Inflacja w Polsce nie zwalnia. Wręcz przeciwnie, bije kolejne rekordy. Według tzw. szybkiego szacunku Głównego Urzędu Statystycznego inflacja w czerwcu wyniosła 15,6 proc. rok do roku.
To najwięcej od 25 lat - konkretnie od marca 1997 r., gdy sięgnęła ona 16,6 proc. Wtedy jednak miała ona tendencję spadkową. Dziś tempo wzrostu cen wciąż szuka swojego szczytu.
Warto też pamiętać, że tarcze antyinflacyjne odejmują od "rzeczywistej" (wynikającej tylko ze zjawisk rynkowych) inflacji ok. 1,5-2 pp. - według szacunków Ministerstwa Finansów i NBP. Słowem, gdyby nie tarcze, inflacja w czerwcu przekroczyłaby 17, może 17,5 proc.
Inflacja w czerwcu wyniosła rok do roku 15,6 proc., ale ważny jest także odczyt miesiąc do miesiąca, tj. o ile wzrosły ceny w czerwcu w porównaniu z majem.
Inflacja miesiąc do miesiąca sięgnęła w czerwcu 1,5 proc. Teoretycznie to najmniej od lutego br. (gdy w życie weszła tarcza antyinflacyjna), a nie licząc tego miesiąca - od grudnia 2021 r. Ale wciąż jednak to bardzo szybkie tempo wzrostu cen. Dość zauważyć, że aby inflacja była w celu inflacyjnym określonym przez NBP, miesiąc do miesiąca ceny powinny rosnąć o ok. 0,2 proc. Gdyby ceny rosły o 1,5 proc. co miesiąc, to inflacja za cały rok sięgnęłaby ponad 19,50 proc.
Według danych GUS, żywność i napoje bezalkoholowe podrożały w czerwcu rok do roku o 14,1 proc. (miesiąc do miesiąca o 0,7 proc.), paliwa o 46,7 proc. (9,4 proc. w miesiąc), a nośniki energii o 35,3 proc. (3 proc. w miesiąc). Więcej szczegółów inflacji za czerwiec GUS poda 15 lipca.
Niestety, możliwe, że w lipcu czy sierpniu zobaczymy jeszcze nieco wyższą inflację. Prognozy ekonomistów wskazują, że ostatnie miesiące 2023 r. mogą przynieść delikatnie niższe odczyty (choć wciąż dwucyfrowe), ale na początku 2023 r. tempo wzrostu cen znów może podskoczyć. W wysokim scenariuszu ekonomistów PKO BP może sięgnąć wówczas nawet ponad 20 proc.
Czerwcowa inflacja z pewnością zmotywuje Radę Polityki Pieniężnej do kolejnej podwyżki stóp na posiedzeniu 7 lipca. Jej skala jest jednak wielką niewiadomą.
Z jednej strony, członek RPP Ludwik Kotecki oczekuje podwyżki o co najmniej 100 punktów bazowych (1 punkt procentowy), a w ostatnich dniach zaskakujące duże podwyżki zaordynowały banki centralne Węgier i Czech.
Z drugiej strony jednak, z gospodarki napływają coraz gorsze wieści i dalsze jej hamowanie podwyżkami stóp niesie za sobą coraz większe ryzyka. Najnowszy przykład to fatalny odczyt indeksu PMI dla polskiego przemysłu - wyniósł raptem 44,4, najmniej od pierwszej połowy 2020 r. Zdaniem Piotra Bujaka, głównego ekonomisty PKO BP, w obliczu tych danych nawet podwyżka stóp o 50 punktów bazowych byłaby "bardzo odważna".