Ludowy Bank Chin wydał oświadczenie dotyczące kryptowalut. Chiny uznały, że nie mogą być one używane jako metody płatności, bo nie są prawdziwymi walutami - podaje Reuters. W związku z tym instytucje finansowe oraz firmy płatnicze nie mogą oferować usług powiązanych z kryptowalutami. Wciąż dozwolone jest posiadanie ich przez osoby prywatne.
Chiny w ten sposób wysyłają ostrzeżenie dla inwestorów przed spekulacjami na rynku kryptowalutowym. Państwo Środka nie zamyka się jednak całkowicie na rynek cyfrowych środków płatności. Od dłuższego czasu Chińczycy testują bowiem e-juana.
Decyzja Chin to kolejny cios dla bitcoina. Jego kurs spadł w środę rano, po raz pierwszy od lutego, poniżej 40 tys. dolarów (ok. 7 proc. mniej niż we wtorek). W kwietniowym szczycie notowań było to nawet 65 tys. dolarów. Okolice 40 tys. dolarów za bitcoina to wciąż jednak niemal dwukrotnie więcej niż jeszcze w grudniu 2020 roku, czyli od momentu, gdy jego wartość zaczęła gwałtownie rosnąć.
Przyczynili się do tego inwestorzy instytucjonalni, "którzy stopniowo zwiększają swoje zaangażowanie w bitcoiny oraz inne kryptowaluty. Są przyciągani przez dobre stopy zwrotu tych cyfrowych aktywów oraz przez duży potencjał na przyszłość, jaki one oferują" - wyjaśnia cytowany przez "The Guardian" Nigel Green, prezes firmy doradczej deVere. Swoją cegiełkę dołożył też Elon Musk, po tym jak Tesla zainwestowała w bitcoina 1,5 mld dolarów, a następnie zaakceptowała płatności kryptowalutą za swoje samochody.
Bitcoin to też jednak najlepszy przykład, jak dużą moc oddziaływania na rynek ma właściciel Tesli i SpaceX, Elon Musk. Tak jak jego wpisy w mediach społecznościowych zwiększyły kilka miesięcy wcześniej wartość bitcoina, tak samo mocno uderzyły w ciągu ostatnich dni w kurs, gdy Tesla wycofała się z przyjmowania płatności kryptowalutą. Firma powołała się na ekologię, z którą bitcoin jest na bakier. Kopanie bitcoina, czyli obliczanie go, wymaga ogromnej ilości energii, która wciąż w największej części pochodzi z paliw kopalnych.