Narodowy Bank Polski pokazał swój najnowszy "Raport o inflacji". Zawiera on m.in. najnowszą projekcję inflacji i wzrostu gospodarczego na najbliższe dwa-trzy lata.
Z projekcji wynika, że w ostatnim kwartale br. inflacja roczna spadnie do średniego poziomu 7,6 proc., pod koniec 2024 r. do 4,8 proc., a pod koniec 2025 r. do 3,1 proc. To oczywiście przy założeniu braku żadnych nieprzewidzianych okoliczności, a także bez zmian stóp. Przy podobnych założeniach PKB Polski ma w 2023 r. wzrosnąć realnie o 0,9 proc., w 2024 r. o 2,1 proc., a w 2025 r. o 3,2 proc.
Projekcja jest bardzo podobna do poprzedniej - z listopada 2022 r. Na czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński mówił, że "płaskowyż inflacji się kończy, teraz będzie bardzo szybkie zejście". W styczniu inflacja wyniosła 17,2 proc., w lutym według Glapińskiego ok. 18,5 proc. (GUS poda te dane 15 marca), a potem "będzie lecieć na łeb na szyję".
Na koniec roku inflacja będzie wynosiła trochę ponad 7 proc. - zgodnie z najnowszą projekcją inflacyjną NBP. A osobiście myślę, że będzie nawet niższa. Z dzisiejszego punktu widzenia to będzie raj!
- cieszył się Glapiński. Zaznaczmy, że spadek inflacji nie oznacza spadku cen. One wciąż będą rosnąć, ale w wolniejszym tempie niż w ostatnim czasie.
Przypomnijmy, że cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. (choć jak jest w przedziale 1,5-3,5 proc., to uznaje się, że jest w porządku). Zejście do tego poziomu zajmie inflacji w Polsce, według marcowej projekcji, jeszcze około trzech lat. Zdaniem części ekonomistów, prognozowana inflacja ok. 7 proc. na koniec roku zdecydowanie nie powinna więc Glapińskiego cieszyć. Ten jednak wyjaśnia, że inflacja powinna obniżać się stopniowo, a jej gwałtowny spadek do celu - osiągniętymi kolejnymi podwyżkami stóp - miałby opłakane skutki dla wzrostu gospodarczego i wyraźnie podbiłby stopę bezrobocia.
Uzbrojona w najnowszą projekcję inflacyjną Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała o pozostawieniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie (główna stopa NBP 6,75 proc.). Tego spodziewali się ekonomiści.
Glapiński wyjaśniał na konferencji prasowej, że zdaniem RPP taki poziom jest właściwy dla zwalczania inflacji, choć oczywiście gdyby tempo wzrostu cen - wbrew projekcji NBP - przyspieszyło, to Rada może zareagować. Mimo wszystko ekonomiści spodziewają się, że kolejnym ruchem RPP będzie raczej obniżka stóp. Kiedy do niej dojdzie?
Prezes NBP liczy, że stopy będzie można obniżyć w ostatnim kwartale br. - Ale to jest moje zdanie, nawet niekonsultowane z innymi członkami RPP. Gdy obecnie inflacja wynosi 17,2 proc., to nie dyskutujemy o obniżkach stóp, tylko czy podnosić czy nie - mówił Glapiński.
Choć w Sejmie szczególne emocje wzbudzały tematy Jana Pawła II czy śmierci syna posłanki Filiks, to zdarzyło się też kilka ważnych spraw gospodarczo-technologicznych.
Po pierwsze, Sejm przyjął ostatecznie przyjął nowelizację ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Niby zakłada ona liberalizację przepisów - odległość wiatraka od zabudowań będzie musiała wynosić minimum 700 metrów, a nie dziesięciokrotność wysokości wiatraka (czyli w praktyce nawet 1,5-2 km). Z drugiej strony, Sejm odrzucił poprawkę Senatu skracającą ten dystans do 500 metrów. Fundacja Instrat szacowała, że gdyby ta poprawka przeszła, potencjał energetyki wiatrowej na lądzie wzrósłby o ponad 60 proc. (względem stanu z 700 metrami odległości).
Po drugie, Sejm przyjął także rządowy projekt ustawy o aplikacji mObywatel. W największym skrócie zrównuje on dowód "w aplikacji" z tradycyjnym kawałkiem plastiku. Oznacza to, że np. w urzędzie będzie można nareszcie okazać smartfon. Dziś to w wielu sytuacjach jeszcze niemożliwe.
Sejm odrzucił także na obecny posiedzeniu obywatelski projekt ustawy o uchyleniu ustawy o opłatach abonamentowych. Konsekwencją przyjęcia dokumentu byłaby likwidacja TVP Info.
Podczas poniedziałkowej konferencji "Stabilne Finanse Publiczne" premier Mateusz Morawiecki przez kilka kwadransów na wielu różnych przykładach, liczbach i wykresach wyjaśniał, że sytuacja finansów publicznych czy ściągalność podatków są niebotycznie lepsze niż za czasów PO-PSL. Padły jednak nie tylko porównania do przeszłości, ale także aktualne dane i zapowiedzi na przyszłość.
Jeśli chodzi o te aktualne dane, to premier poinformował m.in., że deficyt budżetowy w 2022 r. wyniósł tylko 12,4 mld zł. "Tylko", bo w ustawie budżetowej zakładano deficyt grubo ponad dwa razy wyższy (29,9 mld zł). Z drugiej strony, gdyby patrzeć na deficyt całego sektora finansów publicznych - czyli także w funduszach pozabudżetowych (finansowano z nich choćby działania osłonowe dla odbiorców energii) - to sięgnął on zapewne ok. 90 mld zł.
I właśnie tych funduszy dotyczyła ważna zapowiedź premiera. Poinformował on (a później wyjaśniał m.in. główny ekonomista Ministerstwa Finansów Łukasz Czernicki), że zostaną one w dużej mierze zlikwidowane. - Nie mamy nic do ukrycia - przekonywał szef rządu. Poza budżetem (ze względu na, zrozumiałą w tym wypadku, ograniczoną jawność) zapewne pozostaną tylko np. wydatki na armię.
Zmiana ma wzmocnić przejrzystość polskich finansów (zadłużenie poza budżetem nie podlega kontroli parlamentu). Dług budżetowy, a nie emitowany m.in. przez BGK czy PFR, jest też tańszy. Z drugiej strony, wciągnięcie zadłużenia pozabudżetowego na raz do budżetu błyskawicznie zbliżyłoby nas do ustawowych i konstytucyjnych progów ostrożnościowych. Przekroczenie 55 proc. oznacza konieczność cięć w budżecie, przekroczenie 60 proc. to już dla rządu "kaplica" - idzie pod Trybunał Stanu.
Dziś dług publiczny w relacji do PKB, po wyłączeniu zadłużenia pozabudżetowego (a tak to się liczy na potrzeby progów ostrożnościowych), wynosi ok. 40 proc. Po jednorazowym włączeniu całego tego dodatkowego zadłużenia (ok. 300 mld zł!) byłoby to już ok. 50 proc. Pojawiały się teorie spiskowe, że rząd Morawieckiego szykuje tym samym brzydki żart dla opozycji, gdyby ta na jesieni przejęła władzę w Polsce (a wszak tyle razy krzyczała, że dług poza budżetem to raj wydatkowy Morawieckiego). Zapowiedź głównego ekonomisty Ministerstwa Finansów, że operacja będzie zapewne rozciągnięta na lata, jednak oddala te obawy.
Amerykański bank SVB (Silicon Valley Bank) - jak sama nazwa wskazuje koncentrujący się na finansowaniu spółek z Doliny Krzemowej - poinformował w czwartek o stracie ok. 1,8 mld dolarów na portfelu obligacji. Musiał je sprzedać w celu ratowania płynności po dużym odpływie depozytów klientów. Jednocześnie był zmuszony podnieść kapitały o ponad 2 mld dol. poprzez awaryjną emisję akcji. Walory spółki potaniały w czwartek o ponad 60 procent, a strach przez kryzysem bankowym jak z 2008 r. rozlał się nie tylko po amerykańskim rynku, ale i światowych (w tym polskim).
Sektor bankowy jest obecnie posiadaczem gigantycznej ilości amerykańskiego długu, który w wyniku agresywnych podwyżek stóp przez Fed przyniósł mu olbrzymie i cały czas rosnące niezrealizowane straty. Zasady księgowe pozwalają nie uwzględniać ich w wynikach, tak długo jak obligacje traktowane są jako "trzymane do zapadalności". Gdy jednak z jakiegoś powodu odpływ depozytów wymusza konieczność ich sprzedaży, sytuacja ulega diametralnej zmianie
- wyjaśnia Kamil Cisowski, dyrektor Zespołu Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego w Domu Inwestycyjnym Xelion. Zjawisko "zapakowania" w obligacje stałokuponowe przy historycznie niskiej rentowności dotyczy nie tylko amerykańskiego sektora bankowego, ale także innych, w tym polskiego.
Nastrojów na rynkach nie poprawia też to, co mówił we wtorek przed Kongresem USA prezes Fed, Jerome Powell. A wyjaśniał, że "najnowsze dane gospodarcze są lepsze, niż oczekiwano, co sugeruje, że ostateczny poziom stóp procentowych będzie prawdopodobnie wyższy niż wcześniej przewidywano".
Gdyby całość danych wskazywała na to, że szybsze zacieśnienie jest uzasadnione, bylibyśmy przygotowani na zwiększenia tempa podwyżek stóp
- dodał. Niewykluczone wobec tego, że na najbliższym posiedzeniu (21-22 marca) Fed znów podniesie stopy o 50 punktów bazowych (1 lutego podniósł o 25 pb). Obecnie główna stopa to 4,75 proc. Według obecnych wycen rynkowych może dojść nawet do 5,5-5,75.
Przykre dla frankowiczów dane przyszły ze Szwajcarii, gdzie inflacja w lutym wzrosła do 3,4 proc. Na nasze ostatnie standardy to bardzo mało, ale dla Szwajcarów to jeden z najwyższych odczytów od lat, a także wyższy od oczekiwań. Tym samym ryzyko, że SNB (szwajcarski bank centralny) ma posiedzeniu 23 marca znów podniesie stopy - co podbije oprocentowanie kredytów "frankowych" w Polsce - wzrosło.
Trwa doroczna sesja chińskiego parlamentu (Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych). Zatwierdziło ono już wybór Xi Jinpinga, na prezydenta Chin. To będzie jego trzecia, bezprecedensowa, pięcioletnia kadencja.
Jednocześnie poinformowało, że cel gospodarczy ustanowiono "tylko" na 5 proc. Tylko, bo to bardzo mało jak na chińskie standardy, chociaż akurat w zeszłym roku chińska gospodarka (m.in. z powodu polityki zero-covid) urosła tylko o 3 proc., najmniej od 1976 r.
Owszem, Chiny chcą skupić się choćby na pobudzeniu konsumpcji, ale jednocześnie mają wiele innych wyzwań niż sam wzrost gospodarczy. W weekend ogłosiły, że zwiększają wydatki na obronność aż o ponad 7 proc., do równowartości 224 mld dolarów. To efekt wojny w Ukrainie, która nasila też napięcia przede wszystkim na linii z Waszyngtonem.
W czwartek francuski Senat przegłosował podwyżkę wieku emerytalnego z 62 do 64 lat. Plany rządu od wielu tygodni wywołują gorący sprzeciw w kraju.
We wtorek 7 marca ruszyła szósta fala protestów. Na ulice francuskich miast wyszło ponad 1,2 miliona ludzi - najwięcej od początku stycznia. W środę strajki objęły m.in. sektory energii i transportu. Związkowcy blokowali transporty paliwa z rafinerii naftowych i niektóre zakłady energetyczne.
Lubimy, jak polskie rozwiązania zyskują popularność w świecie, więc odnotujmy - Polski Standard Płatności, operator systemu płatności BLIK, ogłosił wejście na rynek rumuński. System ma być otwarty na wszystkie banki i agentów rozliczeniowych. Formalnie ma ruszyć po uzyskaniu prawnej zgody na działalność od Banku Narodowego Rumunii. W pierwszej kolejności BLIK w Rumunii ma zostać wdrożony w płatnościach w sklepach internetowych, potem także w bankomatach i terminalach płatniczych.