Choć jest nas 8 miliardów, "bomba populacyjna" nigdy nie wybuchła. Ale Ziemia jest u granic

Patryk Strzałkowski
Gdy populacja Ziemi rosła z 3 do 4 miliardów, pojawiły się obawy przed "bombą populacyjną". Przeludnienie miało prowadzić katastrofy. Dziś jest nas już 8 miliardów i "bomba" okazała się niewybuchem. Ale część z nas szkodzi przyrodzie nieproporcjonalnie bardziej od innych, a kryzys klimatyczny zagraża wszystkim. Są też jednak argumenty za tym, że na Ziemi pomieścimy się wszyscy - jeśli bogatsza część będzie skłonna do zmian.
Zobacz wideo Piszczatowska: W Europie nie ma ani jednego projektu atomowego, który zostałby zrealizowany w budżecie i na czas

15 listopada liczba ludzi na świecie przekroczy 8 miliardów. Konkretna data jest oczywiście symboliczna - nikt nie wie, gdzie i kiedy dokładnie urodził się ośmiomiliardowy człowiek. Ale według szacunków ONZ właśnie teraz przekraczamy kolejną barierę populacji Ziemi. W ciągu zaledwie 12 lat przybyło nas na świecie cały miliard. Jednocześnie tempo wzrostu populacji zwalnia, a 9 miliardów ludzi będzie żyć na świecie około roku 2037. W przyszłości problemem może być nawet niż demograficzny.

Jednak przyszłość naszej cywilizacji nie jest pewna - własnymi działaniami zmieniliśmy morza, atmosferę i powierzchnię Ziemi. Doprowadziliśmy do kryzysu klimatycznego, środowiskowego i początku nowego wielkiego wymierania gatunków. Mogłoby się wydawać, że właśnie wzrost populacji sprawia, że doprowadzamy planetę do granic wytrzymałości. Ale ten związek wcale nie jest taki prosty. Bo choć ludzi na Ziemi przybywa, to nasz wpływ na środowisko wcale nie jest równy. I garstka najbogatszych szkodzi silniej, niż ogrom uboższych ludzi. 

Ziemia u granic wytrzymałości

Z okazji przekroczenia kolejnego pułapu populacji Ziemi ONZ przygotowało kilka raportów dot. demografii i zachodzących zmian. Więcej o tym przeczytacie w tym artykule. Jeden z raportów dotyczy tego, jak rosnąca liczba ludzi na Ziemi ma się do stanu naszego środowiska, zmian klimatu i jakości życia. 

Ponad pół wieku temu wielkie obawy budziła perspektywa przeludnienia Ziemi. Pisano o "bombie populacyjnej" - książka o tym tytule z 1968 roku przewidywała, że już w latach 70. "setki milionów" ludzi będą umierać z głodu, bo planeta nie będzie w stanie wyżywić rosnącej populacji. Od tego czasu liczba ludzi na świecie jest ponad dwukrotnie wyższa, a "bomba" okazała się niewypałem. Problem głodu jest bardzo poważny, ale często wiąże się z ubóstwem, wojnami i nierównościami, a niekoniecznie z tym, że fizycznie nie a się wyprodukować dość jedzenia. Co więcej, produkujemy nawet więcej jedzenia, niż potrzeba, żeby nakarmić każdego człowieka, ale 1/3 żywności jest marnowana.

Jednocześnie jest jasne, że wraz ze wzrostem populacji, uprzemysłowieniem, rozwojem rolnictwa, transportu, nasz wpływ na ekosystem Ziemi jest coraz większy. Według naukowców wypychamy planetę poza jej granie wytrzymałości - prowadzą do zmian klimatu, zanieczyszczeń, zakwaszenia oceanów

Jednak związek wzrostu populacji z kryzysem klimatycznym i środowiskowym nie jest taki, jak może się wydawać. Pozornie stężenie dwutlenku węgla w atmosferze i liczba ludzi na Ziemi rośnie w podobnym tempie. Ale nasz wpływ na klimat jest bardzo różny. Przeciętny Polak odpowiada za prawie 8 ton CO2 rocznie - przez naszą konsumpcję, zużycie paliwa, gazu, energii z węgla. Dla porównania średnia emisja na jednego mieszkańca Tajlandii jest o połowę niższa. I w ten sposób Tajlandia - choć jest o ponad połowę ludniejsza od Polski - emituje w sumie mniej CO2 niż my. A te kontrasty mogą być jeszcze większe.

W Kanadzie emisje per capita to aż ponad 18 ton. W ten sposób liczący 36 mln mieszkańców kraj emituje 135 razy więcej CO2 rocznie niż nieco ludniejsza Uganda.

Klimatyczne nierówności

Największy wzrost populacji obserwujemy w krajach najsłabiej rozwiniętych. Jak pisze ONZ, duży przyrost naturalny jest zarówno jednym ze skutków, jak i przyczyn wolnego rozwoju kraju. 

Z perspektywy klimatu oznacza to, że duży wzrost populacji np. w krajach afrykańskich oznacza tak samo szybki wzrost emisji gazów cieplarnianych. To dlatego, że osoby o niższych dochodach odpowiadają za wielokrotnie mniejszą część emisji CO2.

16 proc. mieszkańców Ziemi z największymi dochodami odpowiada za aż 38 proc. emisji CO2. Z kolei najuboższe 9 proc. populacji emituje zaledwie 0,5 proc. Gdyby podzielić świat na pół, to połowa z większymi dochodami byłaby odpowiedzialna za prawie wszystkie emisje gazów cieplarnianych - aż 86 proc. Drugie tyle ludzi z niższymi dochodami powoduje tylko 14 proc. całkowitych emisji CO2.

