Nie hossa, nie bessa, nie essa. Wybieramy ekonomiczne słowo roku 2022. Między "jastrzębiem" a "płaskowyżem"

Jastrząb, płaskowyż, pakt sopocki. Jakie jest ekonomiczne słowo roku 2022? Wybór nie jest prosty, a Jarosław Kaczyński bije się z Adamem Glapińskim o tytuł stand-upera seniora, bo to właśnie ci dwaj panowie są autorami wypowiedzi, które najgłośniej rezonowały w przestrzeni publicznej. O zwycięstwie w rankingu nie zdecydują jednak koneksje partyjne ani walka politycznych frakcji, a głosy Czytelników. Zapraszamy!

Plebiscyt na Młodzieżowe Słowo Roku 2022 został rozstrzygnięty. Oskar w świecie językoznawców zgarnęło słowo "essa". Nie wkroczyło na scenę, by podziękować rodzicom, ale wiemy, że gdyby mogło, podziękowałoby nastolatkom, że to właśnie za jego pomocą wyrażają pozytywne emocje czy triumf.

Z perspektywy mentalnego boomera trudno wyobrazić, by użyć tego słowa w zdaniu wielokrotnie złożonym, ale ostatni plebiscyt to dowód na to, że słowa mają moc. Dlatego też redakcja Next.Gazeta.pl postanowiła uruchomić własne głosowanie – na ekonomiczne słowo roku.

Nie będzie nim ani bessa, ani hossa, bo to byłoby zbyt trywialne. Na przestrzeni ostatniego roku słów-kluczy pojawiło się całe mnóstwo. Które z nich najlepiej opisuje to, co dzieje się w świecie biznesu? Nasi kandydaci to osiem słów, wybranych przez redaktorów i redaktorki Next.gazeta.pl.

Aktualizacja z 14.12:

Za nami już pierwszy półfinał głosowania na Twitterze Gazeta.pl, gdzie lider okazał się bardzo wyraźny - na płaskowyż zagłosowało 58% osób, które wzięły udział w naszym plebiscycie. Ale to nie koniec - przed nami drugi półfinał, kolejne cztery słowa. W tych dwóch ankietach wskażecie czterech finalistów, a ostateczne głosowanie planujemy w weekend. 

To od Was zależy, które słowo wygra. Poniżej ankiety znajdziecie wyjaśnienie wszystkich słów. Dziękujemy za udział i dobrej zabawy!

Tu środowy, drugi półfinał:

Tu pierwsi półfinaliści z liderem - płaskowyżem:

Zobacz wideo Polska wśród liderów wydatków na zbrojenia. Co z finansowaniem?

"Jastrząb" lądujący na "płaskowyżu"

WIBOR. Skrót, przy rozszyfrowaniu którego można zasnąć z nudów, bo oznacza po prostu Warsaw Interbank Offered Rate. To referencyjna wysokość oprocentowania pożyczek na polskim rynku międzybankowym [dźwięk chrapania]. U kredytobiorców to czysto techniczne określenie budzi jednak gigantyczne emocje. Rynkowa stawka WIBOR 3M, na które bazuje oprocentowanie kredytów mieszkaniowych, wynosi już 7,53 proc. Wskaźnik rósł sobie niczym mol spożywczy schowany w słoju z bułką tartą cały rok - o ok. 700 punktów bazowych przez rok. Efekt? Kto we wrześniu płacił ratę za mieszkanie w wysokości ok. 2500 zł miesięcznie, płacić musi ponad 5000 zł.

JASTRZĄB. Objawił się Polsce na konferencji Narodowego Banku Polskiego pod postacią prezesa instytucji. Adam Glapiński po marcowej decyzji Rady Polityki Pieniężnej w sprawie stóp procentowych wypowiedział słowa, po których powinna zapaść dramatyczna cisza. Na wzór milknącego pianisty w westernie. "Stoję przed państwem jako jastrząb na czele jastrzębi, które tworzą dziś RPP. Cała RPP jest zdeterminowana, aby zbić inflację" – powiedział prezes NBP. Inflacja jastrzębia się jednak nie wystraszyła i spokojnie hasała sobie dalej. Zaczęła spadać dopiero w listopadzie. Gdyby była myszą, być może uznałaby Adama Glapińskiego bardziej za tłustego kota, któremu tak naprawdę uganiać za inflacją się nie chce. A koty uspokajają – o czym prezes banku centralnego opowiadał zdumionym dziennikarzom podczas grudniowej konferencji prasowej.

JAPONIA. Zawitała do portfeli Polaków, zanim ci zdążyli się zorientować. Niewielu z nas zagląda bowiem do danych OECD. Jarosław Kaczyński zajrzał i wyciągnął swoje wnioski. - Jesteśmy państwem drugim po Japonii, jeżeli chodzi o wysokość płac – wypalił w październiku. Czym zmusił dziennikarzy do wertowania raportów organizacji. Szybko okazało się, że prezes PiS wybrał sobie wykres pasujący mu do tezy. OECD publikuje dane dotyczące dochodów w poszczególnych krajach. Ekonomiści wskazują jednak, że miarodajnym porównaniem jest "wysokość wynagrodzenia wyrażoną w dolarach amerykańskich według parytetu siły nabywczej w cenach stałych". Te słupki tak korzystne dla Polski nie są. Na 35 krajów nasz zajmuje 24. miejsce, a za nami znalazły się takie kraje jak Meksyk czy pogrążone w coraz większym kryzysie Węgry.

TARCZA. Rozpostarł ją nad Polakami premier Mateusz Morawiecki. Niczym ojciec najlepszy obronił nas przed inflacją na wiele sposobów – znosząc VAT na żywność, obniżając go na paliwa, energię elektryczną, gaz. Zdaniem ekspertów to lekarstwo ma jednak gorzki smak. - Obniżka VAT zmniejszy ceny żywności przejściowo, ale ostatecznie ceny będą najprawdopodobniej wyższe niż przed obniżką VAT, więc konsumenci na tym stracą. W przyszłym roku presja inflacyjna będzie już jednak mniejsza, a więc i ten wzrost będzie mniej odczuwalny – wyjaśniał w rozmowie z Gazeta.pl Jakub Olipra, ekspert od rynku żywności.

PŁASKOWYŻ. Wspinał się na niego Adam Glapiński. W słynnej wypowiedzi sprzed miesięcy szef NBP zapewniał, że inflacja hamuje, a więc zaraz wstąpimy na inflacyjną równinę. Zahamowanie nastąpiło dopiero w listopadzie, na co szef banku centralnego ma barwne – a jakże by inaczej – wytłumaczenie. - Płaskowyż to są górki i dołki. Jak to jest na płaskowyżu, ale nie góry. Trochę może wzrosnąć, trochę wrócić. Czy to, co się dzieje w tej chwili -  jest w logice płaskowyżu? – pytał sam siebie na grudniowej konferencji.

TRAKTAT SOPOCKI. W połowie wakacji nieco zmarzniętego prezesa Narodowego Banku Polskiego spacerującego po sopockim molo zaczepiła pewna dama. Ukrytą kamerą udokumentowała nieoficjalne przewidywania Adama Glapińskiego dotyczące podwyżek stóp procentowych. "Czy będą kolejne?" pytała zrozpaczona wysokością raty działaczka AgroUnii działająca pod przykrywką zwykłej kobiety. - Jeśli będzie, to jedna podwyżka 0,25 - obiecał prezes. I faktycznie słowa dotrzymał, bo od czasu jego słów RPP stopy podniosła zgodnie z "traktatem".

DEZINFLACJA. Kolejne trudne słowo, które warto jednak zapamiętać, bo w przyszłym roku publiczne media będą je emitować nawet w programach dla dzieci. Inflacja w końcu bowiem spadnie, a w odtrąbieniu sukcesu na skalę jakiej nie widzieliśmy od zaborów, pomoże proste prawo statystyki. Tzw. efekt bazy. Inflację porównuje się bowiem rok do roku i akurat w okolicach przyszłorocznych wyborów wartość ta może być bardzo korzystna dla rządu. Bo inflacja dzisiaj urosła sobie o kilkanaście procent, w przyszłym roku spuchnie o kolejne kilka, ale rząd będzie mógł użyć słowa "dezinflacja" niczym wytrycha do serc głosujących. 

SZYJA. Co ma piernik do wiatraka, czyli szyja do ekonomii? W pięknym umyśle Jarosława Kaczyńskiego te dwa odległe pojęcia jakoś się jednak zbiegły. Poważnym problemem, który ma wpływ na ekonomię, jest dzietność. Szczyt wskaźnika Polska osiągnęła w roku 2014, od tego czasu sukcesywnie spada. Jakby szydził ze starań rządu takich jak program "500 Plus". Tyle że on z definicji demograficzny był tylko na początku, gdy tylko okazało się, że do zwiększenia urodzeń nie prowadzi, rząd zaczął nazywać go socjalnym. Tak czy owak, problem z urodzeniami, nie wina rządu, a kobiet - taki wyrok wydał Jarosław Kaczyński. - Ja nie jestem zwolennikiem bardzo wczesnego macierzyństwa, no bo kobieta też musi dojrzeć do tego, żeby być dobrą matką. Ale no jak do 25. roku daje w szyję... - powiedział, zawieszając głos w teatralnym geście. 

I brnął w wykarczowany przez siebie las żenady. - Jeżeli się na przykład utrzyma taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety, piją tyle samo, co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie – mówił podczas spotkania z wyborcami prezes PiS, wywołując salwy śmiechu niczym uczestnik show dla stand-uperów seniorów. - To jest kwestia po prostu pewnego nastawienia ludzi, a szczególności pań. No bo to kobiety rodzą dzieci – dodał.

Ranking ekonomicznych słów roku jest, jak widać, dość gorzki. Który z terminów zasługuje na specjalne wyróżnienie? Zapraszamy do głosowania.

Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl

Więcej o: