To był dość nudny rok w świecie smartfonów. Obawiam się niestety, że rok 2017 będzie pod tym względem podobny. Chciałbym się mylić. Chciałbym, aby producenci czymś mnie zaskoczyli, zaciekawili lub chociaż zaintrygowali. W tym miejscu liczę przede wszystkim na Apple. Gigant z Cupertino nie może już dłużej grać na zwłokę. Nie może ukrywać się za stosem gotówki i świetnymi wynikami sprzedaży. Musi wyłożyć wszystkie karty na stół i pokazać, że wciąż może tworzyć produkty, których nie powstydziłby się Steve Jobs. A czy może być do tego lepsza okazja od 10 rocznicy rynkowego debiutu pierwszego iPhone'a?
Liczę, że iPhone 7S (czy też iPhone 8) będzie urządzeniem, które stanie się "benchmarkiem" dla innych smartfonów. Przecieki, które do nas docierają są zachęcające: ekran OLED, nowy potężny układ A11, szklana obudowa, a do tego możliwość bezprzewodowego ładowania. Martwią mnie natomiast plany pozbycia się z telefonu przycisku "Home", który towarzyszy iPhone'owi od samego początku.
W przyszłym roku z ciekawością będę przyglądać się również rynkowi elektrycznych (i/lub autonomicznych) samochodów. Rynkowi, który rozwija się w niezwykle szybkim tempie. Dziś to nie tylko Tesla Motors, ale wielu innych producentów. Cieszy mnie to, że na "elektryki" coraz częściej stawiają tradycyjne koncerny motoryzacyjne, jak choćby BMW, Nissan, Mercedes czy Ford.
Kompletnie nie wierzę natomiast w projekt Faraday Future. Tajemniczy amerykański startup, który powstał za chińskie pieniądze, szumnie zapowiadał, że rzuci wyzwanie samej Tesli. Rok temu na targach CES pokazał nawet koncept futurystycznego samochodu elektrycznego. Dziś okazuje się, że FF nie ma ani samochodu, ani fabryki (jej budowa stanęła w miejscu), ani pieniędzy. Szkoda, bo zapowiadało się to naprawdę ciekawie.
Daniel Maikowski
Przyszły rok będzie przełomowy, jeśli chodzi o rynek inteligentnych zegarków. Obecnie branża ta przeżywa załamanie. Tylko w 3 kwartale 2016 roku sprzedaż smartwatchy spadła o 72 proc. w stosunku do 2015. Niektóre firmy, jak chociażby Lenovo, w ogóle wstrzymują się z prezentowaniem nowych modeli, a Pebble właśnie dało się kupić producentowi opasek fitness - Fitbitowi.
Dlatego w 2017 roku producenci tych urządzeń będą musieli udowodnić nam, konsumentom, że smartwatch to coś więcej, niż tylko centrum powiadomień na nadgarstku. Na razie na to się nie zanosi. Apple Watch 2 to kopia pierwszej generacji z lepszymi podzespołami, ale bynajmniej nie z lepszym softwarem. Samsung Gear S3 również niewiele różni się od zeszłorocznego modelu.
Ten spadkowy trend i mało ekscytujący rynek może nieco rozruszać Google, które na poważnie wkroczyło w hardware (patrz: Google Pixel - pierwsze wrażenia) i szykuje aż 2 modele inteligentnych zegarków w 2017 roku. Podejrzewam jednak, że ich dostępność będzie równie ograniczona, jak w przypadku smartfona, a to przez Asystenta Google, który dostępny jest tylko w kilku wybranych językach. Ratunkiem dla branży może stać się rozwój Internetu Rzeczy (IoT) i włączenie smartwatchy w ten ekosystem w roli pilota inteligentnych samochodów, domów i garaży. Czy jednak ktokolwiek będzie na to czekał, gdy Lenovo ma prototyp smartfona, który owija się wokół nadgarstka?
Jeżeli chodzi o sprzęt, to z dużym zaciekawieniem czekam na jeden z ostatnich telefonów BlackBerry, czyli DTEK70, który powinien pokazać się na CES 2017. Choć BlackBerry uśmierciło swój mobilny biznes, to jego ostatnie tchnienie w postaci smartfona z Androidem, 4,5 calowym ekranem i fizyczną klawiaturą, może wprowadzić nieco świeżości na rynku zdominowanym przez dyktat prostokąta i szkła. Ten telefon nie będzie dla każdego i nie odniesie sukcesu, który mógłby cokolwiek zmienić w sytuacji BlackBerry, ale przynajmniej będzie się czymś odróżniać od całej reszty. Zwłaszcza, że Kanadyjczycy przy okazji wypuścili sporo dobrych, godnych polecenia aplikacji na Androida.