Bogaci najbardziej odpowiedzialni za niszczenie środowiska

Tym, co - według raportu ONZ - przyczynia się do degradacji środowiska, jest połączenie wzrostu populacji z niezrównoważonym rozwojem. 

Według agendy Narodów Zjednoczonych zajmującej się demografią to "wyższe dochody przyczyniają się do degradacji środowiska w większym stopniu niż wzrost liczby ludności".

"Podczas gdy wzrost liczby ludności potęguje szkodliwy wpływ procesów gospodarczych na środowisko, wzrost dochodów na głowę mieszkańca był ważniejszy niż wzrost liczby ludności w napędzaniu zwiększonej produkcji i konsumpcji oraz emisji gazów cieplarnianych" - czytamy w podsumowaniu nowego raportu. Dlatego - piszą autorzy - to bogatsze kraje ponoszą największą odpowiedzialność za szybkie osiągnięcie zerowej emisji gazów cieplarnianych.

Chociaż to bogatsze kraje w większym stopniu przyczyniły się i dalej przyczyniają do kryzysu klimatycznego i środowiskowego, to na ogół uboższe kraje globalnego południa mierzą się z najgorszymi skutkami. Przykładem są choćby powodzie w Pakistanie czy napędzany zmianami klimatu głód w Rogu Afryki.

Zniszczenia po przejściu trąby powietrznejKlimatyczny apartheid nie ominie Polski. Kryzys mniej dotknie bogatych

Przyszłość pod znakiem zapytania

Kraje rozwinięte, jak USA czy państwa Unii Europejskiej powoli - zbyt powoli - zmierzają w stronę obniżenia emisji. Chcą robić to tak, żeby nie obniżać standardu życia swoich obywateli. Państwa rozwijające się też włączają się w walkę ze zmianami klimatu - ale jednocześnie zmagają się z niedożywieniem, ubóstwem energetycznym, brakiem dostępu do elektryczności, opieki medycznej, edukacji. Chcą budować infrastrukturę i przemysł. Jeśli poszłoby tą samą drogą, co bogata północ, i rozwój okupiły wielkimi emisjami gazów cieplarnianych, Ziemia byłaby zgubiona. 

Wyzwaniem dla tych państw jest połączenie rozwoju społecznego z jak najmniejszym wpływem na klimat i środowisko. Dlatego m.in. przy takich okazjach jak trwający szczyt klimatyczny pojawiają się rozmowy o tym, jak można wesprzeć te państwa w zielonym rozwoju - np. przez uwalnianie patentów na zielone technologie, finansowanie transformacji energetycznej i na inne sposoby.

W skali całego świata potrzebne są też fundamentalne zmiany w produkcji żywności. W tej chwili produkujemy jej dosyć, by wykarmić wszystkich. Jednak 1/3 żywności jest marnowana, a jednocześnie ponad 800 mln ludzi - czyli co dziesiąta osoba na świecie - jest dotknięta głodem i niedożywieniem. 

Produkcja ogromnej ilości jedzenia wiąże się obecnie z potężnym negatywnym wpływem na środowisko - emisjami gazów cieplarnianych, wylesianiem i niszczeniem naturalnych obszarów, użyciem nawozów sztucznych, pestycydów i antybiotyków. Aby wyżywić rosnącą populację i jednocześnie nie doprowadzić do zniszczenia ekosystemów Ziemi - które są naszym systemem podtrzymywania życia - konieczne są fundamentalne zmiany w produkcji żywności, ograniczenie marnowania i pewne zmiany w diecie. 

Granica wytrzymałości

Profesor Manfred Laubichler z Arizona State University pisząc o wzroście populacji Ziemi do 8 miliardów, zauważył, że każdy gatunek - jeśli nie napotkałby żadnych ograniczeń, jak np. brak pożywienia - rozrastałby się w tempie wykładniczym. Naszym przodkom udało się wyrwać z tych ograniczeń - wzrost populacji przyczynił się do rozwoju technologii, począwszy od rolnictwa, co pozwoliło na dalszy wzrost i tak dalej.

Od tego czasu nasza liczebność zwiększa się wykładniczo. Dzięki współpracy, technologii, handlowi, kreatywności udało nam się pokonać choroby, produkować dość żywności, zabezpieczyć od żywiołów i drapieżników. Do czasu. Teraz zbliżamy się do zupełnie nowej granicy - granicy wytrzymałości planety. Wywołane przez nas zmiany klimatu, wymieranie gatunków, zanieczyszczenie może doprowadzić do załamania i upadku się naszej skomplikowanej, współzależnej cywilizacji. Chyba że uda nam się pokonać tę barierę i przeszkody, które sami przed sobą postawiliśmy.

Laubichler pisze:

Gdzie znajduje się teraz ludzkość? Zbliżamy się do nieuniknionego upadku z powodu wywołanych przez nas samych zmian klimatu - czy też uda nam przejść kolejną transformację i odkryć coś, co zresetuje cykl? (...) Wprowadzenie norm, wartości i regulacji dotyczących nadmiarowych emisji gazów cieplarnianych może pomóc nam zachować zmiany klimatu pod kontrolą. Ludzkość może wykorzystać swoją wiedzę, aby samej utrzymać się w granicach wytrzymałości środowiska Ziemi.
Więcej o: