe doszło w niektórych miejscach, jeżeli chodzi w szczególności o nauczycieli, do złego naliczenia podatku i siłą rzeczy te osoby otrzymają jego wyrównanie

- tłumaczył Müller w radiowej Jedynce. Później na konferencji prasowej przyznawał, że wdrażane na chybcika przepisy są "nieścisłe". 

Wygląda to trochę tak, jakby Polski Ład był, mówiąc językiem programistów, testowany na produkcji. Czyli zmiany weszły w życie, ale dopiero teraz wypływają wnioski, co poszło nie tak i gdzie trzeba wprowadzać poprawki.

Rząd przechojrakował z Polskim Ładem?

Powtórzmy to jeszcze raz. Choć dziś nauczyciele czy policjanci mogą rzucać gromy w stronę Polskiego Ładu, wyliczenia kto i ile powinien na zmianach zyskać, nie były bajeczką i bajerem. Zresztą przedstawiał je nie tylko rząd, ale i np. ekonomiści z Fundacji Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA (wykres poniżej) w ekspertyzie dla opozycyjnego Senatu.

embed

Wszystko poszło jednak na razie nie tak. Co zawiodło? Z perspektywy czasu można wysnuć wniosek, że inna mogła być m.in. komunikacja ekipy Morawieckiego, w tym Ministerstwa Finansów.

Zamiast rzeczowych wyjaśnień dla podatników pojawił się zalew cukierkowych wizji bogactwa po wejściu z życie Polskiego Ładu. Efekt mógł być odwrotny od zamierzonego. Wiele osób widziało w tych komunikatach tylko tępawą propagandę. Gdy pojawiły się historie osób, które na Polskim Ładzie miały zyskać, a dostały niższe pensje, w rządowym składzie barwnych fajerwerków wybuchł pożar.

Tylko od początku grudnia 2021 r. na profilu Ministerstwa Finansów na Twitterze naliczyłem ponad 100 (!!!) postów w mniej lub bardziej dobitny sposób przypominających m.in. że Polski Ład to historyczna obniżka podatków, na której zyska 18 mln Polaków (którym w portfelach zostanie ponad 17 mld zł w skali roku). A przy tym - do wtorku 4 stycznia - ani jednej wzmianki o tym, że warto sprawdzić, czy złożylibyśmy u pracodawcy PIT-2, bo to stanie się od 2022 r. bardzo ważne dla wysokości pensji. Informację o tym dokumencie, choć szczerze mówiąc dość mało przejrzystą dla "zwykłego Kowalskiego", znajdziemy w portalu wiecejwportfelach.gov.pl dopiero w sekcji pytań i odpowiedzi. 

Być może w resorcie finansów uznano, że wyjaśnianie meandrów reformy to już zadanie dla księgowych. Mimo wszystko z perspektywy czasu widać jednak, że zabrakło prostych informacji - że Polski Ład jest fajny, ale warto zwrócić uwagę na niektóre "pułapki" i że błędne decyzje np. w zakresie PIT-2 mogą jednak niespodziewanie obniżyć pensję. 

Dopiero 4 stycznia br. Ministerstwo Finansów zwróciło uwagę np. w kontekście policjantów, że "w danym miesiącu niektórzy mogą rzeczywiście stracić, ale w skali roku większość funkcjonariuszy będzie na plus".

Polski Ład nie wzbudził zaufania Polaków

Polski Ład od początku nie cieszył się renomą wśród Polaków. Mimo tego, że liczby jasno pokazywały, że dla większości osób powinien on być korzystny lub neutralny, mocno przebijała się narracja m.in. firm czy samorządów, w które reforma uderza.

Powstało przekonanie, że Polski Ład uderzy w bardzo szerokie grono osób. Badanie Instytutu Badań Spraw Publicznych z sierpnia 2021 r. wskazywało, że zysków na Polskim Ładzie oczekiwało niespełna 19 proc. Polaków. We wrześniu z sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej" wynikało, że korzyści oczekuje ok. 30 proc. osób., a w grudniu sondaż Research Partner pokazał, że poprawy sytuacji materialnej oczekuje raptem 14 proc. badanych.

Uderzająca we wszystkich tych badaniach była nie tylko bardzo wysoka liczba osób przekonanych, że na zmianach podatkowych straci, ale też spora (ok. 20-30 proc.) tych, które nie miały pojęcia, czego po zmianach się spodziewać. A wiadomo, że niepewność rodzi nieufność, szczególnie w tak delikatnej sprawie jak wysokość podatków. Być może - choć to wyłącznie domysł bazujący na plotkach - niektórzy pracownicy dostali do podpisu pod koniec 2021 r. formularz PIT-2, ale nie wiedzieli, czy go podpisywać. Obawiali, że właśnie wtedy coś zmieni się na gorsze, a w dziale kadr niekoniecznie wyposażono ich w rzetelną wiedzę.

Pojawiają się już pierwsze porównania Polskiego Ładu do reformy OFE z 2014 r. Z powodu błędów komunikacyjnych wokół niej też narosło sporo rozmaitych narracji. W połączeniu ze skomplikowaniem materii (która wszak dotykała bezpośrednio oszczędności emerytalnych milionów osób) spowodowały one wykoślawienie odbioru całego projektu.

Afera z zaniżonymi wynagrodzeniami niektórych nauczycieli, pielęgniarek czy służb mundurowych z pewnością odbiorowi Polskiego Ładu nie pomoże. Raczej nakręci spiralę obaw, że państwo okrada obywateli. Wkrótce - gdy przyjdzie płacić wyższe składki zdrowotne - zapewne zacznie bić na alarm biznes. Jeśli do tego w międzyczasie wyjdą kolejne niedoróbki reformy - będzie jeszcze gorzej. Rząd ma problem.

Więcej o: