Temat nr 1 ostatnich siedmiu dni to z pewnością saga dotyczące importu ukraińskiej żywności do Polski i jej tranzytu przez nasz kraj. Ten drugi zakaz, na mocy porozumienia z ukraińskim rządem, został już cofnięty. Ukraińskie zboże może jechać przez Polskę, ale ma być konwojowane.
W sobotę 15 kwietnia polski rząd ogłosił, że zakazuje przywozu do Polski produktów rolnych, m.in. zboża, cukru, owoców i warzyw, win, wołowiny, cielęciny i mleka. Rozporządzenie ministra rozwoju i technologii Waldemara Budy obowiązuje do 30 czerwca br.
Rząd wyjaśnia, że w ukraińskich produktach (m.in. pszenicy) wykryto pestycydy. W ten sposób przekonuje, że działa zgodnie z prawem UE (takie reguły handlu jak zakaz wwozu generalnie leżą w gestii Brukseli, a nie krajów członkowskich - Komisja Europejska już o tym przypomniała). Wcześniej polski rząd (wraz z kilkoma innymi) próbował ugrać - na razie bezskutecznie - powrót ceł na produkty żywnościowe z Ukrainy. Z drugiej strony, z Brukseli napływają sygnały, że jednak poszukiwany jest jakiś kompromis, np. większe dopłaty dla rolnictwa w krajach "zalanych" ukraińskim zbożem albo częściowy powrót ceł, a nawet przyzwolenie na blokadę importu niektórych towarów.
Zapewne z tymi pestycydami to prawda, ale mimo wszystko - zdecydowanie nie cała. Rządowi pali się na wsi pod nogami, bo rolnicy mają silosy wypchane po brzegi pszenicą, gdyż uwierzyli byłemu już ministrowi rolnictwa Henrykowi Kowalczykowi, który w zeszłym roku apelował o wstrzymanie się ze sprzedażą w oczekiwaniu na wzrost cen. Problem tylko w tym, że od tego czasu pszenica nie podrożała, ale potaniała. Warto natomiast zauważyć, że jest to zjawisko ogólnoświatowe - wynikające m.in. z wygaśnięcia globalnych obaw o niedobory tego surowca. Choć oczywiście lokalnie dodatkowy import zbóż z Ukrainy mógł jeszcze ceny zbijać (a dodatkowo oburzać rolników mogły doniesienia o nieprawidłowościach związanych ze wwozem surowca do Polski). Z najnowszych danych GUS wynika, że w skupach pszenica kosztuje o ponad 22 proc. mniej niż przed rokiem.
Rząd zarządził interwencyjny skup po 1400 zł za tonę pszenicy, czyli w rejonach maksimów cenowych pszenicy. Tymczasem obecnie jej cena to już ok. 1100 zł. Formalnie mechanizm będzie polegał na dopłatach do hektara, aby nie łamać przepisów unijnych. Rząd ma też dopłacać do innych płodów rolnych oraz do nawozów. Specjalna ustawa ma zostać uchwalona na specjalnym posiedzeniu Sejmu, może nawet jeszcze w kwietniu. Otwarte jest też pytanie, co ze skupionym zbożem rząd zrobi i gdzie będzie je przechowywał - eksperci mają poważne wątpliwości co do możliwości logistycznych. Minister rolnictwa Robert Telus zapowiedział, że do lipca cała nadwyżka zbóż (ok. czterech mln ton) wyjedzie z Polski. Jeśli to się nie uda, w okresie żniw PiS znów będzie miał potężny problem. Z drugiej strony, rządowa ingerencja w rynkowe procesy spadku cen zbóż może mieć efekt w postaci podbicia (czy bardziej - wolniejszego spadku) inflacji w Polsce.
Problemy ze zbyciem swoich towarów meldują także m.in. sadownicy, bo owoce z Ukrainy są dla krajowych producentów mrożonek tańsze.
Tymczasowy zakaz importu żywności z Ukrainy wprowadziły nie tylko Polska, lecz także Węgry, Słowacja i Bułgaria.
Inflacja bazowa (czyli bez cen żywności i energii) w marcu br. wyniosła w Polsce 12,3 proc. rok do roku - podał Narodowy Bank Polski. To nowy rekord - poprzedni (z lutego br.) wynosił 12 proc.
Generalnie przyjmuje się, że inflacja bazowa lepiej niż ta "pełna" (która w marcu spadła do 16,1 proc. względem 18,4 proc. w lutym) opisuje trwałość, uporczywość, "lepkość" inflacji. Lepiej pokazuje, czy wysoka inflacja wynika z szoków - niespodziewanych, nagłych wydarzeń - czy raczej już się zakorzeniła w gospodarce.
Prezes NBP oczywiście uspokaja - że inflacja bazowa też w końcu zacznie spadać (bo to normalne, że jej trend odwraca się z pewnym opóźnieniem względem głównego wskaźnika inflacji) oraz że inne gospodarki (np. amerykańskiej czy strefie euro) też mają jeszcze do czynienia ze wzrostem tej miary.
Rekord inflacji bazowej zasługiwał na oddzielny punkt, ale odnotujmy też inne ważne dane z polskiej gospodarki z ostatnich dni.
Po pierwsze, GUS poinformował, że w marcu przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (czyli w firmach powyżej dziewięciu pracowników) wyniosło 7508,34 zł. To oznacza wzrost o 12,6 proc. rok do roku. To wynik zbieżny z oczekiwaniami ekonomistów, choć wciąż wyraźnie niższy od inflacji (16,1 proc. w marcu).
Po drugie, kolejny spadek (rok do roku) realnych wynagrodzeń - ósmy z rzędu i dziesiąty w ostatnich 11 miesiącach - nie przeszkadzają Polakom mieć coraz lepszych nastrojów konsumenckich. Żeby nie było wątpliwości - wciąż są one złe, ale jednak nie tak jak jesienią 2022 r. Tzw. BWUK, czyli Bieżący Wskaźnik Ufności Konsumenckiej, wyniósł według najnowszego odczytu -32,2 pkt (-100 pkt to totalny pesymizm, +100 pkt to euforia konsumencka u wszystkich bez wyjątku). Słowem, wciąż nasze nastroje są minorowe, ale jednak najlepsze od lutego 2022 r. Był to już szósty wzrost BWUK z rzędu. Wskaźnik analizuje, co Polacy myślą o obecnym i przyszłym stanie swoich finansów oraz gospodarki i jaka jest ich gotowość do zakupów.
Po trzecie, GUS zrewidował odczyty PKB za lata 2021-2022 i okazało się, że polska gospodarka rosła w nich delikatnie szybciej, niż wcześniej podawał urząd. PKB Polski urósł w 2021 r. o 6,9 proc. (wobec 6,8 proc. według poprzedniego szacunku), a w 2022 r. o 5,1 proc. (poprzednio GUS informował o wzroście o 4,9 proc.).
Po czwarte, według metodologii Eurostatu (innej niż GUS-u), inflacja w Polsce wyniosła w marcu 15,2 proc. rok do roku, o 2 pp. mniej niż w lutym. Polskie 15,2 proc. to piąty najwyższy wynik z UE, zdecydowanym liderem są Węgry z inflacją 25,6 proc. Inflacja w Unii Europejskiej wyniosła w marcu br. 8,3 proc., wobec 9,9 proc. w lutym, a inflacja w strefie euro spadła z 8,5 proc. do 6,9 proc.
Narodowy Bank Polski poinformował, że w 2022 r. zanotował stratę w wysokości ponad 16,9 mld zł. To największy minus w historii polskiego banku centralnego. W ostatnich latach NBP raczej kończył lata na plusie, ewentualnie "na zero" (choć zdarzały się też straty, m.in. 2,5 mld w 2017 r. czy 12,4 mld w 2007 r.). Ba, w 2021 r. zanotował z kolei rekordowy zysk prawie 11 mld zł. 95 proc. zysku NBP zasila finanse publiczne (według najnowszych reguł - Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych w BGK). Jednak jako że zysku w 2022 r. nie było, to NBP w tym roku nie przekaże nic (ale też oczywiście nikt nie musi mu niczego dopłacać).
Rekordowa strata nie jest dowodem na złe zarządzanie bankiem centralnym (podobnie jak wysokie zyski niekoniecznie muszą oznaczać, że bank centralny działa idealnie). Kilka tygodni temu wyjaśniali to ekonomiści Pekao, wskazując, że banki centralne są instytucjami non-profit, a ich zadaniem jest utrzymanie inflacji na niskim poziomie oraz stabilizacja waluty i systemu finansowego, a nie przynoszenie zysków.
Przynoszenie strat przez banki centralne nie niesie zaś za sobą praktycznie żadnych negatywnych konsekwencji. Nie muszą one martwić się o płynność, ponieważ same ją tworzą (we własnej walucie oczywiście). Nie muszą nawet martwić się o wypłacalność, gdyż historia zna przypadki banków centralnych działających skutecznie przy zerowych lub ujemnych kapitałach własnych
- wyjaśniali.
NBP poinformował, że strata wynika przede wszystkim z podwyżek stóp procentowych (choć część obserwatorów wytyka bankowi też np. dwa mld zł straty na kontraktach terminowych). Gigantyczne, wielomiliardowe straty z tego powodu poniosły w 2022 r. także największe banki centralne świata, np. amerykański Fed, Bank Anglii czy Szwajcarski Bank Narodowy.