Kamil Mizera
W 2016 roku Samsung zaprezentował dwa świetne modele smartfonów. Mowa o Galaxy S7 Edge i Note 7. Z całą pewnością można powiedzieć, że ten pierwszy był jednym z najlepszych urządzeń roku. "Galaktyczny notatnik" od Koreańczyków w momencie premiery zaskoczył jeszcze bardziej. Niestety przez problemy z akumulatorami z rewolucyjnego telefonu stał się kulą u nogi Samsunga.
W 2017 roku Koreańczycy muszą zatem zatrzeć ślady po koszmarze jaki zgotował Note 7. Z pewnością jeszcze bardziej postarają się, aby nowe flagowce przebiły konkurencję pod każdym względem. Na temat Galaxy S8 wiemy już z resztą całkiem sporo. O ile większość plotek się sprawdzi, S8 będzie smartfonem przełomowym.
Jeszcze większy apetyt mam tylko na nową generację Note'a. To bardzo przykre, że Note 5 z 2015 roku do Europy w ogóle nie trafił, a jego następca - Note 7 (Samsung pominął jeden numerek) okazał się "niewypałem". Od dwóch generacji nie mamy więc możliwości zakupu urządzenia z tej linii. Jeśli Samsung faktycznie planuje kontynuację serii, musi postarać się jeszcze bardziej niż w przypadku flagowca z linii "S".
W obu flagowych modelach z 2017 roku najbardziej liczę na minimalizację ramek wokół wyświetlacza. Samsung poczynił w tej kwestii już pewne kroki - od pewnego czasu "zagina" ekrany swoich flagowców. Teraz czas na (znaczne) zmniejszenie paska nad i pod wyświetlaczem (jak np. na grafice powyżej). Za tym idzie również rezygnacja z fizycznego przycisku Home pod ekranem, którego osobiście bardzo nie lubię, i wbudowanie optycznego czytnika linii papilarnych pod powierzchnią wyświetlacza.
Zresztą, cała branża smartfonów powinna pójść w tę stronę. Producenci będą starali się jak najlepiej zagospodarować przedni panel urządzenia, czego mamy już pierwsze przykłady, np. od Xiaomi. Widać więc, że konstruowanie bezramkowych telefonów jest technicznie możliwe, część producentów jednak dalej podąża ślepo za designem telefonów Apple. Minimalizacja ramek ma z resztą zalety nie tylko wizualne. Wyświetlacze telefonów nie mogą rosnąć przecież bez końca. To sposób na ich zwiększenie bez zmiany wymiarów obudowy samego urządzenia.
Wracając jednak do Note 8, możliwe, że zobaczymy w nim większy ekran (zmiana z 5,7 na 5,9 cala powinna wystarczyć), który - dzięki minimalizacji ramek - zachowa akceptowalne wymiary telefonu. Miłym akcentem byłaby również większa (tym razem bezpieczna) bateria i wbudowanie kolejnej generacji skanera tęczówki oka, który po raz pierwszy został zastosowany w modelu Note 7.
Bartłomiej Pawlak
Rok 2017 będzie ważny pod wieloma względami. Smartfony zyskają zupełnie nową jakość dzięki szybszym procesorom i zwiększonej ilości pamięci RAM. Urządzenia ze średniej półki staną się tak potężne, jak flagowce 2-3 lata temu.
Dla konsumentów to dobra wiadomość, ale jeszcze lepszą może być przełomowy smartfon, który zaprezentuje Microsoft. Surface Phone ma spełniać rolę smartfona i pełnoprawnego komputera. Z normalną, pełną wersją Windows.
Jeśli dobrze rozumiem sugestię Satyi Nadelli, Surface Phone ma być urządzeniem zastępującym komputer. Będzie oczywiście wymagał podłączenia monitora, klawiatury, ale konieczność korzystania ze stacji dokującej nie jest wielkim problemem.
Większy to mobilny interfejs Windows. Konsumenci wybrali Androida. I z tego powodu sukces Surface Phone nie jest przesądzony. Może się okazać, że potęga "stacjonarnego Windows" to za mało, że potrzebna jest jeszcze płynąca z przyzwyczajenia wygoda Androida.
Microsoft prezentując Surface Book i Surface Studio udowodnił, że potrafi tworzyć świetny, inspirujący, przełomowy sprzęt. Liczę na to, że nowy smartfon będzie zwieńczeniem tych wysiłków.
Rok 2017 będzie też rokiem VR i AR. Po pierwsze, niemal wszyscy giganci branży inwestują w tę dziedzinę. Microsoft, Intel, Samsung, Google, HTC i wiele innych, mniejszych firm. Po drugie, producenci ustalili standardy sprzętowe. Dziś już wiadomo, że z VR i AR będzie można korzystać na trzy sposoby. Pierwszy i najłatwiejszy to hełm, który wykorzystuje nasz smartfon. Drugi to hełm z własnym wyświetlaczem. A trzeci to hełm podłączony do komputera. Coraz więcej osób ma więc szansę zachwycić się, tak jak i ja, możliwościami tej technologii. Są oszałamiające.
Sukces rzeczywistości wirtualnej nie jest jeszcze przesądzony. Wielu twierdzi, że technologia umrze, nie przyjmie się tak jak nie przyjęły się telewizory 3D i smartwatche. Ja jestem zupełnie innego zdania. Rzeczywistość cyfrowa na pewno wejdzie w przyszłym roku w nową erę i przybliży nas do momentu, w którym stanie się zupełnie naturalna.
Robert Kędzierski
Chciałbym widzieć taki scenariusz: "Rozwojowi technologii towarzyszy wzrost poziomu bezpieczeństwa w internecie. Z roku na rok w sieci jest coraz spokojniej. Coraz rzadziej słychać o dotkliwych w skutkach atakach skierowanych w stronę użytkowników oraz infrastruktury". Niestety, to był tylko piękny sen. Muszę was obudzić do nieco mniej idealnej rzeczywistości, gdzie najgorsze dopiero przed nami.
Wydaje mi się, że nadchodzący rok przyniesie większą specjalizację i autonomię działania dla poszczególnych typów zagrożeń. Nowa kategoria urządzeń, która zaleje rynek niestety stwarza dodatkowe pole do manewru dla cyberprzestępców. Mowa o wszelkiej maści gadżetach typu IoT (Internet Of Things), które już teraz stopniowo zaczynają się pojawiać w naszych domach. Zwykłe przedmioty codziennego użytku podłączone do globalnej sieci i komunikujące się między sobą nie są jeszcze dobrze przygotowane do odpierania kierunkowych ataków i stanowią najsłabsze ogniwo w dostępie do chmury. A tam w końcu stopniowo wszystko się przenosi.
Jak pokazał mijający rok ataki hakerskie stają się coraz bardziej kierunkowe i wyspecjalizowane. W przyszłym roku spodziewam się dalszego pogłębienia tego trendu i zakłócania pracy dużych instytucji finansowych, rządowych oraz prywatnych korporacji. Mało tego, spodziewam się najgorszego ze scenariuszy, a mianowicie zakłócenia działania globalnej infrastruktury internetowej. Cyberprzestępcy zaczną się coraz bardziej interesować światem polityki oraz celebrytami, którzy mają w końcu ogromny zasięg i są niejako na świeczniku. Phishing, ransomware oraz inne pochodne typy złośliwego oprogramowania nadal zbierają swoje żniwo. I tutaj znów w mojej opinii staną się bardziej wyspecjalizowane, kierunkowe, a być może będą nawet w stanie samodzielnie uczyć się obrony przed wykryciem i unieszkodliwieniem.
Miasta, w których mieszkamy stają się coraz bardziej inteligentne i funkcjonują w sposób zautomatyzowany. Systemy zarządzania i sterowania praktycznie dowolnymi aspektami życia mieszkańców mogą stać się już wkrótce łakomym kąskiem dla hakerów. Skalę szkód spowodowanych takimi incydentami trudno mi sobie nawet wyobrazić. Paraliż sieci elektrycznej, sieci dostaw żywności, ataki na systemy finansowe - to nie są już scenariusze filmów SF. W takiej rzeczywistości już wkrótce możemy egzystować.
Sebastian Górski