Jak działa mechanizm strat banków centralnych w efekcie wzrostu stóp procentowych? Po stronie aktywów mają obligacje skarbowe (skupowane od banków komercyjnych po kryzysie 2008 r. i po wybuchu pandemii koronawirusa) - to długie (czas do wykupu) papiery o stałym oprocentowaniu. Z kolei w pasywach są depozyty banków komercyjnych, oprocentowane stopą depozytową (a ta wszak była podnoszona).
Z jednej strony więc wzrosły bankom centralnym koszty finansowania. A dochodowość aktywów pozostała taka sama (wyceny rynkowe obligacji skarbowych nawet spadły). Trudno w takiej sytuacji nie odnotować straty finansowej
- pisali ekonomiści Pekao.
Komisja Europejska niespodziewanie zdecydowała o obniżeniu wysokości kary dla Polski za niewykonanie decyzji TSUE ws. likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego - z miliona euro dziennie do pół miliona. KE naliczała Polsce po milion euro kary dziennie od listopada 2021 r. Do tej pory, w przeliczeniu na złote, zebrało się tego już ok. 2,4 mld zł. Komisja potrąca kary z funduszy unijnych.
Polski rząd w listopadzie 2022 r. złożył wniosek o zaprzestanie naliczania kar, ale w zeszłym tygodniu KE oddaliła go.
Z najnowszego "Raportu o stanie populacji świata", przygotowanego przez Fundusz Ludnościowy Narodów Zjednoczonych przy ONZ, wynika, że jeszcze w tym roku Indie prześcigną Chiny pod względem liczby ludności. Z szacunków ekspertów agendy wynika, że populacja Indii sięgnie ok. 1,4286 mld osób, a Chin - ok. 1,4257 mld. Oczywiście dokładny moment przeskoczenia Chin przez Indie nie jest znany - może już nawet do tego doszło, może dojdzie w okolicach połowy roku.
Trzecim najludniejszym krajem świata pozostają Stany Zjednoczone (ok. 340 mln mieszkańców w połowie 2023 r.), a łączna liczba ludności na Ziemi sięgnie w połowie roku ok. 8 mld 45 mln osób.
Z jednej strony - populacja Indii cały czas rośnie. Z drugiej - Chiny zmagają się z poważnym kryzysem demograficznym. W 2022 r. populacja Chin spadła o 850 tysięcy osób i był to największy spadek od 1961 roku, czyli od czasu wielkiego głodu.
Pozostając w tematach demograficznych, warto odnotować także najnowszą projekcję Eurostatu. Wynika z niej, że populacja Polski do 2100 roku skurczy się o ponad 8,1 mln osób - do ok. 29,5 mln osób. Co więcej, gdyby nie migracje (według Eurostatu saldo migracji - czyli nadwyżka imigrantów nad emigrantami - wyniesie 5,2 mln osób), to liczba ludności Polski spadłaby aż o blisko 13,4 mln osób. Eurostat szacuje bowiem, że do końca wieku (od początku 2022 r.) umrze w Polsce prawie 34,4 mln osób, a na świat przyjdzie tylko ok. 21 mln. W ujęciu procentowym Polsce do 2100 r. ma ubyć ok. 22 proc. mieszkańców. Gorsze prognozy Eurostat ma tylko dla kilku krajów - Litwy, Łotwy, Grecji, Chorwacji, Bułgarii i Rumunii. W ujęciu liczbowym więcej mieszkańców stracą tylko Włochy.
Szacunki dla całej Unii wskazują, że do 2100 r. ubędzie jej ponad prawie 27,3 mln mieszkańców - czyli tylko Polska będzie odpowiadała za mniej więcej 30 proc. całego spadku. Ubytek naturalny sięgnie w UE ponad 125,3 mln osób, ale w dużej (choć nie pełnej) mierze zrekompensuje go dodatnie saldo migracji (ponad 98 mln osób).
W czwartek ok. 15:30 polskiego czasu z kosmodromu w Boca Chica w Teksasie wystartowała rakieta Starship - największy statek kosmiczny, jaki kiedykolwiek zbudowano. Rakieta została skonstruowana przez SpaceX, firma Elona Muska.
Statek eksplodował po ok. czterech minutach od startu, ale Musk szczególnie się tym nie przejął. Od początku nie widział dużych szans ma pełen sukces misji. "Wiele się nauczyłem przed kolejnym uruchomieniem testowym za kilka miesięcy" - skomentował próbę miliarder. SpaceX zbuduje teraz nowego Starshipa i przeprowadzi ponowną próbę lotu.
W rakietach Starshipa w przyszłości mają oni odbyć loty na Księżyc oraz na Marsa.
***
Studia Biznes i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: